czwartek, 26 lutego 2015

Schab bez soli na duszonej rukoli z fenkułem i figami

Czy mięso można przygotować bez dodatku soli? Absolutnie można i będzie ono wspaniałe! Jakiś czas temu pisaliśmy o marynowaniu mięsa bez użycia soli, dzisiaj pokazujemy w jaki prosty sposób można wykorzystać sól naturalnie występującą w … twardym serze. Dodatek litewskiego sera Dziugas sprawia, że mięso nabiera zupełnie innego smaku, ale staje się też delikatnie chrupiące. Figi i rukola to wspaniali towarzysze schabu – podkreślają jego smak, ale świetnie też smakują bez mięsa. Jeśli szukacie pomysłów na niebanalne dodatki do dań, to to połączenie fig, rukoli i fenkułu z pewnością zachwyca. 
Wpis powstał we współpracy z Cisowianką w ramach akcji "Gotujmy zdrowo - mniej soli". 



Czas przygotowania: 40 minut

Składniki na 4 porcje:
500 g schabu
1 łyżeczka pieprzu
1 łyżeczka oregano
2 łyżki oleju rzepakowego
4 łyżki startego sera Dziugas
12 fig
50 g rukoli
1 fenkuł
2 łyżki soku z cytryny
1/4 szklanki wody
ew. bagietka


1. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200 stopni Celsjusza.
2. Schab oprószamy oregano i smażymy na oleju po 3 minuty na każdej ze stron. 
3. Usmażone mięso kładziemy na blaszkę do pieczenia, oprószamy serem Dziugas i wstawiamy do piekarnika na 10 minut. Pieczemy, aż ser się zezłoci.
4. Figi kroimy w ćwiartki. Fenkuł kroimy w cienkie paski. 
5. Na patelnię na której smażyliśmy schab wlewamy sok z cytryny i 3 łyżki wody, wrzucamy pokrojony fenkuł i figi. Ciągle mieszając smażymy 2 minuty, dodajemy rukolę, smażymy 30 sekund. Patelnię zdejmujemy z ognia mieszamy. 
6. Schab wyciągamy z piekarnika. Podajemy z rukolą i bagietką.


wtorek, 24 lutego 2015

Jemy i czytamy #5

Dziś jest wtorek 24 lutego. Oto subiektywny przegląd najciekawszych tekstów o jedzeniu. Kilka wzmianek o kawie, glutenie, przedsiębiorczym młynarzu. Są też bardzo odważne zdjęcia.


1.  Galeria zdjęć australijskiej fotografki Sarah Bahbah. Akty ludzi jedzących jedzenie na wynos - pizzę, frytki, burgery. 
Zdjęcia dostępne na stronie Ingnant

2. Jeśli ktoś kiedykolwiek zastanawiał się dlaczego w niektórych krajach masło sprzedawane jest w kostkach po 200 g, a w innych w mniejszych opakowaniach, koniecznie powinien przeczytać artykuł na stronie Market Place

3. Historia zambrowskiego młynarza, który niedochodowy młyn postanowił przekształcić w fabrykę ekologicznych naczyń z otrąb. Artykuł na portalu Na Temat. Dla nas tym ciekawszy, że Zambrów to miasto nam (geograficznie) bliskie. 

4. Kobiety w służbie jedzeniu - od Julii Child po Ednę Lewis. Najważniejsze amerykańskie szefowe kuchni prezentuje na swoich stronach Elle

5. O tym, że gluten wcale nie jest taki zły i o tym, jak łatwo popaść w dietetyczną paranoję pisze portal Crazy Nauka

6. Flat white to ulubiona kawa Adama, która wywodzi się z Australii. Zdaje się, że to ulubiona kawa wszystkich Australijczyków przyjeżdżających do Polski (a musicie wiedzieć, że oni są wielkimi smakoszami kawy i dla dobrej filiżanki flat white są w stanie w śniegu iść godzinę z hotelu w centrum miasta do kawiarni na warszawskich Filtrach). O tym czym tak naprawdę jest flat white pisze The Kitchn

7. Pozostając w temacie kawy, o tym jak parzyć kawę w kawiarce pisze Madame Edith. Jako osoby uzależnione od kawy (i kawiarek), bardzo polecamy! 

niedziela, 22 lutego 2015

Sałatka ze szpinaku z tuńczykiem i jajkiem

Wiele osób traktuje sałatki jako absolutnie dietetyczne dania mające niewiele kalorii i dające niewiele energii. Nic bardziej mylnego! O tym, czy danie jest nisko kaloryczne nie świadczy tylko duża liczba warzyw. Ważne jest też to, co oprócz tych warzyw w sałatce się znajduje. Dlatego sałatka jest pełnowartościowym posiłkiem, jeśli tylko jest dobrze skomponowana. 
Sałatka z tuńczykiem i jajkiem to nasze stare-nowe odkrycie. Stare, bo zajadaliśmy się nią wieki temu. Nowe, bo okazuje się, że straciła na atrakcyjności. Jest jednak coś o czym absolutnie trzeba pamiętać przygotowując ją – jakość tuńczyka. Ponieważ tutaj wszystko się kręci wokół niego, zadbajmy, aby był jak najlepszej jakości. Farfocle rybne pływające w mętnym płynie nie będą najlepszym wyborem. Lepiej jest dołożyć kilka monet i kupić porządną rybę. Poczujecie różnicę w smaku natychmiast! 
Wpis powstał we współpracy z Cisowianką w ramach akcji "Gotujmy zdrowo - mniej soli". 


Czas przygotowania: 15 minut
Składniki na 2 porcje:

150 g szpinaku 
1 puszka tuńczyka w sosie własnym
2 jajka ugotowane na twardo
8 rzodkiewek
12 pomidorków koktajlowych
½ czerwonej cebuli
¼ szklanki jogurtu greckiego 
2 łyżki octu winnego
2 łyżki oliwy z oliwek
½ łyżeczki pieprzu 


1. Szpinak myjemy i suszymy.
2. Tuńczyka rozrywamy na spore kawałki lub kroimy.
3. Jajka obieramy i kroimy w ósemki.
4. Rzodkiewki myjemy i kroimy w plasterki.
5. Pomidorki myjemy i przekrawamy na pół.
6. Cebulę obieramy i kroimy w piórka.
7. Jogurt grecki mieszamy z octem winnym, oliwą z oliwek i pieprzem.
8. Na talerzach układamy szpinak. Na nim kładziemy pozostałe składniki i skrapiamy jogurtem greckim.



środa, 11 lutego 2015

Subiektywny ranking białostockich pączków

Razem z Twardym Szparagiem postanowiliśmy zacząć Tłusty Czwartek w środę. Intensywnie próbowaliśmy pączki, które sprzedają różne białostockie cukiernie w poszukiwaniu tych najlepszych. Kupowaliśmy, jedliśmy i zapisywaliśmy nasze wrażenia. Pomyśleliśmy, że może pomożemy Wam w ten sposób lepiej wybrać źródło zaopatrzenia na zbliżające się pączkoobżarstwo.
Pączki przedstawiamy w kolejności od najlepszych do najsłabszych, naszym zdaniem.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Magda Gendźwiłł (@crustanddust)

wtorek, 10 lutego 2015

Ciasto szpinakowe

Zielone ciasto po raz pierwszy zobaczyliśmy w Green Coffee Nero. Przymierzaliśmy się do niego kilka razy, ale szpinak zamiast w cieście lądował w sałatce albo w lasagne z fetą. Przyszła na niego pora w dniu w którym na dnie lodówki znaleźliśmy prawie pół worka nieco zwiędłych liści. Mieliśmy z nich zrobić sałatkę, ale nie wyglądały zbyt apetycznie. I tak znaleźliśmy przepis na tym blogu i upiekliśmy szpinakowe ciasto. Opublikowaliśmy zdjęcie na naszym Instagramie i rozpoczęło się szpinakowe szleństwo.
Ciasto jest niesamowicie wilgotne i długo zachowuje świeżość - po 3 dniach smakowało jakby dopiero co było upieczone. Zawiera 350 g szpinaku i smak liści wyczuwalny jest na tyle mocno, że dzieci po zjedzeniu małego kawałeczka odmówiły dokładki mimo, że sam kolor bardzo je intrygował. Jest jednak na to świetny sposób: bita śmietana i granat. Te dwa dodatki sprawiają, że  szpinakowy posmak staje się bardzo delikatny i akceptowalny nawet dla tych, którzy nie mają ochoty być tak silni jak Popeye. 
Z podanych składników otrzymamy ciasto, które wypełni tortownicę o średnicy 25 cm lub 12 muffinków o podstawie 5 cm.


Czas przygotowania: 20 minut
Czas pieczenia: 30 minut

Składniki:
350 g szpinaku
4 jaja
1/3 szklanki oleju rzepakowego
3/4 szklanki cukru
2 szklanki mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki soku z cytryny
250 ml śmietanki 36%
2 łyżki cukru pudru
1 granat


1. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza. 
2. Blaszkę w której będziemy piec ciasto wykładamy papierem do pieczenia.
3. Szpinak dokładnie myjemy, wrzucamy do misy blendera. Dodajemy olej rzepakowy i jajka. Miksujemy około 1 minuty do uzyskania jednolitej zielonej masy. 
4. Do misy blendera dodajemy cukier i sok z cytryny. Miksujemy ok. 20 sekund.
5. W dużej misce mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Dodajemy do kielicha blendera i miksujemy 1 minutę. 
6. Gotową masę wlewamy do blaszki, wstawiamy do piekarnika i pieczemy ok. 30 minut (tortownica) lub 18 minut (muffiny). Warto sprawdzić ciasto patyczkiem - jeśli jest suchy, ciasto jest gotowe. 
7. Ciasto wyciągamy z pieca, po 10 minutach wyciągamy z blaszki na talerz i dokładnie studzimy. 
8. Po około 20 minutach studzenia, mikserem na wysokich obrotach ubijamy zimną śmietankę z cukrem pudrem do otrzymania puszystej bitej śmietany. 
9. Granat przekrawamy na pół, kładziemy na desce rozkrojoną częścią do dołu i delikatnie w niego uderzamy uwalniając krwiosto-czerwone słodkie ziarenka.
10. Bitą śmietaną smarujemy ciasto, dekorujemy granatem wedle uznania. 


poniedziałek, 9 lutego 2015

Niezwykłe zimowe menu w sercu Warszawy

Restauracje hotelowe zwykliśmy omijać szerokim łukiem zakładając, że serwują poprawne dania. Dania, które smakują wszystkim, są dobrze przygotowane, ale nie oferują żadnych nowych doświadczeń - takie jedzenie na pocieszenie w wersji de luxe. Nasze zupełnie niesłuszne przekonania skonfrontowaliśmy w restauracji Le Victoria Brasserie Moderne próbując dań stworzonych przez Szefa Macieja Majewskiego.


Zaczęliśmy od kompresowanego sandacza z limonką, kolendrą, imbirem i pyłem z ogórka. Niesamowicie świeże danie, a jednocześnie troszeczkę rozgrzewające. Sandacz był wyjątkowo delikatny i soczysty. Po dotknięciu widelcem najpierw stawiał opór, a potem "otwierał się" ukazując piękne, białe mięso. Pył z ogórka to element dania, który nas mocno zaskoczył. Ogórek w wersji na sucho jest ziemisty i smakuje jak...chipsy ze skórki od ogórka.


Ostrygi z kurczaka z ziemniaczanym risotto i czarną truflą - wszystko brzmiało bardzo enigmatycznie. Risotto z ziemniaków wyobrażaliśmy sobie jako... stos ziemniaków wyglądających jak ryż. Risotto okazało się drobno posiekaną irgą ugotowaną w mięsnym wywarze. Takie ziemniaki od razu skojarzyły nam się z bajką o Kopciuszku - myślisz, że to nie specjalnego dopóki nie zobaczysz jak wygląda/smakuje odpowiednio ubrana/przygotowana. Ostrygi z kurczaka przygotowane były metodą sous-vide - czyli były gotowane w worku próżniowym w stosunkowo niskiej temperaturze. Efekt tego zabiegu był taki, że zachowały delikatność i świeżość. Trufli nikomu nie trzeba przedstawiać. Ale nas zaskoczyły i to bardzo. Trufle, które jedliśmy do tej pory były bardzo intensywne. Ich dominujący smak często przykrywał resztę dania. Trufle w Le Victoria Brasserie Moderne były delikatniejsze i zamiast królować nad całym daniem nadawały głębi ziemniakom i kurczakowi. Piękne danie.



Kulminacją zimowej uczty okazał się filet jagnięcy confit z puree z topinamburu i jarmużem. Po pierwsze, absolutnie sezonowe składniki i polskie na wskroś. Bardzo przyjemnie mieć na talerzu tak piękne danie i mieć poczucie, że jest ... nasze. Niektórzy pewnie teraz kręcą głowami myśląc "znowu ten topinambur i jarmuż". My jednak obstajemy, że to dobry znak. Szefowie kuchni wracają do tradycyjnych roślin udowadniając, że można je przygotować w wyrafinowany sposób. Nie muszą się kojarzyć z biedą, głodem czy składnikami pastewnymi, bo stają świetnym punktem wyjścia do eksperymentów z fakturą czy konsystencją Ale pierwsze skrzypce w tym daniu gra jagnięcina usmażona w kaczym tłuszczu. Delikatne mięso, miękkie, dobrze przyprawione. To jest danie dla którego warto wracać póki obowiązuje zimowa odsłona menu.



Zielony deser to zapowiedź nadchodzącej wiosny. Ciasto z mielonych pistacji jest wilgotne, nieco ziemiste i urzekające kolorem. Lody z zielonej herbaty są intensywne, ale zaskakująco kremowe. Ich świeżość pięknie gra z mocnym smakiem pistacji. To nie wszystko - obok ciasta i lodów na talerzu jest obłędny creme anglais. I nie jest to zwykły krem angielski gotowany na parze, ale gotowany sous-vide. Co za tym idzie, jest nieco gęstszy i bardziej jednolity. To najlepszy creme anglais jaki jedliśmy i chętnie widzielibyśmy go w menu deserowym jako indywidualną pozycję. 



Le Victoria Brasserie Moderne
ul. Królewska 11, Warszawa

niedziela, 8 lutego 2015

5 rzeczy, których Jamie Oliver musi dowiedzieć się o polskiej kuchni

Znacie Jamiego Olivera, prawda? Uśmiech od ucha do ucha, milion procent radości z gotowania, charakterystyczny sposób doprawiania potraw "metodą na twarz przy samym garnku". Wszyscy świetnie go znamy. Ale czy on zna nas i naszą kuchnię? Z pewnością wie czym są kopytka, pierogi i mizeria, ale na pewno nie wie, że


1. Polacy są uzależnieni od majeranku

Dodajemy go do mięsnego farszu do pierogów i gołąbków, oprószamy nim nasz ukochany żurek, doprawiamy nim smażone grzyby i grochówkę. Jeśli przygotowując jakieś danie czujemy, że nie ma smaku - na pewno brakuje mu majeranku. Ale naszą obsesję można łatwo wytłumaczyć - majeranek jest podobno świetnym afrodyzjakiem.

2. Nasz chleb jest najlepszy na świecie

Zajadamy się burgerami, stekami i sushi. Umiemy ugotować zupę na gwoździu. Spokojnie radzimy sobie w nowych miejscach, ale ... po tygodniu bez polskiego chleba baltonowskiego albo chleba na zakwasie czujemy się po prostu źle. Nie lubimy chleba tostowego ani napompowanych bułek, które wieczorem robią się suche. Po prostu, nasz polski chleb jest najlepszy na świecie, a my jesteśmy mistrzami w jego stylizowaniu. Przykłady? Na śniadanie - otwarta kanapka z masłem, szynką i serem żółtym. Do szkoły i do pracy - zamknięta kanapka tym razem z dodatkiem warzyw. Ulubiony gość w każdym biurowcu - Pan Kanapka. 

3. Galaretka nie musi być słodka

Wiśniowa, malinowa, agrestowa, cytrynowa, pomarańczowa, jagodowa, jabłkowa, wieprzowa i drobiowa. Galaretka to nie tylko zżelowany sok owocowy, który jest świetnym deserem dla dzieci. Galareta to też długo gotowane świńskie nóżki z kawałkami marchewek, które lubimy skropić octem. I podlać naszym narodowym trunkiem wyskokowym. Galareta to też kurczak i warzywa. 


4. Słodki obiad jest absolutnie pełnowartościowym posiłkiem

Zupa owocowa i pierogi z truskawkami, cukrem i śmietaną. Placki z cukrem i śmietaną. Kopytka z cukrem i śmietaną. Naleśniki z serem, cukrem i śmietaną. Makaron z truskawkami, cukrem i śmietaną. Leniwe kluski z cukrem. To są nasze ulubione piątkowe obiady. Takie, które podają dzieciom w przedszkolach i szkołach. Takie z których słyną babcie. Słodkie? Bez warzyw? I co z tego! Wszyscy je uwielbiamy. Oczywiście, że są pełnowartościowymi posiłkami! 

5. Jemy krowie żołądki, pijemy kaczą krew 

Jesteśmy dzielnymi ludźmi i podroby nam nie straszne. Flaki w latach dziewięćdziesiątych były obowiązkową pozycją w weselnym menu. Przecież zupa z krowiego żołądka ma więcej wapnia niż surowe mięso. Król Władysław Jagiełło był ich wielkim miłośnikiem - wiadomo dlaczego bitwa pod Grunwaldem zakończyła się naszym zwycięstwem. 
Kaczą krew hojnie wlewaliśmy do zupy. Z natury jesteśmy kulturalnymi i powściągliwymi ludźmi i nie chcąc sprawiać przykrości absztyfikantom naszych córek, delikatnie acz stanowczo karmiliśmy ich przez wieki czarną polewką. Po co mówić skoro można jeść ze zrozumieniem.

czwartek, 5 lutego 2015

Tort dla pięciolatka

Oto tort dla pięciolatka, który nie lubi tortów.
Pięć lat temu mieliśmy w głowie miliony scenariuszy dotyczących dziecięcych urodzin, bo przecież miałam być matką idealną - piękną jak Nigella, pomysłową jak Martha Stewart i zabawną jak Kristen Wiig. Taką matka, która co roku robi urodziny na wypasie wyglądające jak z amerykańskich gazetek, która dbając o detale nie dopuszcza, by kolor serwetek nie zgadzał się z kolorem kremu na torcie. I co? I nic. 
Nawet jakbym się starała, to nic z tego nie wyjdzie, bo nasze dziecko nie chce urodzin z tematem przewodnim. Nie chce też urodzin z tortem, bo tortów nie lubi. Czasem pozwoli sobie zrobić tort galaretkowy albo cupcakes, ale to tyle. W tym roku zdałam się na rady Czytelników. Moja siostra przysłała zdjęcie tortu w kształcie cyferki "5" i tym samym cyferka "5" została tematem przewodnim urodzinowego ciasta.
Ciasto to klasyczny murzynek z czekoladową polewą do której przyklejamy stos kolorowych cukierków. Wszystko to obstawiamy mini prince-polo i serwujemy. Tort wygląda pięknie! Nasze dziecko zobaczyło je i powiedziało "o, to dla mnie, bo ma pięć. A ja mam pięć lat." Tort wygląda pięknie, a smakuje murzynkiem. Nie będziemy ukrywać, że nie jest to mistrzostwo świata w cukiernictwie. Raczej jest to klasyczna sytuacja, której doświadczamy z większością pięknych tortów - najpierw wielkie achy i ochy, a potem jesz ładne, ale zwyczajne ciasto. 


Rady dotyczące przygotowania tortu

Upiecz ciasto w blaszce o wymiarach kartki A4 i je dobrze ostudź.  Potem na kartce A4 wydrukuj albo narysuj cyferkę, której potrzebujesz. Wytnij ją, przyłóż do ciasta i używając jej jako wzoru odkrawaj po kolei niepotrzebne kawałki tortu. Staraj się jednak trzymać nóż pod kątem 90 stopni - w ten sposób tort będzie miał równe "ścianki". Nie wyrzucaj ciasta - będzie świetne na bajaderki z tego przepisu. Podajemy proporcje na cyferkę "5". Przy innych cyfrach być może będzie trzeba dodać lub odjąć mini prince-polo.  

środa, 4 lutego 2015

P jak Pączki

Obżeranie się pączkami mamy we krwi. W zeszłym roku robiliśmy ranking najlepszych pączków w Warszawie i wtedy mogliśmy zupełnie bezkarnie zjeść chyba z 10 pączków na raz. Zgodnie z naszymi przewidywaniami, najlepsze pączki można kupić albo PRZED Tłustym Czwartkiem albo PO Tłustym Czwartku. W Tłusty Czwartek wszystkie cukiernie zaniżają nieco jakość, bo idą w ilość. W końcu, każdy chce zjeść przynajmniej jednego pączka. 
Dlatego my się nieco wycwaniliśmy i postanowiliśmy się nauczyć robić pączki samodzielnie. W domu. Ważne zasady przy robieniu pączków to
a) cierpliwość w wyrabianiu ciasta ręcznie (jeśli ktoś ma lub zna kogoś, kto ma na podorędziu robot kuchenny, to warto odświeżyć znajomość)
b) trzymanie temperatury tłuszczu (my mamy termometr i odkryliśmy, że najlepsza temperatura to 180 stopni Celsjusza)
c) cierpliwość w niezjedzeniu wszystkiego na raz.

Pączki po usmażeniu są nieco twarde, ale szybko miękną. My nadziewaliśmy je marmoladą po smażeniu, bo tak jest prościej i bezpieczniej. Nie ma nic gorszego niż marmolada, która postanowiła uciec z pierwszego smażonego pączka, spalić się i sprawić, że wszystkie kolejne pączki wyglądają jak wyciągnięte ze smoły. Pączki można posypać cukrem pudrem lub posmarować lukrem.

Przepis White Plate z naszymi modyfikacjami.


Czas przygotowania: 2 godziny
Czas oczekiwania: 60-90 minut
Liczba porcji: ok. 16 sztuk 

Składniki:
4 żółtka 
1 jajko
50 g masła rozpuszczonego 
480 mąki 
30 g cukru pudru
230 ml mleka w temperaturze pokojowej
20 g świeżych drożdży 
2 łyżki spirytusu
4 kostki smalcu do smażenia 


Drożdże rozkruszyć do miski, dodać cukier i mleko. Wymieszać i odstawić na 10 minut.
Do miski z drożdżami wsypać mąkę, żółtka, jajko, rozpuszczone masło i spirytus. Ciasto zagniatamy ręcznie przez około 20 minut lub mikserem przez 10 minut. Ciasto powinno być lśniące, odchodzić od rąk, ale ciągle delikatnie się kleić.
Przełożyć do miski, przykryć folią i odstawić do wyrastania w ciepłe miejsce na 1 godzinę.
Wyrośnięte ciasto przekładamy na blat i dzielimy na 16 równych kawałków. Z każdego z nich formujemy kuleczkę, spłaszczamy ją na dłoni i zawijając brzegi do góry formujemy pączka. Jeśli ciasto zbyt się klei do rąk, posmarujmy ręce olejem. Tutaj trzeba się nieco postarać, żeby pączki były ładne i foremne.
Pączki układamy na papierze do pieczenia zostawiając między nimi 3-4 cm odstępy. Odstawiamy do wyrastania na ok. 30 minut, powinny wyraźnie urosnąć.
W tym czasie rozgrzewamy tłuszcz w głębokiej patelni lub dużym garnku. Jeśli ktoś ma termometr, najlepsza temperatura do smażenia pączków to 180 stopni Celsjusza. Temperaturę można sprawdzić surowym ziemniakiem. Pączki wrzucamy na średnio rozgrzany tłuszcz, więc warto do tłuszczu wrzucić plasterek ziemniaka i jeśli delikatnie skwierczy, można wkładać pączki. Pączki smażymy powoli przewracając na drugą stronę dopiero kiedy spód się ładnie zarumieni. Przed wyjęciem w środek pączka warto wbić drewniany patyczek - jeśli wyjdzie suchy, pączki są gotowe.
Talerz wykładamy papierowym ręcznikiem i układamy na nim pączki. Jedna porcja stygnie, a my smażymy drugą. Gotowe pączki nadziewamy gęstą marmoladą używając rękawa cukierniczego i długiej końcówki do nadziewania.
Mama A. nadziewa pączki gęstą konfiturą przed smażeniem, ale my tego nie robimy. Boimy się, że marmolada wypłynie z pierwszego pączka, tłuszcz nabierze czarnej barwy i wszystkie kolejne pączki zrobią się czarne.
Gotowe pączki smarujemy lukrem zrobionym z cukru pudru i soku z cytryny i ozdabiamy skórką pomarańczową.


wtorek, 3 lutego 2015

5 blogów na które głosujemy w konkursie Blog Roku

Od dzisiaj do dziesiątego lutego polska blogosfera żyje jednym - konkursem na Blog Roku. Po co to komu? Po pierwsze - dla sławy, chwały i splendoru. Zostając Blogiem Roku czujesz, że blogowanie ma sens. Po drugie, dla rozwoju. Niezależnie czy zdobędziesz jakiś tytuł czy nie, czy znajdziesz się w złotej dziesiątce czy nie, zatrzymujesz się na chwilę i zastanawiasz, kto siedzi po drugiej stronie monitora, kim są czytelnicy i czy lubią cię czytać. 


Sami również mamy swoje blogowe miłości i swoich faworytów. Są takie blogi, na które zaglądamy regularnie - bo inspirują, dotykają trudnych tematów, nie boją się krytyki. Po prostu, blogi, które można czytać. Specjalnie podkreślamy tutaj słowo "czytać", bo my blogi przede wszystkim czytamy - ładne obrazki nam nie przeszkadzają, ale zupełnie nie tego szukamy. Dlatego głosujemy na tych, którzy dobrze piszą. 
Wysyłamy kilka sms-ów za 1,23 PLN, bo to naprawdę niewielka cena za te tysiące przeczytanych znaków. Znaków, za które nigdy nie musieliśmy płacić, bo one po prostu na tych blogach były. Kiedyś usłyszeliśmy, że jeśli czytasz bloga, to masz obowiązek kupić książkę blogera/blogerki, bo w ten sposób się odwdzięczasz za godziny jej/jego pracy. Sms-y wspierające Fundację "Dzieci Niczyje" są tańsze od najtańszej książki.  




Nie straszne jej konfrontacje z ludźmi wierzącymi, że matki karmiące należy zamykać w ciemnych pomieszczeniach. Bez owijania w bawełnę krytykuje głupie kampanie społeczne, analizuje niefortunne wypowiedzi osób ważnych. Kochamy ją za błyskotliwe porównania i puryzm językowy. 



Nierozwiązywalne problemy z niską samooceną, brakiem czasu czy komunikacją w związku rozwiązuje konfrontując czytelników z ich największymi słabościami. Bezlitośnie wyciąga na światło dziennie nasze najczęstsze błędy, świetnie diagnozuje przyczyny najczęstszych konfliktów. Po prostu,  jak prawdziwy psycholog w prosty sposób tłumaczy co można zrobić lepiej. 
Do konkursu zgłoszony jest tekst "5 sposobów na wieczne niezadowolenie z pracy". 




To chyba jedyny blog "lifestylowy", który regularnie czytamy. Paulina i jej mąż zdecydowali się na zupełną rewolucję w swoim życiu i wybrali życie na podlaskiej wsi - z końmi, owcami i naturą. Paulina jest błyskotliwa, nieco złośliwa i szczera do bólu. Z dumą nosi czapkę z lisa walcząc z "eko-nazistami", wygłasza obawy dotyczące edukacji muzycznej w przedszkolach i zachęca do głosowania tak, że mamy ochotę płakać ze śmiechu "może skusi Cię wizja jak jadę w markowej kiecce na wypasionym traktorze, doję krowę w chustce od Hermesa."




Jeśli nie wiesz czym różni się "także od tak że" albo "na raz od naraz", to dowiesz się tego u Wittaminy. Miła rozrywka dla tych, którzy lubią czytać o języku. 




Głosujemy na siebie, bo jesteśmy rzadkim przykładem bloga kulinarnego do czytania. Lubimy pisać o jedzeniu, lubimy rozmawiać z tymi, którzy jedzeniem zajmują się na co dzień. Poza tym, lubimy podróżować, więc wycieczka do szkoły gotowania Jamiego Olivera w Londynie byłaby super opcją na wakacje bez dzieci.