sobota, 22 grudnia 2018

Świąteczny koszyk ciastkowych rozkoszy

O tym, że jadalne prezenty to moja słabość wiadomo nie od dziś. W tym roku zainspirowana restauracją Water and Wine postanowiłam przygotować Rozkoszyk.

W Water&Wine nic nie może być zwyczajne. Kiedy na stole pojawił się drewniany koszyk na nici (taki z półeczkami na różnych poziomach, które się rozjeżdzają na dwie strony) nie miałam pojęcia czemu on służyć miałby. Okazało się, że jest to rozkoszyk - koszyk pełen rozkoszy. Były w nim cudowne pralinki - chlebowe, śliwki nałęczowskie, winne. Pralinki nie są moją mocną stroną i czasem źle znoszą loty. Dlatego w tym roku zrobiłam rozkoszne pudełka pełne ciasteczek. 

Podam Wam przepisy na wszystkie - ciastka owsiane z suszoną wiśnią, czekoladą, skórką i migdałami; rogaliki rugelachy na serku philadelphia z orzechami włoskimi i wiśniami; maślane ciastka z tahini i pomarańczą; szybkie pierniczki. Upieczenie tych ciastek zajęło mi 3 godziny - są ich cztery rodzaje. Warto przygotować wcześniej masło, żeby było miękkie; papier do pieczenia i naprawdę robić jedną masę za drugą. Bez popijania winka, gadania przez głośno-mówiący i oglądania serialu. Poza tym, kiedy jedna porcja ciastek jest w piecu trzeba porcjować lub przygotować kolejną porcję. Taka solidna praca bardzo się opłaca, bo wszystko załatwiacie w jednym czasie. Jeśli chcecie do pracy włączyć dzieci to spokojnie zajmie Wam to cały dzień. Dlatego z ręką na sercu - nie radzę robić z dziećmi tak dużo. Za to miłośniczkom pieczenia naprawdę polecam taki maraton z piekarnikiem - to była moja najlepsza część urodzin. 

Ważna jest też kolejność przygotowania ciastek: przygotowujemy masę na rugelachy, robimy ciastka owsiane, wałkujemy masę na rugelachy, przygotowujemy ciastka z tahini, robimy rugelachy, a na końcu pierniczki. Powodzenia! 



Rugelachy z orzechami włoskim i wiśniami 

Duńskie Boże Narodzenie

Dania to jest jedynak fascynujący kraj: od połowy listopada oficjalnie zaczyna się świętowanie Bożego Narodzenia. Nie tylko wszędzie wiszą świąteczne dekoracje, ale na wszystkich stołach pojawiają się typowe świąteczne dania. 



Po czym poznać, że to już?

Po pierwsze, po piwie. Duńczycy od niedawna mają niezwykły sposób na uroczyste rozpoczęcie sezonu świątecznego. Jest to J-Dag (dzień J). W pierwszy piątek listopada o godzinie 20:59 browar Tuborg wypuszcza świąteczne piwo – Jullebryg, stąd nazwa dzień bożonarodzeniowego piwa. Tradycja narodziła się w 1990 roku po tym jak o 20:59 w telewizji poleciała pierwsza reklama obwieszająca światu – świąteczny Tuborg oznacza Święta. Tego dnia dokładnie o 20:59 wielkie ciężarówki Tuborga otwierają swoje bagażniki i pod najważniejszymi barami w największych miastach Danii zupełnie za darmo rozdają świąteczne piwo. W sklepach sprzedaż zaczyna się o 20:59. Można więc uznać, że w pierwszy piątek listopada o godzinie 20:59 zaczyna się świąteczny sezon.

Po drugie, na wszystkich kostkach masła Lurpak i na każdym kartonie mleka Arla widnieje napis God Jul. W sklepach, w zoo, muzeach, szkołach wiszą piękne czerwono-białe serduszka – papierowe wycinanki, które podobno wymyślił sam Andersen (tak, ten od bajek dla dorosłych). Z każdego rogu wyglądają małe skrzaty – nisse, które dobrze znacie z produktów m.in. ikea. Mają długie brody, kartoflane noski i szpiczaste czapeczki. Wszyscy od połowy listopada zajmują się też kupowaniem kalendarzy adwentowych (o których pisałam tutaj) lub kolekcjonowaniem podarków do kalendarzy. Nisse przynosi prezenty codziennie, ale tylko jeśli zostawi mu się odrobinę ryżu. Mikołajek zatem się zupełnie nie obchodzi.

Po trzecie, święta zaczynają się wraz z odpaleniem choinki na głównym placu miasta i otwarciu uroczych jarmarków bożonarodzeniowych. Wszystko dzieje się w drugiej połowie listopada.


Adwent, czyli hygge

czwartek, 29 listopada 2018

Hummus z brukselką w miodzie i granatami

Brukselka - dla jednych zmora, bo zabiedzona rozciapciana mała kapustka nie wnosiła do zupy nic prócz goryczy. Dla innych - wielka miłość. Dla mnie - nowe odkrycie. 


Nie będę oryginalna pisząc, że nie lubiłam brukselki. Owszem była piękna i fascynująca. Lubiłam obierać listek po listku i sprawdzać jak natura pięknie wymyśliła tę roślinę. Jednak na samą myśl o gorzkiej dziwnie rozłażącej się pod językiem kulce, która skutecznie psuła smak jarzynowej dostawałam dreszczy. Jakieś 6 lat temu Adam oglądając jakiś program kulinarny zarządził zblanszowanie brukselki, a potem przesmażenie jej z boczkiem. Jakie to było cudowne, odkrywcze i dobre. Jednak dla mnie zawsze takimi testerami smaku są dzieci. Upiekłam więc im brukselkę z octem balsamicznym, ziemniakami i winogronami zgodnie z przepisem z książki "Miska Smaku". Podałam im to kiedy wrócili wygłodniali do domu. Ziemniaki i winogrona zjedli chętnie, brukselkę trochę mniej, ale nie pluli nią! To dobry znak.

Dla dorosłych brukselka z hummusem to po prostu świetny pomysł na lunch i dodatkowe witaminy. Upieczona z dodatkiem miodu jest niesamowicie dobra i pięknie gra ze smakiem sezamu. Dla nas było to kolejne bruselkowe odkrycie.

Jeśli macie więcej czasu i ochoty na kuchenne zabawy to możecie hummus przykryć pojedynczymi listkami brukselki. Pamiętam jak kiedyś Marek Flisiński, szef kuchni Water&Wine, poprosił mnie, żeby obierała brukselkę. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Potem pokazał im, że potrzebuje dużej miski listków. Do miski wlał lodowatą wodę, a ja pieczołowicie obierałam listek po listku. Potem te listki wpadły do wrzątku na 20 sekund, a potem znowu do lodowatej wody. Ich kolor był nieziemsko zielony, były chrupiące i piękne. Hummus obsypany brukselkowymi liśćmi jest piękny. Zajmuje to wszystko jednak trochę więcej niż pół godziny. Tyle właśnie czasu przeznaczamy na przygotowanie śniadaniówek. Możecie jednak spróbować tego tricku prosto z serca jednej z najlepszych restauracji w Polsce.


Składniki:
1 puszka ciecierzycy
2 łyżki tahini
szczypta soli
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka soku z cytryny

100 g brukselki
1 łyżka oliwy
1 łyżeczka octu balsamicznego
1 łyżeczka miodu
2 łyżki granatu
orzechy laskowe


1. Ciecierzycę miksujemy z tahini, solą, mielonym kminem, czosnkiem i sokiem z cytryny. Masa musi być gładka.

2. Brukselkę mieszamy z oliwą i octem balsamicznym. Wstawiamy do pieca na 180 stopni na 20 minut lub przesmażamy na patelni 10 minut.

3. Wyciągamy warzywa z pieca. Skrapiamy miodem.

4. Hummus wkładamy do pojemnika, dodajemy brukselkę, posypujemy ziarnami granatu i orzechami. 

Grzaniec dla małych i dużych

Gløgg, Glühwein czyli grzane wino to kwintesencja przedświątecznych wieczorów i bożonarodzeniowych festynów. Dzisiaj napój zarezerwowany dla dorosłych przedstawiamy w dwóch wersjach - czerwonej i białej (bo dzieciom też się coś należy!)


Czerwony gløgg to grzane czerwone wino z dodatkiem kardamonu, cynamonu i goździków, dużej ilości rodzynek, migdałów, jabłek i ... odrobiny rozmarynu. Ten rozmaryn to jest po prostu cudowny w tym gloggu. Naprawdę podkreśla smak korzennych przypraw i tak cudownie pachnie. Najlepiej jak trochę go podpalicie przed samym włożeniem do kubka (ale nie musicie tego robić - i tak będzie cudowny). Biały gløgg to podgrzany sok jabłkowy z przyprawami korzennymi, odrobiną soku z czarnego bzu i rozmarynem. A jakże! Bardzo nam się podobało przygotowanie dwóch grzańców na raz - mogliśmy się cieszyć czymś wyjątkowym zupełnie rodzinnie.

Pamiętajcie, żeby przygotowując grzańca nie zagotować wina. Grzaniec to zupełnie niskoalkoholowy napój, ale jednak alkoholowy. Najlepiej smakuje pity na ulicy w zimny jesienno-zimowy wieczór. Dobrze wchodzi przy ognisku albo chociaż podczas wieczornego hasania na podwórku. W wersji kominkowo-kanapowo-pokojowej też jest zacny.


W przyszłym tygodniu jadę do Drzewiec do restauracji Water&Wine. Tam właśnie podpatrzyłam jak wspaniale można dodać aromatu napojom. Latem do gazowanej wody szef kuchni Marek Flisiński dodawał syrop z płatków róży i same płatki róży. Do lemoniady dodawał odrobinę jabłek i syropu z bzu. To właśnie to połączenie zainspirowało nas do stworzenia grzańca dla dzieci. Marek zdecydowanie wie, co robi. W tym roku został wyróżniony tytułem Szef Roku przez Żółty Przewodnik Gault&Millau. Serdecznie mu gratulujemy, a nasze podniebienia mówią że zasłużył jak nikt inny!

Czerwony Gløgg
1/4 szklanki soku z pomarańczy, najlepiej świeżo wyciśniętego
100 ml wody 
skórka z pomarańczy
1 laska cynamonu
1 łyżka ziela angielskiego 
1 łyżka ziaren kardamonu
1/2 łyżeczki pieprzu
1 gwiazdka anyżu
1/2 łyżeczki goździków
3 gałązki rozmarynu (plus do dekoracji)
1 litr czerwonego wina stołowego
1/2 pomarańczy, w plastrach
1/2 jabłka, w plastrach 

100 g rodzynek
50 g migdałów w słupkach

1. Do rondelka wlewamy sok pomarańczowy i wodę. Dodajemy skórkę pomarańczową, cynamon, ziele angielskie, kardamon, pieprz, anyż, goździki i rozmaryn. 
2. Na wolnym ogniu doprowadzamy do wrzenia. Przykrywamy i zdejmujemy z ognia. Dodajemy rodzynki i migdały. Zostawiamy pod przykryciem 30 minut.
3. Do dużego garnka wlewamy grzane wino i zawartość rondelka (można odcedzić ją). Dodajemy plastry pomarańczy i jabłka. Podgrzewamy. 
4. Podajemy w szklankach z rozmarynem, rodzynami i migdałami.

Biały Gløgg
1 litr soku jabłkowego, najlepiej tłoczonego
4 łyżki syropu z kwiatów czarnego bzu
skórka z pomarańczy
1 laska cynamonu
1 łyżka ziela angielskiego 
1 łyżka ziaren kardamonu
1/2 łyżeczki pieprzu
1 gwiazdka anyżu
1/2 łyżeczki goździków
3 gałązki rozmarynu (plus do dekoracji)
1/2 pomarańczy, w plastrach
1/2 jabłka, w plastrach 
100 g rodzynek
50 g migdałów w słupkach

1. Do garnka wkładamy wszystkie składniki. Zagotowujemy. Zdejmujemy z ognia, przykrywamy i zostawiamy do ostygnięcia.
2. Podajemy w szklankach z rozmarynem, rodzynami i migdałami.




poniedziałek, 26 listopada 2018

Zrób sobie kalendarz adwentowy - kilka inspiracji

Kalendarze adwentowe do tej pory kojarzyły mi się jedynie z czekoladkami. Jednak Duńczycy uświadomili mi, że w kalendarzu może być wszystko.


W Danii nie da się nie zauważyć, że grudzień zbliża się wielkimi krokami. W zasadzie od początku listopada można zaopatrzeć się w kalendarz grudniowy (bo jednak to nie jest kalendarz adwentowy, ale to temat na inne rozważania). Opcja z m&m's i Milką była dla mnie czymś naturalnym. Kalendarz z półnagimi kobietami i mężczyznami był opcją najtańszą (w środku podobno są czekoladki, ale sądząc po cenie to muszą być jakiejś koszmarnej jakości). Kalendarz z batonikami raw trochę mnie zdziwił, bo jednak to opcja bardzo zdrowa. Najbardziej jednak zaskoczyły mnie kalendarze z herbatami, kawami, naparami ziołowymi, lukrecją, winem i piwem. Codziennie możesz napić się innego naparu, zjeść lukrecję o innym smaku lub napić się innego piwa. Zobacz!