czwartek, 28 listopada 2013

Piernikowe makowce
Gingerbread buns with poppy seed filling

Kwestia celebracji Świąt Bożego Narodzenia jest w naszym domu nieco problematyczna. Jak ostatnio stwierdziła nasza najlepsza przyjaciółka "w Waszym domu Boże Narodzenie mogłoby się w zasadzie zaczynać razem z ostatnim Alleluja po Wielkiej Nocy". Coś w tym jest. M. tak lubi Bożonarodzeniowe dekoracje - włączając w to nawet kiczowate gipsowe figurki, ręczniczki kuchenne, metalowe saneczki do serwowania muffinów, nawet chodniczki łazienkowe ze świątecznym motywem - że już od początku listopada marzy o choince. Obiecała jednak wszystkim, że ze stawianiem choinki w domu poczeka do 1 grudnia.
Ale na robienie przyprawy do piernika i drożdżowych makowców nie trzeba czekać. Boże Narodzenie to przecież zapach korzennych pierniczków, smak makowca i kutii okraszonej na bogato bakaliami. Ogłaszamy więc czas świątecznych przygotowań na blogu!
M. pomyślała, że skoro tak bardzo lubi te dwa smaki - przyprawy do piernika i masy makowej - to musi je w końcu połączyć. Tak powstały bułeczki/ślimaczki z ciasta drożdżowego o smaku korzennym nadziane masą makową. Są rewelacyjne. Wyglądają jak krewniacy cinammon rolls, są miękkie, pachną Świętami i smakują jak kutia! Ach! M. od razu zjadła pięć, nie mając żadnych wyrzutów sumienia.
Atmosfera świąteczna nam się udzieliła i zaczęliśmy już robić jadalne prezenty pod choinkę. O tym już niebawem napiszemy.
Dziś dublujemy nasz wpis i publikujemy go również po angielsku, żeby o polskim sposobie na Święta mogło się dowiedzieć większe grono Czytelników.


Czas przygotowania: 20 minut
Czas oczekiwania: 75 minut

Składniki:
1/2 szklanki mleka
1/4 szklanki cukru
20 g świeżych drożdży
1 jajko
2 szklanki mąki pszennej
2 łyżki przyprawy do piernika
5 łyżek ciepłego, rozpuszczonego masła 
3 łyżki oleju (do posmarowania ciasta i blaszki)
1 szklanka masy makowej

Mleko podgrzewamy w garnuszku, aż będzie ciepłe, ale nie gorące (nie powinno parzyć). Do miski kruszymy drożdże, dodajemy cukier, mleko i mieszamy do rozpuszczenia drożdży. Przykrywamy czystą ściereczką i czekamy 10 minut, aż drożdże "ruszą". Do drożdży dodajemy mąkę, przyprawę do piernika, masło, jajko i wyrabiamy do otrzymania jednolitej masy (mikserem ok. 5 minut, ręką ok. 10 minut). Ręce smarujemy łyżką oleju i staramy się uformować z ciasta kulę (dzięki temu ciasto natłuści się i przestanie się kleić). Wkładamy je do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 1 godzinę. 
Po tym czasie, ciasto wyjmujemy z miski. Rozwałkowujemy na blacie na prostokąt o wymiarach ok. 25 cm x 35 cm. Rozsmarowujemy na nim masę makową, zwijamy w rulon. Ostrym nożem kroimy go w poprzek w plastry o szerokości 3 cm. Okrągłą tortownicę smarujemy olejem. Układamy makowe ślimaczki jeden obok drugiego. Wierzch bułek możemy posmarować odrobiną rozpuszczonego masła. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni Celsjusza. Do rozgrzanego piekarnika wstawiamy blaszkę i pieczemy bułeczki przez 20 minut (aż się zezłocą od góry). Wyciągamy z pieca i pozwalamy im ostygnąć. Wyjmujemy z blaszki i serwujemy.


Gingerbread buns with poppy seed filling

This is a fusion of two major Christmas flavours in Poland: gingerbread (which smells and tastes just like pumpkin spice) and poppy seed with honey, dried fruits, and candied orange peel. If you ever come to Poland for Christmas, you will see a bunch of baked goods filled with poppy seed. Poppy seed is derived from a gorgeous red flower that cannot be grown without a permission (because it is used to make drugs). Raw poppy seed is ground 3 times, then seasoned with honey. Finally, finely chopped candied orange peel, chopped almonds, hazelnuts, walnuts, raisins and dried cranberries are added. It's just mouth watering...
Gingerbread is traditionally baked in the city of Toruń. We make gingerbread cookies for Christmas and adorn Christmas tree with these beauties. However, we also bake a special version of gingerbread, called "the old Polish maturing gingerbread". We make a cake batter and leave it to mature in a cold place for... at least 4 weeks. And yes, it contains raw eggs. The longer you keep it before baking, the better. The funny thing is that you can keep this cake (baked, of course) in a dark dry place forever. Once, we forgot about the Christmas leftovers and found them some time around Easter and it was still delicious.
Today, I suggest that you make something simpler that still embodies the flavors of Polish Christmas. Merry Christmas from Warsaw! Wesołych Świąt!


Active time: 20 minutes
Waiting time: 75 minutes

Ingredients:
1/2 cup milk
1/4 cup white sugar
20 g fresh yeast
1 egg
2 cups all purpose flour
2 Tbs pumpkin spice
5 Tbs melted butter
3 Tbs canola oil (to oil the pan)

Poppy seed filling
3/4 cup poppy seed
1 1/2 cup hot milk
3 Tbs honey
1 Tbs candied orange zest
1 Tbs raisins

Mix luke warm milk with sugar and yeast. Cover with a clean cloth and allow to foam (5 minutes). Add egg, flour, pumpkin spice and melted butter. With a hook attachment of your standing mixer, mix the dough for 5 minutes. Form into a ball, oil the surface, cover with a clean cloth. Leave it in a warm place for 1 hour allow to raise.
In the meantime, make the filling. Bring the milk to boil and pour over poppy seed. Wait 5 minutes for the seeds to absorb milk and grind them in a meat grinder 3 times. Then, add honey, orange zest and raising. Season with honey to taste.
Let's return to the dough. Take it of the bowl, put on a floured surface and roll to form a rectangle - 25 cm x 35 cm. Spread the filling evenly. Roll the dough along the longer side as you do with cinnamon rolls and cut them into 3 cm wide slices. Oil the pan with the remaining oil. Place the rolls in the pan. Heat oven to 180 degress C or 350 degress F. Place the tin in the oven and bake for 20 minutes, until golden brown. Remove from oven, allow to chill and remove from the pan. 

środa, 27 listopada 2013

Krakersy z gęsim smalcem do piwa

Co sobie wyobrażacie myśląc o ciastku? Okrągłe, słodkie, z dżemem, z kremem, czekoladą, lukrem, cukrem (nawet się rymuje!)... Generalnie, ciastko to coś, co idealnie pasuje do popołudniowej herbatki u cioci. Dzisiaj u nas ciastko, które pasuje raczej do wieczornego piwa i jest doskonałą alternatywą dla nudnych sklepowych krakersów. Jeśli więc i Wam znudził się wybór pomiędzy "solonymi", "serowymi" i "paprykowymi", to spróbujcie zrobić sami coś innego.
Wykombinowaliśmy, żeby upiec kruche ciasteczka z parmezanem, posypać je kminkiem lub utartą w moździerzu kolendrą, a część masła zastąpić gęsim smalcem. Ma on całkiem intensywny zapach, a do tego jest doskonałym nośnikiem smaku. Nie zdziwcie się, że wyjęty z lodówki bardzo szybko staje się płynny. Najlepiej byłoby użyć smalcu wytopionego przy pieczeniu domowej gęsiny, ale jeśli nie piekliście w tym roku gęsi - my też nie - to na stoiskach z drobiem zwykle można dostać małą rynienkę smalcu.
Nasze krakersy to propozycja do nowego piwa Książecego, które tym razem na długie zimowe wieczory zaproponowało Burgundowe Trzy Słody. Próbowaliśmy - i stanowią całkiem interesujący tandem.


Czas przygotowania: 15 minut
Czas oczekiwania: 30 minut 
Czas pieczenia: 15 minut

Składniki:
110 g mąki pszennej lub orkiszowe
50 g tartego parmezanu
25 g zimnego gęsiego smalcu
50 g zimnego masła
1 jajko
2 łyżki kolendry
2 łyżki kminku


Masło siekamy na kawałki. W misce mieszamy dokładnie mąkę z parmezanem, dodajemy masło i wyrabiamy palcami do uzyskania masy przypominającej ziarnka grochu. Dodajemy gęsi smalec, jajko i wyrabiamy ciasto, aż będzie dało się uformować z niego kulę. Gdyby ciągle się rozpadało, można dodać 1 łyżkę zimnej wody lub mleka i wyrabiać chwilę. Można też wszystkie składniki wrzucić do malaksera i metodą pulsacyjną wyrobić kruche ciasto. Z ciasta formujemy wałek o średnicy 3-4 cm, owijamy go w folię spożywczą i wkładamy do zamrażarki na kwadrans. W tym czasie w moździerzu ubijamy ziarna kolendry.
Ciasto wyciągamy z zamrażarki, wykrawamy z niego plasterki o grubości około 3 mm. Układamy na blaszce, połowę z nich posypujemy kolendrą, a połowę kminkiem. Jeśli chcemy, żeby ciasteczka były bardziej chrupiące, wstawiamy blaszkę jeszcze raz do zamrażarki na 15 minut. Ci, którzy nie mają w niej miejsca, mogą blaszkę dobrze przykryć folią aluminiową, ściereczką i wystawić na kwadrans na zimne podwórko lub balkon.
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza. Blaszkę wstawiamy do piekarnika i pieczemy ciasteczka do zrumienienia, około 15 minut. Uwaga! Tłuszcz zawarty w ciastkach będzie się trochę "pienił" na ich powierzchni. Nie przejmujcie się tym, tak ma być - piana zniknie po wyciągnięciu ciastek z piekarnika.
Upieczone krakersy zostawiamy na blaszce 3 minuty i przekładamy na kratkę do ostygnięcia.

wtorek, 26 listopada 2013

Sernik mocno czekoladowy z granatem

W kwestii sernika stoimy z Adamem po dwóch stronach barykady. Ja jestem miłośniczką ciężkich, gęstych serników, o których Adam mówi „gliniaste”. Nie lubię, gdy w środku jest za dużo rodzynek i skórki pomarańczowej, bo nie czuję wtedy smaku sera. Adam lubi serniki lekkie i puszyste. Ostatnio jedliśmy nawet taki, który był bliski ideału - cukier puder na wierzchu wydawał się ciężkim dodatkiem do lekkiej jak piórko masy serowej.
Od czasu do czasu próbujemy pogodzić nasze dwa odmienne sernikowe światy? Kompromisowym rozwiązaniem, które nam najbardziej smakuje jest sernik kremowy, bez bakalii - na przykład nowojorski. Ostatnio do naszego kompromisu dodaliśmy czekoladę.
Wyobraźcie sobie sernik niemal tak kremowy jak wnętrze pralinek. I niemal tak czekoladowy jak te pralinki. A do tego wyobraźcie sobie, że możecie to zrobić w 15 minut – bez ubijania oddzielnie śmietanki, oddzielnie białek, oddzielnie sera. Wystarczy, że zblendujecie kruche ciasteczka na spód, zrobicie ganache (czyli rozpuścicie czekoladę w śmietance) i zmiksujecie to wszystko z serem. Jeśli lubicie bardzo kremowe serniki, to najbardziej polecamy ricottę.
Tym razem sernik podaliśmy z granatem, który nie dość, że pięknie wygląda to jeszcze dodaje sernikowi owocowej świeżości. Ciasto idealne do kawy na ponure jesienne popołudnia.   


Czas przygotowania: 15 minut
Czas pieczenia: 45 minut

Składniki:
250 g herbatników (użyliśmy Petit Beurre Jutrzenki)
150 g masła
1 czubata łyżka kakao
100 g gorzkiej czekolady
200 ml śmietanki 36%
½ kg ricotty
1/3 szklanki cukru pudru
2 jajka
1 granat


Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni Celsjusza. Dno blaszki na tartę wykładamy papierem do pieczenia. Masło rozpuszczamy. Do blendera wrzucamy pokruszone herbatniki, wlewamy płynne masło, wsypujemy kakao i blendujemy do uzyskania masy z drobnymi okruszkami ciastek. Wysypujemy ją na dno blaszki i dnem szklanki wyrównujemy i przyklepujemy ciasto tak, by pokrywało też brzegi blaszki.
W rondelku zagotowujemy 100 ml śmietanki, zdejmujemy z ognia, wrzucamy czekoladę połamaną w kostki. Mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Do miski wlewamy rozpuszczoną czekoladę, pozostałą śmietankę, dodajemy ricottę, cukier puder, jajka i miksujemy na najwyższych obrotach przez ok. 5 minut. Gotową masę wlewamy na ciasteczkowy spód. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy około 45 minut, aż powierzchnia ciasta się zetnie (tzn. tak, aby po potrząśnięciu blaszką, masa serowa nie drżała). Wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i studzimy w ten sposób sernik. Granat przekrajamy na pół, wyciągamy pestki. Ostudzony sernik posypujemy granatem. Przechowujemy w lodówce. 


poniedziałek, 25 listopada 2013

Tapenada figowo-oliwkowa

Na ten przepis trafiliśmy przypadkiem czytając długi tekst o historii tapenady i kuchni Prowansji. Receptura Davida Lebovitza była podana jako przykład bezczelnego i niepożądanego odstępstwa od normy tego, czym powinna być tapenada i z jakich składników powinna się składać. Sprawdziliśmy to karygodne odstępstwo - i okazało się, że ta wersja jest absolutnie nieziemska i warta łamania francuskich zasad. Nie mogliśmy się powstrzymać, żeby całej porcji nie zjeść od razu nic sobie nie robiąc z rady Lebovitza, żeby dać tapenadzie kilka godzin na „przegryzienie”. Zresztą, była wyśmienitą towarzyszką do Beaujolais Nouveau, na które już przyszła pora. Niechybnie kończy się rok - można już otwierać wino z rocznika 2013!
Ale oczywiście nie przesadzajmy - tapenada, którą proponujemy sprawdzi się również o innych porach roku i bez towarzystwa wyszukanych trunków. Można z nią zrobić kanapkę do pracy. 


Czas przygotowania: 10 minut 


Składniki:
8 suszonych fig
¾ szklanki wody
160 g czarnych oliwek bez pestek
2 łyżki kaparów
1 łyżka soku z cytryny
1 ½ łyżki musztardy francuskiej
1 ząbek czosnku
1/3 szklanki oliwy z oliwek
sól (opcjonalnie)

Figi kroimy w ósemki, wykrawamy ogonki, zalewamy wodą i gotujemy na wolnym ogniu, aż zmiękną. Odcedzamy. Czosnek drobno siekamy. Do misy blendera wrzucamy figi, czarne oliwki, kapary, sok z cytryny, musztardę francuską, czosnek (dobrze jest przecisnąć go przez praskę) i oliwę z oliwek. Metodą pulsacyjną (włączamy blender na 2 sekundy, wyłączamy, znowu włączamy na 2 sekundy, itd.) blendujemy do uzyskania drobno posiekanej masy (ale nie puree!). Wkładamy do miseczki lub słoiczka, przykrywamy i zostawiamy w lodówce na kilka godzin. Solimy do smaku, jeśli jest taka potrzeba. Podajemy ze świeżą bagietką, brioszką lub tostami. 


sobota, 23 listopada 2013

Mus gruszkowo-jabłkowy

Co roku robimy przetwory - głównie owocowe: powidła, konfitury, marmolady - ale jakoś rzadko się nimi chwalimy na blogu. Przecież to proste - myślimy sobie - owoce + cukier (czasem obywa się bez cukru), zapakowane do słoików i odstawione do spiżarni... Ale pomyśleliśmy sobie, że również o prostych i oczywistych rzeczach trzeba pisać, gdy mają dla nas znaczenie.
A mus gruszkowo-jabłkowy ma w naszej kuchni znaczenie ogromne. Gruszek jest w nim więcej niż jabłek - bo to one w pierwszej kolejności mają dawać smak. Jabłka pomagają zachować odpowiednią gęstość. Oczywiście, mus doskonale nadaje się do twarogu, można nim posmarować plaster drożdżówki, z nieco większej ilości można zrobić wyśmienitą szarlotkę. Ale najważniejsze, że mus pojawia się w naszym domu jako ostateczny argument przekonujący nasze dzieci, że warto jednak coś zjeść (po licznych odmowach, niezależnie od nastroju w ich jadłospisie zawsze pożądane są "naleśniki z gruszkami", "placki z gruszkami", "makaron z gruszkami", "owsianka z gruszkami"  itd.). Produkujemy więc ów mus w dużych ilościach, a i tak okazuje się, że się jakoś szybko kończy.


Czas przygotowania: ok. 3 godzin

Składniki:
3 kg gruszek
1 kg jabłek
1 łyżeczka cynamonu
cukier (opcjonalnie)

Gruszki i jabłka obieramy, wydrążamy gniazda nasienne, kroimy na kawałki i wrzucamy do garnka. Na dno wlewamy odrobinę wody i zagotowujemy. Zmniejszamy ogień i gotujemy (bez przykrycia) przez ok. godzinę, mieszając od czasu do czasu, aby nic nie przywarło. W czasie gotowania dodajemy cynamon. Gruszki i jabłka powinny się dokładnie rozgotować. Aby mus miał aksamitną konsystencję, można zawartość garnka dokładnie zblendować (blenderem ręcznym) albo przetrzeć przez sito. Można mus dosłodzić, jeśli okaże się że gruszki i jabłka miały za mało cukru (nam się to jeszcze nigdy nie zdarzyło). Jeśli uważacie że ma ciągle za rzadką konsystencję, trzeba gotować go jeszcze dłużej.
Gdy mus ma właściwą konsystencję (czyli można na drewnianej łyżce zrobić palcem wąwóz) można napełniać nim słoiki.
Myjemy dokładnie słoiki i pokrywki. Dobrze jest pomyśleć o ich wyparzeniu przed nałożeniem musu (to zabezpieczy go przed pleśnią). My wyparzamy słoiki i pokrywki w garnku z wrzącą wodą; do wyciągania słoików z garnka przydają się drewniane szczypce lub specjalne utensylia do wekowania (np. takie chwytaki). Tak przygotowane słoiki napełniamy gorącym musem. Jeśli chcecie, aby przetwory przetrwały dłużej, warto je pasteryzować: wstawiamy napełnione, zakręcone słoiki do garnka z wrzącą wodą tak aby poziom wody był 2-3 cm poniżej pokrywek; można środek wysłać bawełnianą/lnianą ścierką, żeby słoiki się nie stykały; gotujemy ok. 10-15 minut i wyjmujemy.


poniedziałek, 18 listopada 2013

Świąteczne prezenty dla małych smakoszy

Mikołajki i Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej. Pewnie niektórzy z Was jeszcze o tym nie pomyśleli. A niektórzy całkiem świadomie odsuwają od siebie tę myśl na ostatnią chwilę, wyczuwając że oprócz radości oznacza to dodatkowe obowiązki. Obowiązki? Na prezent trzeba mieć po prostu jakiś pomysł... Dziś trochę o tym.

Czy chodziliście kiedykolwiek na tzw. "choinkę zakładową"? Albo dostaliście kiedykolwiek przydziałową "paczkę świąteczną"? To relikty z czasów, gdy jako dzieci korzystaliśmy z funduszu socjalnego w miejscach pracy naszych rodziców. Ostatnio z rozrzewnieniem wspominaliśmy galaretki makarena, wyroby czekoladopodobne, obowiązkowe gumy rozpuszczalne, delicje i ptasie mleczko. I lizaki z gwizdkiem. Ponieważ dziś sami jesteśmy dziadkami rodzicami, szczególnie bliskie stało się dla nas wyręczanie zapracowanego w tym czasie świętego Mikołaja. Ponieważ jesteśmy też nieco skrzywieni na punkcie kuchni, zdarza nam się szukać prezentów dla dzieci właśnie w sklepach z wyposażeniem kuchni. Mamy w domu już kilka takich gadżetów, które święty Mikołaj przyniósł naszym kuchcikom, więc możemy śmiało polecać.

1. FARTUSZEK KUCHENNY

Prawdziwy szanujący się kucharz czy cukiernik zawsze ma sobie fartuch. Żeby wyglądać profesjonalnie, a przy okazji się nie pobrudzić. Jeśli mama czy tata lubią fartuchy, to młody adept musi mieć oczywiście swój własny. Jeśli jednak mama adeptki jest miłośniczką fartuchów COOKie, to jej córka prawdopodobnie będzie chciała zostać kuchenną księżniczką. Fartuszki dla księżniczek są szyte na miarę i można je prać. 

zdjęcie: www.ikea.com
Fartuszek dziecięcy IKEA - cena 14,99 PLN.

www.looklikecookie.com
Fartuch Królewny Lukrecji COOKie - cena 90 PLN,

www.hm.com
Fartuszek świąteczny H&M Home - cena 9,90 PLN.


2. GRAWEROWANE SZTUĆCE

Każdy z nas lubi mieć coś tylko dla siebie. Coś, czego nikt nie dotknie bez pytania. Coś, co na zawsze będzie tylko nasze. Pewnego dnia wpadliśmy na pomysł, żeby naszemu dwulatkowi (wtedy dwulatkowi) z okazji Mikołajek sprezentować sztućce z wygrawerowanym inicjałem. Nie każde sztucće jednak się nadają do grawerowania. I nie każde, mimo swego cudnego wyglądu, pasują do ręki dziecka. Po kilku wizytach w różnych sklepach, zdecydowaliśmy się na sztućce Fiskars Functional Form dla dzieci. Są doskonale zaprojektowane, mają idealny rozmiar i wagę, dobrze wyważony środek ciężkości, więc można łatwo się nimi posługiwać. A co najważniejsze - są prawdziwe, tzn. nóż ma prawdziwe ząbki i można nim kroić wszystko, co się chce. Wyglądają też jak prawdziwie "dorosłe" sztućce, bo są zmniejszoną wersją serii dla dorosłych. 

Fiskars Functional Form dla dzieci - 69 PLN, grawer - około 10 PLN za literę


3. PODKŁADKA POD TALERZ


Podkładki to takie małe rzeczy, które cieszą. Dzieci - bo są ich własne i pokazują którą część stołu mają na wyłączność. Rodziców - bo zapewniają dłuższe życie czystych obrusów. My mamy podkładki ze starej kolekcji DUKA, które są w zasadzie małymi tablicami na którymi można rysować kredą. Niestety, są już niedostępne. Ale znaleźliśmy kilka podkładek, które świetnie się nadają!

www.home-you.com
podkładka pingwin  Home and You, cena - 9,50 PLN.

http://www.dadum.pl/podkladka-na-stol-muminki-petit-jour.html
 Dadum.pl, cena - 22, 30 PLN (na tej samej stronie jest też podkładka z Mysią)



4.  JEDZENIE DO ZABAWY

Jedzenie nie służy do zabawy! Przestań się bawić tylko jedz! Myślę, że każdy z nas kiedyś to słyszał. Ale jedzeniem można i trzeba się bawić. Można robić na przykład ulubione kanapki, zupy czy śniadania. To w wersji dla młodszych kucharzy. Wersja dla starszych jeszcze niżej.

www.tigershops.pl

Drewniane puzzle dzięki którym dowiesz się o jakiej kanapce marzy dziecko. Tiger - 15 PLN.


Pluszowe zestawy śniadaniowe, owocowe, warzywne, rybne IKEA - 19,99 PLN / sztuka.


5. ZABAWA DO ZJEDZENIA - CZYLI CAŁKIEM PRAWDZIWE PRZYBORY KUCHENNE

W wersji dla starszych (czyli od dwóch lat w górę, w zależności od tolerancji rodzica) proponujemy Wam coś, co dostały nasze dzieci i bardzo to lubią. Jest to zestaw do przygotowania muffinów. My dokupiliśmy więcej silikonowych foremek i wspólne robienie babeczek stało się sposobem na rodzinną zabawę.
Częścią zestawu do ciast i ciastek, który mają nasze dzieci jest chyba najbardziej przewrotny ze wszystkich świątecznych prezentów. W zeszłym roku ktoś powiedział F. przed Świętami, że Mikołaj niegrzecznym dzieciom przynosi rózgę. F. natychmiast pobiegł do szuflady, wyciągnął rózgę do ubijania białek i krzyknął: "taką?" I że w takim razie musi być niegrzeczny. Rózga w kuchni sprawdza się doskonale.
Innym prezentem, który jest nie tylko przydatny, ale też rozwijający jest tarka do przypraw. Dzięki niej, przyprawa do piernika przestanie być gotowym brązowym proszkiem, który bierze się z torebki, a nabierze w zamian realnych kształtów. Być może dzięki małej tarce dziecko pierwszy raz zobaczy jak wygląda laska cynamonu czy gałka muszkatołowa. Być może będzie to też pierwszy raz, kiedy jego pomoc w kuchni okaże się niezbędna również po Świętach (patrz: gałka muszkatołowa w pasztecie czy beszamelu). 

http://dukapolska.com/zestaw-dla-dzieci.html
Zestaw dla dzieci Bake It DUKA - 49,90 PLN.

http://www.galerialimonka.pl/tarka-do-przypraw-z-pojemnikiem-grate-shake-microplane,p13378
Tarka do przypraw, Galeria Limonka - 56 PLN


6. KSIĄŻKI KUCHARSKIE DLA DZIECI 

Rynek wydawniczy nie zapomina o najmłodszych i nawet do nich kieruje swoje propozycje książek kucharskich. Nasze dzieci są absolutnie zakochane w Cecylce Knedelek, a najbardziej w jej Smacznym Elementarzu. Każda literka do pretekst do upieczenia jej - np. "o" to kruche ciasto w kształcie litery "o" z oliwkami i oscypkiem. Oprócz przepisów na litery, znajdziemy tutaj także kompletnie zakręcone rymowane wierszyki. Jeden z nich brzmi: "Jest noc. To Leon, a to Leona. Leon tuli Leonę. Leona tuli Leona. Nuda!" Chociaż my wolimy wierszyk o panu Chrupce... 

www.jednosc.com.pl
Smaczny Elementarz Cecylki Knedelek, Wydawnictwo Jedność - 29,90 PLN

Kolejną książką, którą polecamy ze względu na formę są Rymowane przepisy na kuchenne popisy. Małgorzata Strzałkowska spisała wszystkie receptury zabawnym rymem częstochowskim. Nigdy nie robiliśmy ani pizzy ani galaretki z jej przepisu, ale samo czytanie sprawia nam frajdę. 

www.ceneo.pl
 Wydawnictwo Media Rodzina - cena 17 PLN. 


Ostatnią i chyba najważniejszą książką kucharską, którą polecamy jest nasza ukochana Kuchnia Pełna Cudów. Element doświadczenia pokoleniowego, które chce się sprzedać również własnym dzieciom. Kto nie pamięta, jak zrobić regaty na liściach sałaty czy rodzinę Kowalskich z jajek i pomidorów? Jeśli nie macie jej u siebie w domu, a chcecie ją mieć - śledźcie aukcje na Allegro. Kuchnia Pełna Cudów pojawia się tam raz na jakiś czas.

foto: pincake.blox.pl

Oczywiście, dobrym prezentem bywa też talerz z wizerunkiem ulubionego bohatera czy metalowy bidon z dzióbkiem (czasami przedszkolaki pękają z dumy niosąc w rączkach taki prawdziwy bidon). My czasem kupujemy dzieciakom jako słodkie upominki coś niecodziennego: krem z kasztanów, krem czekoladowy Wedla czy syrop klonowy do naleśników.
Niezależnie od tego, co wybierzecie, pamiętajcie, że większość z tych prezentów zawsze wiąże się z bonusem (o którym zwykle nie myślimy). Jeśli obdarowujecie dziecko fartuchem kuchennym, książką kucharską czy własnym zestawem do pieczenia muffinów, dajecie mu też promesę Waszego czasu, który jest potrzebny do skorzystania z tych prezentów.
Z naszego doświadczenia wynika, że w zabawie w kuchni nie chodzi o to, żeby te muffiny były pyszne i równe, a fartuszek czysty. Chodzi o to, żebyśmy jako dorośli przestali być panami sytuacji i zaufali dzieciom - nawet jeśli te babeczki nigdy nie wyjdą z piekarnika, najważniejszy jest czas, uwaga i zgoda na współdziałanie. To trudne, ale od czego są  Święta, jeśli nie od odnajdywania swojej lepszej strony?

środa, 13 listopada 2013

Jak przygotować deskę serów? Krótki przewodnik

Zaprosiliście gości. Obiecywaliście sobie, że tym razem w menu będą te śliczne tarteletki - przepis na nie dodaliście nawet do ulubionych. A do tego jeszcze takie małe ptysie z wytrawnym kremem, jakie robiła mama przyjaciółki. Jeszcze dwa dni przed spotkaniem byliście przekonani, że tym razem się uda. Ojej, przychodzą już dzisiaj?! 
Deska serów to świetne rozwiązanie na przygotowanie czegoś w ostatniej chwili. Większość ludzi lubi sery. Doskonale nadają się do wina czy piwa. A nawet jak ktoś sera nie lubi, to z uznaniem popatrzy na ładnie zaaranżowaną deskę. Można pójść na żywioł i położyć na desce to, co wpadnie w ręce -  trochę żółtego, trochę pleśniowego, jakieś korniszony, kawałki chleba lub bagietki i już. Potem wystarczy udawać, że chaos na talerzu to efekt zamierzony. Można jednak sprawę bardziej przemyśleć.  Okazuje się, że są reguły, które w tym pomagają.


Zaczynamy. 

1. Deska. Można kupić prawdziwą deskę do serów (nasza - ta ze zdjęcia - pochodzi z empiku). Można kupić kamień do podawania serów lub podać sery na desce do krojenia (byle nie tej, której codziennie używacie do siekania cebuli i czosnku), półmisku czy okrągłym talerzu.

deska do serów, Kolekcja Winnym Szlakiem, Empik

kamień do podawania serów, Jamie Oliver, TK Maxx


2. Ilość. Trzeba zakładać, że na osobę potrzebujemy 30 g każdego rodzaju sera. Ilość rodzajów sera zależy od Was. Jeśli chcecie, żeby deska serów była jedyną przekąską na imprezie, to warto zaopatrzyć się w 5-6 gatunków sera. Jeśli ma stać razem z deską mięs, wystarczą 3 rodzaje. Jest jeden wyjątek. Są sery, które mają silny charakter. Swoim smakiem, aromatem i wyglądem przyćmią wszystko. Takim serem jest na przykład Niebieski Książę, doskonały polski ser zagrodowy. Jeśli chcecie pokazać światu swoje serowe odkrycie - nie róbcie mu konkurencji. Jeden rodzaj sera też może wystarczyć, żeby cieszyć oko, podniebienie i uszy (bo przecież nie ma nic lepszego niż słowa uznania dla odwagi gospodarzy). 

3. Rodzaje sera. Jeśli mamy taką możliwość, warto położyć sery produkowane z różnego rodzaju mleka - np. jeden krowi, jeden kozi, jeden owczy. Warto pamiętać, że sery te powinny mieć podobny charakter (delikatne z delikatnymi, ostre z ostrymi). Dla przykładu, oscypek może wylądować na talerzu z serem z Wiżajn, ale raczej tym wędzonym. Można też stosować oznaczenie geograficzne i podać sery tylko polskie, albo tylko francuskie. Można też wprowadzić element edukacyjny i pochwalić się np. serami z Podlasia. Ale to trudne, jeśli mamy mało czasu. Wtedy wybierzmy sery podobne charakterem. 

4. Aranżacja talerza. Sery kładziemy zgodnie ze wskazówkami zegara. Najdelikatniejszy ser ląduje na godzinie 12:00 i kolejno przechodzimy do coraz intensywniejszych. Warto o tym powiedzieć swoim gościom. Dzięki temu, będą mogli poczuć różnicę (zaczynając od najintensywniejszego sera, nigdy nie docenimy najdelikatniejszego). Jeśli macie taką możliwość, napiszcie na karteczkach nazwy serów, przyklejcie je do wykałaczek i wetknijcie w deskę. 

5. Dodatki. Świetnymi dodatkami do serów są oczywiści orzechy (najlepsze - włoskie), ale też suszona żurawina, rodzynki, suszone morele, oliwki, nawet miód. Doskonale sprawdzi się też konfitura z jarzębiny. Można je wszystkie położyć na desce do serów (miód trzeba przelać do mniejszego naczynia, żeby się nie rozlewał). Warto też przygotować koszyczek z pokrojoną bagietką lub małymi krakersami. 

6. Serwujemy! Sery wyjmujemy z lodówki na godzinę przed podaniem. Dzięki temu będzie można delektować się pełnią smaku. Każdy rodzaj sera kroimy innym nożem. To ważne! Chodzi o to, żeby drobinki jednego sera nie zostały na nożu i nie przykleiły się do drugiego rodzaju sera. Chcemy przecież delektować się każdym z nich oddzielnie. Dlatego też dobrze nie przesadzać z ilością sera na desce - lepiej w trakcie degustacji dołożyć kilka kawałeczków niż zrobić na desce "serowy tłok". 

7. Przechowywanie. Serów nie powinno się przechowywać w folii spożywczej - szybciej pleśnieją. Lepiej zawinąć je w papier śniadaniowy lub przechowywać w naczyniu z kloszem. My sery przechowujemy w szklanej maselniczce. 


Nasza deska serów składała się z:
- sera korycińskiego z czarnuszką
- sera korycińskiego z czosnkiem
- rolady koziej dojrzewającej 
- sera camembert Saint Benoit
- sera Lazur z niebieską pleśnią
- suszonej żurawiny
- orzechów laskowych

Podaliśmy do niej krakersy i bagietkę na zakwasie. I czerwone wino.

wtorek, 12 listopada 2013

Kanapka z boczkiem w cydrze - czyli Cider Love z Meat Love

Dzisiaj będzie nietypowo, bo dzisiaj podamy Wam przepis na kanapkę Cider Love ze znanej warszawskiej kanapkarni Meat Love. Nie będzie to nasza próba jej odtworzenia, ale oryginalny przepis... Nie ma za co! 


Lubimy cydr, świetnie się sprawdza latem. Dotychczas zaopatrywaliśmy się w ten trunek w Marks&Spencer. Potem zdarzyło nam się spróbować cydru, który miał się stać w zamyśle producenta ulubionym napojem blogosfery i... na szczęście nikt nam nie płacił za pisanie o nim dobrze... Był trochę jak apteczna mikstura.
Niedługo później, w minione wakacje, na rynek wszedł Green Mill Cider i pozytywnie nas zaskoczył. Przede wszystkim jest bardzo przyzwoitym, bezpretensjonalnym jabłkowym cydrem, bez dosładzania i dodatkowych aromatów. A przede wszystkim ma prawdziwą szansę, aby stać się napojem masowym, znaleźć sobie miejsce pomiędzy piwami i piwopodobnymi napojami smakowymi i urozmaicić rynek lekkich alkoholi.
Green Mill Cider dotarł do naszego domu nietypową drogą. Kurier przyniósł pod nasze drzwi drewnianą skrzynkę wypełnioną jabłkami i butelkami cydru przełożonymi sianem. A na początku jesieni zostaliśmy zaproszeni na warsztaty z Meat Love i Green Mill Cider.
W tym miejscu krótka dygresja warsztatowa. Lubimy chodzić na warsztaty prowadzone przez ciekawych ludzi. O Kamilu z Meat Love nie wiedzieliśmy nic, ale słyszeliśmy o jego kanapkach z pulled pork i o lodach bekonowych. Jakby ktoś nie wiedział, M. uwielbia boczek i jakiś czas temu celebrując tę swoją miłość do boczku grillowała zawinięte w boczek kanapki z masłem orzechowym i dżemem... Nie trzeba więc tłumaczyć, dlaczego dlaczego chciała poznać "pana od boczku", znanego czytelnikom Smaku).


Pech chciał, że oboje się rozchorowaliśmy i nie mogliśmy na warsztaty dotrzeć. Na szczęście, po jakimś czasie zostaliśmy zaproszeni do Meat Love na słynne cydrowe kanapki. W swoim kanapkowym królestwie, Kamil Prandota-Prandecki zaserwował nam pełnoziarnisty podpłomyk wypełniony boczkiem i prażonymi jabłkami. Cztery krótkie komentarze:
Po pierwsze: boczek. Przypominał nam do złudzenia boczek, który rodzice M. pieką na każde święta - taki delikatny, aromatyczny, rozpływający się w ustach, a jednocześnie nie rozpadający się na milion kawałków jak wysuszony wiór. Długie pieczenie w niskiej temperaturze ma sens!
Po drugie: dodatki. Pieczony boczek - o ile tylko nie jest obtoczony w grubej warstwie przypraw - potrzebuje dobrego towarzystwa. Rodzice M. zawsze podają do niego chrzan i ćwikłę. Kamil znalazł inspirację w cydrze - boczek serwowany jest z pieczonymi jabłkami z dodatkiem przypraw korzennych. Świetne połączenie. Twórcy kanapki udało się w ten sposób uniknąć efektu "dodam dużo przypraw, jakąś zieleninę i jakoś to będzie". Jabłka nie przykrywają smaku boczku, ale dają mu szansę na godne panoszenie się na świetnym pieczywie. 
Po trzecie: pieczywo. Pełnoziarnisty podpłomyk na zakwasie to jest po prostu szlachetne, pełne smaku pieczywo, doskonale eksponujące resztę składników.
Po czwarte: deser. Nie możecie wyjść z Meat Love nie spróbowawszy (cóż za trudne słowo) lodów bekonowych z boczkiem karmelizowanym w brązowym cukrze. Kremowe, mocno śmietankowe lody z posmakiem wędzonego boczku i drobnymi kawałkami boczku karmelizowanego. Odważny deser, zdecydowanie wart odwagi.

Kanapka Cider Love
Składniki:

mięso:
2 kg surowego (nieparzonego boczku) ze skórą i dużą ilością mięsa
1,5 łyżeczki goździków
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżeczka soli
1 duża marchew
1 duża cebula
5 ząbków czosnku
mały korzeń świeżego imbiru w plastrach
1 butelka cydru Green Mill Cider

jabłka:
1,5  kg winnych jabłek
0,5 łyżeczki goździków
1 łyżeczka owoców kardamonu (unikać gotowego zmielonego kardamonu)
0,5 łyżeczki startej gałki muszkatołowej (unikać gotowej zmielonej gałki)
0,5 łyżeczki świeżo zmielonego czarnego pieprzu
2 łyżeczki cynamonu w proszku

pieczywo:
pszenno - żytnie na zakwasie
Skórę boczku nacinamy w paski lub kratkę o głębokości ok 1 cm, tak aby nie uszkodzić mięsa. Następnie boczek nacieramy (ważne żeby wypełnić przyprawami przestrzeń miedzy nacięciami) mieszanką zmielonych razem goździków, brązowego cukru i soli. Rozgrzewamy piekarnik do 250 stopni Celsjusza. W międzyczasie na blasze do pieczenia układamy pociętą na grube kawałki marchew, cebulę, pięć obranych ząbków czosnku, plastry imbiru (obranego). Na warzywach układamy boczek i wkładamy do nagrzanego do 250 °C piekarnika. Pieczemy przez około 25 minut do momentu, aż skóra zbrązowieje i stanie się chrupiąca. Redukujemy temperaturę do 95 °C i podlewamy butelka cydru Green Mill, następnie pieczemy przez kolejne 2 godziny. Boczek po wyjęciu z piekarnika odstawiamy na blasze na 15 - 20 min.
Sos możemy zlać do sosjerki  - jest pyszny! Po wystygnięciu na wierzchu utworzy się warstwa smalczyku - można ją zebrać i wyrzucić.

Jabłka obieramy, wycinamy gniazda nasienne i kroimy w średniej wielkość kostkę. W moździerzu ucieramy na proszek goździki wraz z wyłuskanymi z torebek owoców nasionami kardamonu.  Jabłka przerzucamy na blachę do pieczenia, mieszamy z przyprawami i podlewamy zawartością 3 butelek cydru. Wstawiamy do nagrzanego do 180 °C piekarnika. Pieczemy od czasu do czasu mieszając, aż kawałki jabłek zaczną się rozpadać (ok. 45 min - w zależności od gatunku jabłek).

Na kromce chleba układamy dużą ilość (wedle uznania) pokrojonego w cienkie plastry wraz ze skórą boczku. Delikatnie podlewamy boczek sosem spod pieczeni, by następnie ułożyć na nim pieczone jabłka. Do całości dodajemy roszponkę i całość przykrywamy drugą kromką pieczywa.


sobota, 9 listopada 2013

Dip fasolowo-czosnkowy

Jeśli lubicie hummus, z pewnością polubicie ten dip fasolowo-czosnkowy. Smakuje bardzo podobnie,  ale ma nieco luźniejszą konsystencję. Przygotowuje się go błyskawicznie - nawet szybciej niż pastę z ciecierzycy. Świetnie sprawdza się w roli dipu do nachos czy pasty kanapkowej. My podaliśmy go ze świeżymi preclami, które możecie zrobić sami wykorzystując ten przepis. Coś w sam raz na długi weekend, na późne śniadanie, które można celebrować długo, długo. 
Dip to przepis Giady de Laurentiis, który znaleźliśmy na naszej ulubionej stronie Food Network.


Czas przygotowania: 15 minut

Składniki:
1 puszka fasoli cannellini
1 ząbek czosnku
1 łyżka soku z cytryny
garść natki pietruszki
sól
pieprz

Fasolę odcedzamy z zalewy, wrzucamy do misy blendera. Dodajemy czosnek (najlepiej wyciśnięty przez praskę, jeśli blender nie jest dokładny), sok z cytryny. Blendujemy na jednolitą masę, doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Mieszamy z posiekaną natką pietruszki. Odstawiamy do lodówki na godzinę, żeby smaki się przegryzły (po tym czasie, pasta będzie jednolita i wyda się bardziej czosnkowa). Serwujemy z tym, co lubimy. 

czwartek, 7 listopada 2013

Co przywieźć z wyprawy do Szwajcarii?

Co robicie, kiedy kończy się Wasz urlop, który spędzacie gdzieś daleko? My robimy zakupy. Kupujemy zwykle magnes na lodówkę dla naszej koleżanki, ale oprócz magnesu przywozimy oczywiście suweniry spożywcze. Bardzo lubimy wyprawy do sklepów spożywczych w innych krajach. Ich scenariusz jest zazwyczaj taki sam: najpierw błądzimy jak dzieci we mgle, potem orientujemy się, że wokół jest mnóstwo rzeczy dostępnych bez problemu w Polsce, czasem tylko pod innymi nazwami, a potem przyglądamy się rzeczom dla nas nowym. I te zazwyczaj kupujemy w ciemno. Dzisiaj przedstawiamy 11 produktów, które musicie przywieźć ze Szwajcarii. Ostatnio M. zrobiła w tej sprawie dokładne rozpoznanie w terenie. Lista jest subiektywna i można ją dowolnie rozszerzać.

Szwajcaria kojarzy nam się przede wszystkim z serami i czekoladą. Nic dziwnego, skoro i sery i czekoladę mają wyborne. Poprzestanie na tych dwóch byłoby jednak grzechem. Szwajcaria na pewno nie jest największym krajem, ale swym bogactwem kulinarnym z pewnością mogłaby równać się z większymi sąsiadami. Zresztą, to właśnie z nimi - z Włochami, Niemcami, Austrią i Francją - Szwajcarzy dzielą różne części swojego kulinarnego dziedzictwa.
Do szwajcarskiego sklepu spożywczego wpadłam z Kasią z Chillibite i Maćkiem Mediafunem, zaczęliśmy przeczesywać półki z czekoladami, a potem Kasia i ja ruszyłyśmy na polowanie w nieznane rewiry. Oprócz tego, co tu wymienię jest pewnie tysiąc innych rzeczy, które koniecznie zjeść/przywieźć, ale te wydają mi się najciekawsze. 

1. Rivella
www.rivella.com

Rivella to szwajcarski sposób na wykorzystanie serwatki powstałej przy produkcji serów. Rivella jest delikatnie gazowanym, słodkim napojem, który w Szwajcarii widziałam częściej niż Coca Colę.  Nie zawiera sztucznych barwników ani konserwantów. Oprócz wersji klasycznej z czerwoną etykietą, jest Rivella light z etykietą niebieską i Rivella z ekstraktem z zielonej herbaty z zieloną etykietą. Ta ostatnia smakowała mi najbardziej. Ciekawostka: rocznie produkuje się 100 milionów litrów Rivelli. 
Półlitrowa butelka Rivelli kosztuje około 1,5 CHF. 

2. Bundnerfleisch - suszona wołowina 

suszona wołowina w restauracji Furii 

W kantonie Graubunden produkuje się pyszną suszoną wołowinę. Mięso marynuje się w solance z białym winem i ziołami. Następnie suszy się je przez wiele tygodni na mroźnym powietrzu. Dzięki tym zabiegom, wołowina ma piękny intensywny czerwony kolor i niezapomniany smak - jest kwintesencją umami. Dobrze przechowywana, nie ma terminu "przydatności do spożycia". Stugramowa paczka tego rarytasu kosztuje około 10 CHF.

3. Ser Belper Knolle

www.culturecheesemag.com

Jeśli kiedykolwiek znajdziecie w szwajcarskim sklepie ten ser, kupujcie od razu. Nawet jeśli cena Was zaskoczy. Jest to ser z krowiego mleka w kształcie kuli otoczonej w pieprzu, czosnku i soli himalajskiej. Dojrzewając powoli, ser staje się twardy. Można go wtedy kroić na plasterki cienkie jak papier i podawać dosłownie ze wszystkim - pieczonym mięsem, sałatą, makaronem czy krewetkami. Smakuje obłędnie, rozkosznie rozpuszcza się na języku, ale nie dajcie się zwieść: chwilę później poczujecie wszystkie przyprawy którymi był otoczony. Cena: około 10 CHF.

4. Ser Raclette
sklep z serami w Les Diablerets

Niby w Polsce też można kupić ser raclette, ale uwierzcie - żaden z tych które jadłam do tej pory nie był tak dobry jak ten kupiony w sklepie z serami w Les Diablerets. Ten szwajcarski ser ma wyjątkowy smak i oczywiście zapach. A do tego konsystencję, która pomaga mu się rozkosznie upłynniać. Cena: około 24 CHF/kg

5. Ser Vacherin
Jeśli macie ochotę na prawdziwe szwajcarskie fondue (np. z naszego przepisu), musicie zaopatrzyć się w sery: gruyere i vacherin. Dobry Gruyere jest dostępny w Polskich sklepach, Vacherin już niekoniecznie. A bez niego fondue straci coś ważnego. Jeśli zdecydujecie się na jego zakup, pamiętajcie, że ser pachnie intensywnie, zwłaszcza w podróży poza lodówką. Cena: około 26 CHF/kg

6. Toblerone


Kto nie zna trójkątnej czekolady w złotym opakowaniu? W Szwajcarii czekolada ta występuje w kilku rodzajach niedostępnych w Polsce. Co więcej, można wybrać niestandardowe opakowanie i uniwersalny prezent dla rodziców/dziadków/wujków/kolegów z pracy gotowy. 

7. Ovomaltine 

www.ovomaltine.ch

Jest to marka pod którą kryje się przede wszystkim kakao do picia, ale też czekolady i to, co polecamy najbardziej - czekoladowe smarowidło z chrupiącymi cząstkami w środku. Nie jest to produkt typowo szwajcarski (produkują go Belgowie), ale widzieliśmy go w Szwajcarii na każdym kroku. Można się tylko domyślać, że szwajcarskie dzieci są nim zachwycone. Cena: ok. 3 CHF.
A teraz pozycje tylko dla dorosłych:

  8. Bitter des Diablerets z kantonu Valais


Historia trunku sięga 1876 roku. Wtedy zaczęto destylować alkohol z alpejskich ziół, który serwuje się jako aperitif lub digestif. Sam destylat pięknie pachnie i jest delikatnie słodki. Wyśmienicie smakuje z syropem z czarnej porzeczki. Jeśli ktoś cierpi na ból głowy, powinien raczej wymieszać go z lodem i odrobiną wody gazowanej. Cena: około 20 CHF

 9. Damascino z kantonu Jura


www.damascino.ch

W Szwajcarii uprawia się szczególny gatunek śliwek - śliwki damasceńskie. Ich owoce są niewielkie i mają niejednolity kolor - od fioletowego do jasnozielonego. Najbliżej im chyba do naszych rodzimych węgierek. Z tych śliwek produkuje się brandy o wdzięcznej nazwie Damascino. Świetnie nadaje się do deserów. Cena: 85 CHF

10. Wino z Valais 

www.vinorama.ch 

Jest takie miejsce na Ziemi, gdzie winorośle rosną na kamiennych schodach wykutych w skale, które winiarze wzmacniają co roku we wrześniu, tuż po winobraniu. Petit Arvine to chyba najlepsze białe wino, jakiego kosztowaliśmy - owocowe nuty, bogaty aromat. Jest takie miejsce w drodze z Montreaux do Lozanny w którym sprzedają tylko lokalne wina. To miejsce to Vinorama - można tam obejrzeć film o okolicznych winnicach, degustować wina, w końcu zaopatrzyć się w to, które smakuje najbardziej. Swoją drogą, szwajcarskie wino trudno dostać poza Szwajcarią. Dlatego tym bardziej warto poznać to bogactwo na miejscu. Cena za butelkę: od 10 CHF.

11. Kirsch

Destylowanie czereśni nie jest dla Szwajcarów czymś nowym. Pierwsze wzmianki o czereśniowym brandy pojawiały się już w XIII wieku. Kirsch jest alkoholem uniwersalnym - świetnie pasuje do lodów, czekoladowych tortów, jest też niezbędnym składnikiem fondue. Za półlitrową butelkę trunku zapłacimy około 30 CHF.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Chrupiące bakalie na imprezę

Uwielbiamy chrupać orzechy. A zwłaszcza orzechy w karmelu. Wyobraźcie sobie, że oprócz fistaszków w mieszance są jeszcze migdały, pekany i nerkowce. I jeszcze słonawe paluszkowe precelki, którym karmel dodaje wyrazu. I duże ciemne rodzynki... Tym razem kupiliśmy ulubione bakalie na wagę - w takich proporcjach jak chcieliśmy - i stworzyliśmy własną mieszankę. Doskonale chrupiącą - a przez to sprawdzającą się doskonale w roli imprezowej przekąski. To chrupanie jest absorbujące, więc od razu podzielcie chrupaki na mniejsze porcje. W przeciwnym razie przestaniecie jeść dopiero kiedy zobaczycie dno miseczki. Zdarzyło nam się to nieraz - stąd ostrzeżenie.


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki:
100 g migdałów ze skórką
100 g nerkowców
200 g niesolonych fistaszków
130 g precelków
30 g rodzynek
2 łyżki oleju
30 g cukru dark muscovado
20 g miodu
10 g masła
1-2 g chilli
1 g soli morskiej

Na patelni rozgrzewamy olej, dodajemy nerkowce, fistaszki. Cały czas mieszając prażymy na wolnym ogniu przez 2 minuty. Szybko zdejmujemy z patelni i wkładamy do miski. Studzimy. Do miski wsypujemy migdały, rodzynki, precelki. W rondelku rozpuszczamy masło z cukrem, miodem, chilli i solą morską. Mieszamy do rozpuszczenia cukru. Zdejmujemy z ognia, mieszamy z bakaliami, które mamy w misce. Gotową mieszankę układamy na blaszce wyścielonej papierem do pieczenia. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni Celsjusza na 10 minut. Wyjmujemy, studzimy i podajemy.