niedziela, 30 czerwca 2013

Torcik kakaowo-śmietanowy z wiśniami z nalewki

Torciki, torty, piętrowe ciasta z kremem kojarzą nam się z jakimiś doniosłymi okazjami - urodziny, dzień matki, święto stomatologa... Tym razem żadnego święta nie było, była po prostu ochota na coś słodkiego, czekoladowego z delikatnym alkoholowym podkręceniem. Wielki słoik wiśni z nalewki gotowych do akcji stoi w naszej lodówce od pewnego czasu, wiśni w nim ubywa powoli - więc postanowiliśmy z niego skorzystać. Wśród składników widnieje proszek z lukrecji, który kupiliśmy w Sztokholmie. Nie jest on niezbędną częścią całego przedsięwzięcia, chociaż nadaje oryginalnego smaku ubitej śmietanie. Polecamy go przede wszystkim miłośnikom lukrecji i anyżowych aromatów - inni mogą się krzywić. 


Czas przygotowania: 1 godzina
Czas oczekiwania: min. 8 godzin

Składniki:
 4 żółtka
4 białka
100 g cukru pudru
100 g mąki pszennej
40 g mąki ziemniaczanej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki kakao
1 łyżeczka espresso
330 ml śmietanki 30%
2 łyżeczki żelatyny
4 łyżki cukru
1 łyżka wody
1 łyżeczka proszku z lukrecji (opcjonalnie)
1/2 szklanki nalewki wiśniowej
1 szklanka wiśni w alkoholu lub z kompotu

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza.  Mikserem na wysokich obrotach ubijamy żółtka z cukrem przez 5 minut. W oddzielnej misce ubijamy białka na pianę. Do miski z żółtkami dodajemy mąkę pszenną i ziemniaczaną, proszek do pieczenia, kakao i kawę. Miksujemy do połączenia składników. Za pomocą szpatułki dodajemy do masy białka i delikatnie mieszamy. Gotową masę wlewamy do tortownicy wysmarowanej masłem i pieczemy 25-30 minut (wersja dla leniwych: wylewamy do dwóch tortownic i oszczędzamy sobie krojenia). W wodzie rozpuszczamy żelatynę i odstawiamy na 5 minut. W garnuszku zagotowujemy 50 ml śmietanki, dodajemy cukier i mieszamy do rozpuszczenia. Zdejmujemy z ognia, dodajemy żelatynę i mieszamy do jej całkowitego rozpuszczenia. Studzimy. Z piekarnika wyjmujemy biszkopt, studzimy go, a potem za pomocą noża z piłką przekrawamy na dwie części. Pozostałą śmietankę ubijamy na sztywno, pod koniec dodajemy proszek z lukrecji i śmietankę z żelatyną. Na paterze układamy pierwszy blat biszkoptu, nasączamy połową nalewki, wykładamy 1/2 szklanki wiśni, smarujemy 1/3 kremu, przykrywamy kolejnym biszkoptem, smarujemy 1/3 kremu. Pozostałym kremem smarujemy boki i górę torciku. Na wierzchu układamy wiśnie. Wstawiamy do lodówki, najlepiej na całą noc, i serwujemy. 

środa, 26 czerwca 2013

Szybki stir-fry dla niejadka

Za namową koleżanki M. zapisała się na bezpłatny internetowy kurs żywienia dzieci organizowany przez Uniwersytet Stanforda. Nie robiła tego z poczucia winy, że nasze dzieci jedzą źle, ale z ciekawości. Jak się okazało, kurs był bardzo inspirujący, a dzisiejszy szybki stir-fry jest jedną z prac domowych...
Rodzice na całym świecie miewają jakieś problemy związane z żywieniem dzieci: nieregularne pory posiłków, za mało warzyw, monotonia i nadmiar słodyczy. Na większość z nich na szczęście jest jakieś rozwiązanie. Skupmy się na warzywach, bo to od zawsze było dla nas nie lada wyzwanie: jak zachęcić dzieci do jedzenia warzyw?
Po pierwsze, zacząć od siebie, bo nie ma nic lepszego niż dobry przykład. Mama i tata z uśmiechem na ustach jedzący fasolkę szparagową mogą być na tyle przekonujący, że po chwili małe warzywne niejadki będą podciągać ją z ich talerza. Jeśli to nie zadziała, trzeba uciec się do innych trików. Oto kilka z nich:

(1) Warzywa zawsze serwujemy na początku posiłku, bo nikt nie będzie miał ochoty na brokuły po zjedzeniu talerza makaronu z sosem.

(2) Danie z dużą ilością warzyw najlepiej podać dziecku, kiedy jest nieziemsko głodne - po popołudniowej drzemce lub po wyczerpującym spacerze czy zabawie na podwórku. Trzeba tylko pamiętać, żeby w międzyczasie nie wciskać pociechom worka chrupek kukurydzianych, wafli ryżowych, kanapeczek czy butli słodzonego napoju. Jak jest ciepło, można warzywa zapakować do pojemnika i urządzić mały piknik na świeżym powietrzu.

(3) Możecie stać się miłośnikami warzyw ugotowanych na parze. Ale jeśli - tak jak my - Wam to nie wychodzi, ugotowanym na parze warzywom trzeba dobrać jakieś miłe towarzystwo. My używamy masła albo sosu (azjatyckiego, pomidorowego, serowego, z dodatkiem czosnku, cebulki, imbiru). To właśnie na kursie z żywienia małych smakoszy M. dostała pracę domową "podaj dzieciom stir-fry z co najmniej 4 warzyw". Była bardzo sceptyczna wobec tego pomysłu, oczami wyobraźni widząc dzieciaki plujące sosem sojowym. Na własne oczy przekonaliśmy się, że to bezpodstawne obawy. Ważne jest, żeby warzywa nie były rozgotowane, a delikatnie chrupiące. Dlatego na patelnię najpierw wrzucamy te twarde - marchewki, pietruszkę, posiekane łodygi brokułów czy kalafiora, a potem miękkie - pieczarki, paprykę, cukinię, bakłażana, szparagi. Nie ma niczego złego w tym, że warzywa dla 2-3-letnich dzieci podsmaży się na 2 łyżkach oliwy z oliwek, podlewając w razie potrzeby wodą. Do warzyw możemy dodać odrobinę cukru czy miodu, żeby podkreślić ich naturalną słodycz. Ale odrobinę! 

(4) Warzywa są kolorowe i to jest nasza tajemna broń - im więcej kolorów znajdzie się na talerzu, tym będzie on ciekawszy, a co więcej - będzie stanowił większe pole do samodzielnych decyzji.
Stir-fry z wieprzowiną, cukinią i papryką, o którym piszemy dzisiaj można traktować jako punkt wyjścia do tworzenia własnych dań z wykorzystaniem ulubionego mięsa, ryb, warzyw, sosów. 


Czas przygotowania: 20 minut

Składniki:
50 g makaronu sojowego
100 g schabu
1/2 papryki
1/2 marchewki
1 mała cukinia
1/4 cebuli
ok. 1 cm korzenia świeżego imbiru
1 ząbek czosnku
2 łyżki białego sezamu
2 łyżki oliwy z oliwek lub oleju z pestek winogron
3 łyżki sosu sojowego
1 łyżka powideł śliwkowych (lub 1 łyżeczka miodu)
1 łyżka octu ryżowego
3 łyżeczki oleju sezamowego

Makaron przygotowujemy według instrukcji na opakowaniu. Schab myjemy, kroimy w paseczki. Paprykę kroimy w paski, cukinię i marchewkę w plasterki, cebulę, czosnek i imbir drobno siekamy. Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek, dodajemy cebulę, szklimy przez ok. 3 minuty, dodajemy czosnek, imbir, marchewkę, sos sojowy, schab i smażymy kolejne 3 minuty mieszając i ewentualnie dodając odrobinę wody. Na patelnię wrzucamy paprykę, cukinię, sezam, powidła, ocet ryżowy i smażymy kolejne 3 minuty. Pamiętajmy, żeby co jakiś czas mieszać zawartość patelni. Makaron odcedzamy, mieszamy z mięsem i warzywami. Wykładamy na talerze i przed podaniem skrapiamy olejem sezamowym. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Scones z amarantusem i jagodami goji

Wstajesz wcześnie rano, masz ochotę na słodkie śniadanie, ale wszystkie piekarnie są zamknięte. Możesz przewrócić się na drugi bok, próbować spać dalej i liczyć na to, że ochota minie albo wziąć się do pracy. Jeśli wybierasz opcję numer 1 nie wiesz, co tracisz. Jeśli wybierasz opcję nr 2, po 35 minutach wyjmiesz z piekarnika pyszne i świeże angielskie bułeczki śniadaniowe. W dzisiejszej wersji zostały wzbogacone o amarantus, jagody goji, otręby owsiane i suszone wiśnie. Można je smarować powidłami, serkiem lub polukrować. Niezależnie jak je potraktujecie, będą szybko znikać ze stołu. 


Czas przygotowania: 10 minut
Czas pieczenia: 15-20 minut

Składniki:
2 szklanki mąki
1/4 szklanki płatków owsianych
1/4 szklanki otrąb owsianych
6 łyżek amarantusa ekspandowanego
1/3 szklanki brązowego cukru
1 łyżka proszku do pieczenia
100 g masła
1/2 szklanki jagód goji
1/2 szklanki suszonych wiśni (lub żurawiny)
2 jajka
1/2 szklanki maślanki
1 łyżka wody

lukier
4 czubate łyżki cukru pudru
2 łyżki mleka

Masło siekamy na małe kawałki. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 190 stopni. Blaszkę, na której będziemy piec scones wykładamy papierem do pieczenia. 
W dużej misce mieszamy mąkę, cukier, płatki owsiane, otręby, amarantus, proszek do pieczenia. Dodajemy posiekane masło i wyrabiamy ciasto palcami do momentu kiedy grudki masła w cieście będą miały wielkość grochu. Dodajemy wiśnie, jagody goji i mieszamy. W drugiej misce rozkłócamy jedno jajko z maślanką. Wolno wlewamy składniki płynne do miski ze składnikami sypkimi. Wyrabiamy ciasto ręką do połączenia składników. Z uzyskanej masy formujemy dysk i spłaszczamy ręką tworząc kolisty placek. Kroimy go na 12 trójkątów (najpierw na ćwiartki, a potem każdą ćwiartkę jeszcze na 3 części). Jajko rozkłócamy z łyżką wody i smarujemy nim powierzchnię naszych surowych jeszcze bułeczek. Gotowe scones przekładamy na blaszkę i wkładamy do piekarnika na 18-20 minut. Po 15 minutach warto sprawdzić za pomocą patyczka czy ciasto jest już upieczone. Upieczone scones wyjmujemy z piekarnika i studzimy. Jeśli lubimy polukrowane bułeczki, teraz jest czas na dokładne wymieszanie cukru pudru z mlekiem i zrobienie lukrowych esów-floresów. 



niedziela, 23 czerwca 2013

Truskawki z miętą i ganaszem

Ostatni przepis z naszego gotowania w Puszczy Białowieskiej - deser, jak przystało na koniec. Z truskawek, jak przystało na sezon.
Niby nic szczególnego - truskawki polane czekoladą. Tym razem jednak do truskawek dodaliśmy świeżej mięty prosto z ogrodu (w Siole Budy znaleźliśmy aż 3 różne odmiany mięty, choć niestety nie umieliśmy ich nazwać) i prosty deser został w ten sposób stuningowany. Truskawki z miętą i czekoladą są orzeźwiające, co przy obecnej pogodzie może się przydać... Radzimy więc trzymać się przepisu, nie żałować mięty (bo naprawdę tu pasuje) i zaprosić kilka osób na cudowny deser.
***
Wejściówki do kina Muranów otrzymują Paweł Marder, Anna Pruszanowska i Katarzyna Socik. Miłego wieczoru!


 

Czas przygotowania: 10 minut
 Czas oczekiwania: 1 godzina

Składniki:
1/2 kg truskawek
2 łyżki cukru (lub więcej w zależności od upodobań)
garść porwanych liści świeżej mięty
100 g gorzkiej czekolady
80 ml śmietanki 36%

Truskawki myjemy, odszypułkowujemy, przekrawamy na pół i posypujemy cukrem. Mieszamy delikatnie łyżką z liśćmi mięty i odstawiamy na godzinę. Po tym czasie, w rondelku doprowadzamy do wrzenia śmietankę, zdejmujemy z ognia, dodajemy czekoladę połamaną w kostkę i mieszamy do powstania jednolitego sosu. Gotowym sosem (ganaszem) polewamy truskawki z miętą i serwujemy od razu.

piątek, 21 czerwca 2013

Wejściówki do Kina Muranów

Mamy dla Was 3 podwójne zaproszenia do Kina Muranów na specjalny pokaz filmu 18 SPOTKAŃ PRZY STOLE, z hiszpańskim winem, spotkaniem z szefem kuchni hiszpańskiej restauracji Casa Pablo i atrakcyjnymi konkursami.


O czym jest film?
18 SPOTKAŃ PRZY STOLE to kulinarna podróż po hiszpańskiej Galicji, krainie owoców morza i folkowej muzyki o celtyckich korzeniach. Uliczny muzyk usiłuje odzyskać straconą miłość, przyjaciele wspólnie celebrują śniadanie, aktor gotuje dla ukochanej... Jeden dzień, sześć śniadań, sześć obiadów, sześć kolacji i sześć historii starych i nowych miłości. A wszystko w cudownej atmosferze Santiago de Compostela. 

Kiedy?
24 czerwca godzina 21:00, warszawskie kino Muranów

Jak zdobyć zaproszenie?
Znajdźcie słowo "śniadanie" w języku galisyjskim, odpowiedzi opublikujcie w komentarzach i dołączcie adres mailowy. Spośród prawidłowych odpowiedzi w niedzielę wieczorem wylosujemy 3 szczęśliwców. 

Prosimy, żeby o bilety walczyły osoby, które naprawdę chcą zobaczyć film i mają wtedy wolny wieczór. 



czwartek, 20 czerwca 2013

Bliny gryczane z botwiną i kozim serem

Wyobraźcie sobie, że macie przed oczami piękny ogród warzywny. Na wyciągnięcie ręki świeża botwina, szalotki i młodziutki czosnek. Z lodówki wyjmujecie niepozorną bryłkę koziego sera. Już wiecie, że to, co zrobicie będzie nieprawdopodobnie świeże i aromatyczne. Puszyste, delikatne bliny to znak, że drożdże dobrze wykonały swoją pracę. I ten wyrazisty smak mąki gryczanej...
To kolejny przepis z naszej kulinarnej wyprawy do Sioła Budy.

 

Czas przygotowania: 40 minut
Czas oczekiwania: 30 minut

Składniki:

Bliny:
200 g mąki gryczanej
150 g mąki pszennej
25 g świeżych drożdży
2 łyżeczki cukru
2 szklanki ciepłego mleka
1 żółtko
50 g roztopionego masła
1 łyżeczka soli
olej do smażenia

Duszona botwina:
1 pęczek botwinki (z buraczkami)
1 mała szalotka
1 ząbek czosnku
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka masła
1 łyżka miodu
2 łyżki octu balsamicznego
sól
pieprz

100 g koziego sera (użyliśmy rolady dojrzewającej)




Świeże drożdże rozrabiamy z cukrem i 1/2 szklanki ciepłego mleka. Odstawiamy w ciepłe miejsce na 5 minut. W dużej misce (lub garnku) mieszamy wszystkie składniki, włącznie z aktywnymi już drożdżami, tak aby powstała jednolita masa. Przykrywamy czystą ściereczką, odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 30 minut. Botwinkę myjemy, buraczki obieramy, kroimy w drobną kostkę. Łodygi siekamy, liście rwiemy na małe kawałki. Szalotkę i czosnek drobno siekamy. Na patelni rozgrzewamy oliwę i masło, szklimy cebulkę przez 4 minuty, dodajemy czosnek, posiekane buraczki i łodygi. Dusimy na małym ogniu przez 5 minut, dodajemy liście (botwiny), oprószamy ¼ łyżeczki soli, dodajemy miód i ocet balsamiczny. Mieszając smażymy jeszcze minutę. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. W międzyczasie kruszymy do miseczki ser kozi.
Wracamy do blinów. Z gotowego ciasta formujemy placki i smażymy na rozgrzanej patelni z odrobiną oleju. Na każdym blinie układamy botwinkę, posypujemy serem i podajemy.

wtorek, 18 czerwca 2013

Carpaccio z kalarepy i gruszki


Dziś - zgodnie z obietnicą - przystawka z naszej białowieskiej wyprawy. Sezonowa jest w niej kalarepa - soczysta i chrupiąca. Towarzyszy jej gruszka, która albo musiała dobrze się przechować albo przyleciała z cieplejszych krajów. Skrapiamy ją cytryną nie tylko po to, żeby nie zbrązowiała, ale też po to, żeby dodać do całości kwaśnej nuty. A na koniec - olej z pestek dyni, który w tym daniu jest pełnoprawnym składnikiem a nie tylko jakimś "wykończeniem". W zielonkawej gęstej cieczy jest zamknięta esencja ziemisto-orzechowego smaku dyniowych pestek.
Jeśli macie problem z kupieniem oleju z pestek dyni (który świetnie nadaje się również do sałatek albo do smarowania pieczywa - zamiast masła), spytajcie o niego w ziołowej aptece.


Czas przygotowania: 10 minut

Składniki:
1 gruszka
2 kalarepy
50 g orzechów włoskich (łuskanych)
3 łyżki oleju z pestek dyni
1/2 łyżeczki soku z cytryny


Gruszkę obieramy, usuwamy gniazda nasienne, kroimy w cienkie półplasterki. Skrapiamy sokiem z cytryny. Kalarepki obieramy i kroimy w jak najcieńsze półplasterki. Orzechy prażymy. Jak? Podobno są dwie szkoły. Pierwsza mówi, żeby na suchą patelnię wrzucić orzechy i cały czas mieszając podgrzewać je, aż zaczną intensywnie pachnieć. Wtedy należy je zdjąć z patelni i przełożyć na płaski talerz. Druga szkoła mówi, żeby na patelni rozgrzać 1 łyżkę oleju z pestek winogron, wrzucić na to orzechy i smażyć, aż nabiorą złotego koloru i mocno orzechowego zapachu. Orzechy siekamy po prażeniu. Na talerzu układamy na zmianę plastry gruszki i kalarepy. Skrapiamy olejem z pestek dyni, obsypujemy orzechami.



poniedziałek, 17 czerwca 2013

Crust and Dust w Siole Budy!

Miniony weekend spędziliśmy w sercu Puszczy Białowieskiej. Przywieźliśmy tam nasze pomysły na czerwcowe menu. Próbowaliśmy też miejscowych przysmaków i poczuliśmy, co znaczy kresowa gościnność.
Mniej więcej w połowie drogi z Hajnówki do Białowieży skręciliśmy w lewo i wąską drogą dojechaliśmy na malowniczą polanę otoczoną ze wszystkich stron lasem. To tutaj leży wieś Budy Leśne. Dalej są jeszcze Teremiski (z Adamem Wajrakiem i Uniwersytetem Ludowym im. Jana Józefa Lipskiego) i Pogorzelce.
A Budach znajduje się Sioło Budy - jakby wieś we wsi - kompleks drewnianych domów z pokojami gościnnymi, skansen z XIX-wieczną zabudową kresowej wsi i Karczma Osocznika, w której można spróbować polskiej, rosyjskiej i białoruskiej kuchni. Gospodarzami jest rodzina Niczyporuków - pani Maria i pan Sergiusz, a od kilku lat pałeczkę przejmuje ich najmłodszy syn, Olek. To od nich dostaliśmy zaproszenie, żeby coś w Siole Budy ugotować, dać się sfotografować i pokazać naszym blogowym Czytelnikom to miejsce.



Pogłówkowaliśmy trochę nad sezonowym czerwcowym menu i wymyśliliśmy. Na przystawkę carpaccio z kalarepy i gruszki, polane olejem z pestek dyni i posypane orzechami włoskimi. Główne danie to bliny gryczane z duszoną botwiną i kozim serem. A na deser - nie mogło być inaczej - truskawki z miętą i sosem czekoladowym. Tym razem więc zupełnie bezmięsnie... W tym tygodniu opublikujemy wszystkie przepisy na blogu.





Degustacja wypadła naprawdę pomyślnie. Pani Marii najwyraźniej posmakowały nasze bliny. A ponieważ sama niezliczoną ilość razy robiła bliny, to jej uznanie cenimy sobie naprawdę wysoko. Carpaccio z kalarepą, gruszką i tajemniczym zielonym olejem okazało się chyba najbardziej zaskakujące. Za tradycyjny można w tym daniu uznać każdy składnik z osobna, ale wszystkie razem idą raczej w poprzek tradycji. Pani Maria spróbowała i uśmiechnęła się jakby chciała powiedzieć "że też takie rzeczy Wam młodym w głowie". A truskawki z czekoladowym ganaszem zjedliśmy wszyscy razem - nad tym deserem chyba nie trzeba się długo rozwodzić.


A kiedy już wkupiliśmy się w łaski gospodarzy tym, co sami ugotowaliśmy, to pozwolili nam skosztować miejscowych specjałów w Karczmie Osocznika. Zjedliśmy tam nieziemską soljankę, której w miejscowym wydaniu najbliżej do hojnej zupy gulaszowej. Ale skąd ten pomysł na oliwki i kapary w soljance? Rzeczywiście, dodają jej niebanalnego charakteru, bo to podobno "wersja krymska" tego evergreena rosyjskiej kuchni. W każdym razie u nas ma wielkiego plusa. Znakomity jest też domowy smalec, w menu prezentowany jako "pomazucha" i podawany w kamionkowym garnuszku, obowiązkowo z kiszonymi ogórkami, jędrnymi i kwaśnymi jak należy. Nietuzinkowa jest też kiszka mięsna, nadziewana mielonymi podrobami i mięsem z dodatkiem kaszy. I podlaski specjał, który znamy i z naszych domów - babka ziemniaczana (z tartych ziemniaków z cebulą, kawałkami kiełbasy i skwarkami).
Jako miłośnicy klusek i pierogów próbowaliśmy też pielimieni (poprosiliśmy o te w wersji z kaszą gryczaną i twarogiem - brawa za to świetne połączenie w nadzieniu!) i wareników (te są większe niż pielimieni, z drobno zmielonym mięsem, tutaj jeszcze dodatkowo obsmażone). Kto odwiedzi Sioło Budy, musi koniecznie zwrócić uwagę na misterny "warkoczyk" sklejonego ciasta w warenikach...
Popijaliśmy wszystko znakomitym kwasem chlebowym. Co prawda z butelki, nie własnego wyrobu - ale akurat litewskie i białoruskie kwasy chlebowe, butelkowane jak piwo, smakują przednio. I doskonale pasują do kresowej kuchni.
Nawet jeśli nasze wątroby w ten weekend nie odpoczęły, to myśmy odpoczęli. Las wycisza. A serdeczność, z jaką się spotkaliśmy, inspiruje. Dziękujemy!

środa, 12 czerwca 2013

Grzanki z serem tallegio i szparagami

Z czym kojarzą się Wam szparagi? Nam kojarzą się ze słońcem, ciepłem i z soczystą zielenią (zdecydowanie preferujemy zielone szparagi). Z czasem dołącza do tych skojarzeń prawie całoroczna tęsknota za szparagami - bo sezon na nie trwa wyjątkowo krótko... Kiedyś usłyszeliśmy kąśliwą uwagę o tym, że szparagi jedzą głównie snoby i nowobogaccy, żeby pokazać innym symbol luksusu na talerzu. A więc szparag doczekał się kolejnej funkcji - w końcu w roli afrodyzjaku występował już wcześniej... Przyznajemy szczerze, że w szparagach urzeka nas bardziej ich delikatny smak i chrupkość, a nie symbolika. Właściwie to nie mamy nic przeciwko temu, by szparagi upowszechniły się, a nawet spowszedniały.
Dzisiaj mimo wszystko postanowiliśmy nieco podbić stawkę luksusu - i proponujemy grzanki z serem tallegio i szparagami. Ser kupiliśmy w sieci dyskontów z małym owadem w kropki (tam też zdarzają się niezłe produktu luksusowe!), ale jeśli tam go nie znajdziecie, można go zastąpić gorgonzolą lub serem z niebieską pleśnią.


Czas przygotowania: 20 minut

Składniki:
świeża bagietka
4 łyżki oliwy z oliwek
mały pęczek szparagów
8-10 cienkich plasterków sera taleggio
woda
sól
1 łyżka cukru

Najpierw zajmujemy się szparagami. Dokładnie je myjemy, łamiemy nóżkę u nasady (przyciskając poczujecie, że szparag sam się łamie). Przygotowujemy spory garnek wody, solimy ją tak, by miała smak wody morskiej, dodajemy 1 łyżkę cukru i doprowadzamy do wrzenia. W międzyczasie przygotowujemy miskę, napełniamy ją zimną wodą i dodajemy kilka kostek lodu - woda ma naprawdę być lodowata. Szparagi wrzucamy do wrzątku, gotujemy 2 minuty, wyjmujemy ostrożnie z wody (najlepiej szczypcami) i wkładamy do lodowatej wody. Dzięki temu szparagi błyskawicznie przestaną się gotować i pozostaną chrupiące. Szparagi wyjmujemy z wody, suszymy ręcznikiem papierowym, odkładamy. Grzanki smarujemy z obu stron oliwą z oliwek, kładziemy na patelni lub w piekarniku z opiekaczem i przyrumieniamy po obu stronach. Na gorące jeszcze grzanki kładziemy po plasterku sera i po szparagu (przekrojonym na pół). Jeśli wolicie przekąskę zupełnie na ciepło - zezłocone w piekarniku grzanki można ponownie zapiec - już po włożeniu sera i szparagów (minuta-dwie w gorącym piekarniku wystarczą).

piątek, 7 czerwca 2013

Przekąska z ciecierzycy

Co stawiacie zwykle na stole, gdy organizujecie niezobowiązującą imprezę dla przyjaciół? Jeśli szukacie jakiejś alternatywy dla chipsów, paluszków, solonych orzeszków i kanapek - mamy zaskakującą propozycję: ugotujcie ciecierzycę, a potem upieczcie w ulubionych przyprawach. Przy sprzyjających okolicznościach (w dobrych piekarnikach) będzie nawet miała chrupiącą skórkę. Ale nawet bez niej sprawdza się doskonale w roli fingerfood.
Pomysł podpatrzyliśmy na blogu In Harmony with Nature.
 

Czas przygotowania: 30 minut
Czas oczekiwania: co najmniej 12 godzin (moczenie)

Składniki:
500 g ciecierzycy
woda
4 łyżki oleju z pestek winogron lub oliwy z oliwek
2 łyżki słodkiej papryki
1/2 łyżeczki chilli
1 łyżeczka mielonego kuminu
2 łyżeczki granulowanego czosnku
1 łyżeczka soli
pieprz



Ciecierzycę zalewamy na noc wodą (w podwójnej objętości). W tej samej wodzie rano gotujemy ciecierzycę do miękkości - około 25 minut na małym ogniu. Trzeba spróbować, czy ziarenka są  miękkie. Jeśli tak, ciecierzycę dobrze odcedzamy i wykładamy na płaską blachę, żeby jeszcze trochę obeschła. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza. W czasie gdy się nagrzewa, ciecierzycę wrzucamy do miski, tam mieszamy ją z oliwą i przyprawami, dokładnie mieszamy. Wykładamy ponownie równomiernie na blachę wyścieloną papierem do pieczenia i pieczemy ok. 25 minut, studzimy i serwujemy.

wtorek, 4 czerwca 2013

Makaron soba w sosie fistaszkowym (na ciepło lub zimno)

Dzisiaj szybkie i oryginalne danie: makaron z masłem orzechowym, sosem sojowym i fistaszkami. Co ciekawe - świetnie smakuje nie tylko na gorąco ale i na zimno. Ciepła kolacja w domu - jeśli porcja okaże się zbyt duża jak na głód domowników - może się sprawdzić jeszcze następnego dnia jako lunchowa przekąska w pracy. W sosie jest zielona herbata, choć musi być naprawdę mocno aromatyczna, żeby jej smaku nie przykrył imbir, czosnek i sos sojowy.
Przepis pochodzi z najnowszego numeru Food Network Magazine


Czas przygotowania: 25 minut

Składniki:
1 opakowanie makaronu soba 
2 łyżki oleju z pestek winogron
2 ząbki czosnku
1 cm świeżego imbiru
3 łyżki sezamu
1 łyżeczka chilli (opcjonalnie)
3/4 szklanki mocnej zielonej herbaty
4 czubate łyżki masła orzechowego
3 łyżeczki brązowego cukru
1/4 szklanki sosu sojowego
3 łyżki octu ryżowego
1 duża marchewka
3 łyżki oleju sezamowego
1/2 szklanki niesolonych fistaszków


Marchewkę obieramy i ścieramy na tarce o dużych oczkach. Imbir i czosnek drobno siekamy. Makaron gotujemy zgodnie z instrukcją podaną na opakowaniu. W czasie, gdy makaron się gotuje, przygotowujemy sos. Na patelni rozgrzewamy olej z pestek winogron, dodajemy posiekane czosnek i imbir, smażymy 1 minutę ciągle mieszając, dodajemy sezam i chilli i smażymy jeszcze 30 sekund. Na patelnię ostrożnie wlewamy zieloną herbatę, dodajemy masło orzechowe, brązowy cukier, sos sojowy, ciągle mieszamy do połączenia składników. Patelnię zdejmujemy z ognia, dodajemy marchewkę, ocet ryżowy, olej sezamowy, połowę fistaszków. Makaron odcedzamy, mieszamy z sosem. Serwujemy obsypane orzeszkami. Orzeszki dobrze jest wcześniej uprażyć wlewając na patelnię 1 łyżkę oleju z pestek winogron, wrzucając fistaszki i mieszając, aż nabiorą złotego koloru. Jeśli nie mamy czasu, możemy tę czynność pominąć. Makaron serwujemy od razu na ciepło, ale możemy go też przykryć folią spożywczą, ostudzić i podawać zimny jako sałatkę. W każdej wersji jest pyszny.

niedziela, 2 czerwca 2013

Razowe penne z botwinką i serem kozim

Zanim przepis - najpierw wyniki konkursu z okazji Dnia Dziecka. Nie przypuszczaliśmy, że dzieci są aż tak bardzo zaangażowane w prace kuchenne ;) Dziękujemy za wszystkie opowieści o wspólnym gotowaniu! Losowanie się odbyło - a zwycięzcami i nowymi właścicielami kolorowych kuchennych gadżetów zostali: tomasz_kro18, Aneta76 i dodominika. Nagrody wyślemy pocztą.

Dzisiaj rzutem na taśmę - botwinka. Już się prawie kończy, a przynajmniej naszym osiedlowym sprzedawcom się kończy... W pierwszej kolejności trzeba zrobić zupę botwinkową z jajkiem albo chłodnik. A gdy tradycji stanie się zadość, można eksperymentować. Botwinki nikomu zachwalać nie trzeba. Na blogach królują zupy, zupy kremy, quiche, tarty, makarony... Tym razem postawiliśmy właśnie na makaron, bo mieliśmy bardzo mało czasu. Botwinka zblanszowana jak szpinak jako dodatek do makaronu sprawdza się idealnie, ale warto zapewnić jej jeszcze jakieś wyraziste towarzystwo. Kozi ser (dojrzewająca rolada, którą czasem kupujemy w naszym supermarkecie) doskonale sprawdził się w tej roli. Tym razem użyliśmy makaronu razowego, ale tradycyjny też będzie pyszny. 


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki: 
300 g makaronu
1 pęczek botwinki
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżeczka masła
1 ząbek czosnku
1/4 posiekanej cebuli
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka soku z cytryny
100 g sera koziego
sól
pieprz

Makaron gotujemy według przepisu na opakowaniu. Botwinę myjemy, drobno siekamy łodygi, liście rwiemy na mniejsze kawałki. Czosnek przeciskamy przez praskę. Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek i masło, dodajemy cebulkę, posypujemy solą (około 1/2 łyżeczki soli morskiej) i smażymy do zezłocenia - około 3 minut, dodajemy czosnek, smażmy minutę. Na patelnię wkładamy botwinkę - najpierw pokrojone łodygi dusimy 5 minut, potem dodajemy liście i dusimy jeszcze 2-3 minuty. Zdejmujemy z ognia, dodajemy ocet balsamiczny, sok z cytryny, doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Botwinkę mieszamy z odcedzonym makaronem. Serwujemy posypane grudkami koziego sera.