wtorek, 29 kwietnia 2014

Konkurs z Książęcym - do wygrania książka kucharska

Właśnie przyszła do nas pachnąca farbą drukarską książka Książęce - przepis na piwo, która jest dla nas szczególna. Znalazł się w niej jeden z naszych przepisów na tartaletki z kurkami i bardzo nas to cieszy. Książka jest przewodnikiem po świecie piwa - można się z niej dowiedzieć jak się warzy piwo, na co należy zwrócić uwagę degustując wszystkimi zmysłami i jak łączyć piwo z potrawami. 
Tomasz Jakubiak, Jerzy Sobieniak, Bite Delite, Filozofia Smaku, Gotowanie z Pasją, Time 4 Cooking i Męski Wypas przedstawiają swoje pomysły na dania, które świetnie podkreślają smak ciemnego łagodnego, złotego pszenicznego, jasnego ryżowego czy czerwonego lagera. Przykłady? Cielęce kotleciki w ziołowej skorupce z pieczonymi warzywami, jabłkowy boczek z anyżem i miodem lipowym, lody waniliowe z prażonymi orzechami w piwnym karmelu z czarnym pieprzem - receptury na dania, które stanowią alternatywę dla golonki i bigosu. 
Książęce - przepis na piwo to po prostu bardzo ładna książka. Jej projekt graficzny jest spójny, a zdjęcia rzeczywiście odzwierciedlają danie z przepisu. Podoba nam się nie tylko dlatego, że możemy oglądać w niej nasze zdjęcia. 


KONKURS

Mamy do rozdania trzy egzemplarze książki. Wystarczy odpowiedzieć na proste pytanie "jaka jest Twoja ulubiona przekąska do piwa". Odpowiedź wraz z adresem mailowym opublikujcie w komentarzu pod tym postem. Nie będziemy oceniać Waszych odpowiedzi - trzech szczęśliwców wybierze "maszyna losująca". Na komentarze czekamy do piątku 2 maja 2014. W sobotę  w tym poście opublikujemy imiona (nicki) zwycięzców i skontaktujemy się z nimi mailowo. 

Powodzenia! 



WYNIKI

Dzisiaj rano używając random.org wylosowaliśmy troje Zwycięzców. Gratulujemy Autorom komentarzy nr 1, 17 i 23 - Adrianie Baran, Ewie (sklepy cynamonowe) i Konotori. 

piątek, 25 kwietnia 2014

Stir-fry z pęczaku z boczniakami

Łapcie boczniaki póki są. Kosztują niecałe 15 złotych na Hali Mirowskiej, w Białymstoku na Giełdzie Rolno-Spożywczej sprzedawali je za 12 złotych. Mają w sobie mnóstwo smaku i świetnie nadają się do szybkiego dania z pęczakiem. Tak, z pęczakiem - doceńcie kaszę!
Podobny pęczak przygotowywaliśmy na warsztatach z Grzegorzem Łapanowskim, organizowanych przez importera sosu sojowego Kikkoman i pikantnego sosu Tabasco. I zakochaliśmy się w pęczaku, który do tej pory kojarzył nam się głównie z bożonarodzeniową kutią. Pęczak z boczniakami (i kilkoma innymi składnikami, o których poniżej) spokojnie można transportować w pudełku lunchowym i posilić się nim w pracy. Spróbujcie koniecznie!


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki: 
1 szklanka pęczaku
5 boczniaków
1 mała rzepa japońska
1 mały fenkuł
1/2 cebuli
1 ząbek czosnku
2 łyżki oleju
1/4 szklanki sosu sojowego 
1 łyżka Tabasco
garść posiekanych liści kolendry
3 łyżki orzechów ziemnych (opcjonalnie)

Do 2 szklanek wrzącej wody wrzucamy pęczak i gotujemy na niewielkim ogniu, aż kasza wchłonie wodę. W międzyczasie myjemy grzyby i kroimy w paski o grubości 1 cm. Rzepę myjemy i kroimy w cienkie plasterki. Fenkuł myjemy, wycinamy kłąb, a resztę kroimy w cienkie paski. Cebulę i czosnek drobno siekamy. Na patelnię wlewamy olej, dodajemy cebulę i czosnek i smażymy na małym ogniu mieszając przez ok. 2 minuty. Dodajemy fenkuł, rzepę japońską, sos sojowy, tabasco i wszystko smażymy na dużym ogniu przez 4 minuty. Dodajemy boczniaki, ugotowany pęczak, orzeszki i smażymy jeszcze kolejne 3 minuty. Zdejmujemy z ognia, posypujemy świeżą kolendrą i serwujemy. 



środa, 23 kwietnia 2014

Mazurek chałwowo-porzeczkowy

Rzecz z mazurkiem z chałwą wyglądała mniej więcej tak:
M. zrobiła świetny, kruchy spód (zainspirowana radami Twardego Szparaga), posmarowała go konfiturą z czarnej porzeczki, której smakiem na co dzień raczej gardzi, na to dała bardzo dużo chałwy rozpuszczonej w śmietance i wszystko oprószyła prażonym sezamem. Zawiozła mazurek na Wielkanoc do rodziców (bo jest "słoikiem" i w Warszawie tylko mieszka). Postanowiła przed śniadaniem Wielkanocnym go pokroić i przy okazji zjadła jakąś 1/5. Gdy mazurek stał na stole, miała ochotę zjeść pozostałe 4/5. Powstrzymało ją jedynie dobre wychowanie i ten cień dezaprobaty na twarzy A.: "daj innym spróbować". Przez całe Święta postanowiła więc opychać się jedynie pasztetem z królika, sałatką jarzynową (posiekaną tak drobno jak tylko się da) i owym chałwowo-porzeczkowym mazurkiem. Nieskromnie uważa, że jej mazurek był najlepszą rzeczą, jaka się zdarzyła w Święta poza tymi dwiema nocami, kiedy spała po 9 godzin pierwszy raz od… co najmniej kilku miesięcy.
Jeśli ktoś ma problem z robieniem mazurka poza okresem wielkanocnym, niech zmieni nazwę tego wypieku na "tarta na kruchym spodzie" i zrobi go kiedy indziej. Urzeczenie gwarantowane!


Czas przygotowania: 1 godzina
Czas oczekiwania: 20 minut

Składniki:
120 g mąki pszennej
75 g mąki ziemniaczanej
100 g cukru pudru
200 g masła
150 g chałwy
50 ml śmietanki 36%
4 łyżki konfitury z czarnej porzeczki
5 łyżek sezamu


Mąkę pszenną, ziemniaczaną i cukier puder dokładnie mieszamy. Dodajemy masło i zagniatamy ciasto. Formujemy z niego kulę, owijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na pół godziny. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200 stopni Celsjusza. Blaszkę do tarty lub blachę wykładamy papierem do pieczenia. Z lodówki wyciągamy ciasto, wałkujemy je tak, by pasowało do blaszki lub formujemy z niego zgrabny prostokąt z lekko zawiniętymi brzegami. Wkładamy na 10 minut do zamrażarki (z blaszką). Po tym czasie wstawiamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy do zezłocenia - około 12 minut. Wyjmujemy z piekarnika i studzimy.
W międzyczasie kruszymy chałwę i wkładamy do rondelka. Dodajemy śmietankę i wszystko podgrzewamy mieszając, aż masa będzie jednolita. Na suchą patelnię wrzucamy sezam i ciągle mieszając prażymy go, aż nabierze złotego koloru - około 3 minut. Ostudzony spód smarujemy konfiturą z czarnej porzeczki. Wlewamy masę chałwową i wyrównujemy ją nożem. Posypujemy prażonym sezamem. 

sobota, 19 kwietnia 2014

Jajka faszerowane - trzy nowe pomysły

Dzisiaj chcemy Was zachęcić do zrobienia jajek faszerowanych "last minute". Nie wymagają przekrawania skorupki. Wymagają za to nieco odwagi, bo nie przypominają ani trochę klasycznego polskiego jajka faszerowanego z posiekaną pietruszką i zasmażoną na wierzchu bułką tartą. Żeby nie było wątpliwości - takie klasyczne jajka uwielbiamy, ale są tylko dwa domy, gdzie je jemy - u cioci A. i u cioć M. Ponieważ sami nie potrafimy ich zrobić tak doskonale jak nasze ciocie, próbujemy innych wersji.
Pierwsza wersja to jajka sezamowe z dodatkiem sezamowej pasty tahini, oleju sezamowego i prażonego sezamu; druga wersja - to jajka z awokado, kwaśną śmietaną i posiekanym ogórkiem; trzecia wersja - to jajka z łososiem, dymką, serkiem typu philadephia i wędzonym łososiem. Jajka pięknie wyglądają na talerzu, są delikatne i pyszne.
Smacznego Wielkanocnego jajka, Drodzy Czytelnicy!!! 


Czas przygotowania: 30 minut

jajka z sezamem
12 jaj najlepszej jakości
3 łyżki tahini
4 łyżki oleju sezamowego
2 łyżki majonezu
6 łyżek ziaren sezamu

Jajka wkładamy do garnka, zalewamy wodą tak, by je dokładnie przykryła. Wodę doprowadzamy do wrzenia, garnek przykrywamy pokrywką, zdejmujemy z ognia i odstawiamy na 15 minut. Po tym czasie jajka odcedzamy i przelewamy lodowatą wodą. Obieramy i przekrawamy na pół. Z każdej połówki wyciągamy żółtka i wkładamy do miseczki. Do żółtek dodajemy tahini, olej sezamowy i majonez. Dokładnie mieszamy. Gotową masą wypełniamy każdą połówkę jajka. Na zimną patelnię wrzucamy ziarna sezamu i podgrzewamy na największym ogniu mieszając przez około 2-3 minuty (aż ziarna nabiorą złotego koloru). Szybko przesypujemy je na talerz, studzimy i posypujemy nimi jajka. 

jajka z awokado
12 jaj najlepszej jakości
4 łyżki śmietany
2 łyżki musztardy
2 łyżki majonezu
1/2 dojrzałego awokado
świeży ogórek

Jajka wkładamy do garnka, zalewamy wodą tak, by je dokładnie przykryła. Wodę doprowadzamy do wrzenia, garnek przykrywamy pokrywką, zdejmujemy z ognia i odstawiamy na 15 minut. Po tym czasie jajka odcedzamy i przelewamy lodowatą wodą. Obieramy i przekrawamy na pół. Z każdej połówki wyciągamy żółtka i wkładamy do misy blendera. Dodajemy śmietanę, musztardę, majonez, awokado i blendujemy do uzyskania jednolitej masy. Ogórek myjemy i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Każdą połówkę jajka wypełniamy farszem z awokado i dekorujemy startym ogórkiem.

jajka z łososiem
12 jaj najlepszej jakości
1/4 szklanki majonezu
1/2 opakowania serka typu philadephia
1 cebula dymka
100 g wędzonego łososia

Jajka wkładamy do garnka, zalewamy wodą tak, by je dokładnie przykryła. Wodę doprowadzamy do wrzenia, garnek przykrywamy pokrywką, zdejmujemy z ognia i odstawiamy na 15 minut. Po tym czasie jajka odcedzamy i przelewamy lodowatą wodą. Obieramy i przekrawamy na pół. Z każdej połówki wyciągamy żółtka i wkładamy do misy blendera. Dodajemy majonez, serek, posiekaną dymkę i połowę łososia (50g). Wszystkie składniki blendujemy na jednolitą masę. Pozostałego łososia kroimy na cienkie plasterki. Każdą połówkę jajka wypełniamy łososiowym farszem, dekorujemy posiekanym łososiem. 


piątek, 18 kwietnia 2014

Hot Cross Buns - bułeczki wielkopiątkowe

Hot cross buns to drożdżówki o lekko korzennym smaku wypełnione bakaliami, które w krajach anglosaskich serwuje się w Wielki Piątek - stąd właśnie krzyż na ich skórce. Jest wiele zabobonów związanych z tymi bułeczkami, a jeden z nich głosi, że bułki upieczone w Wielki Piątek zachowują świeżość przez cały rok. 
Przyznamy się bez bicia, że idea opychania się słodkimi bułkami w takim dniu wydawała nam się co najmniej dziwna. Okazuje się jednak, że każda szanująca się angielska lub amerykańska piekarnia serwuje je w Wielkim Tygodniu (czasem są też wariacje na ich temat np. bułki z wiśnią zamiast bakalii lub z dodatkiem orzechów). I są klienci, którzy przychodzą tylko po nie. Wcale się nie dziwimy - bułeczki są pyszne. Sprawdzaliśmy, że nie tylko w Wielki Piątek. W inne dni też smakują doskonale - najlepiej z serkiem typu Twój Smak i kubkiem kawy. 
Korzystaliśmy z przepisu BBC, który lekko zmodyfikowaliśmy.



Czas przygotowania: 30 minut
Czas oczekiwania: 3 godziny

Składniki:
325 g mąki pszennej
300 g mąki pszennej pełnoziarnistej
2 łyżeczki domowej przyprawy do piernika (lub 2 łyżki sklepowej)
50 g masła
skórka z 1 cytryny
30 g świeżych drożdży
85 g cukru
1 jajko
275 ml ciepłego mleka
25 g skórki pomarańczowej
100 g rodzynek (sułtanek, koryntek, thompson)
2 łyżki oleju
2 łyżki golden syrup lub miodu

masa na krzyżyki:
2 czubate łyżki mąki pszennej
2 łyżki lodowatej wody


W dużej misce mieszamy oba rodzaje mąk i przyprawę do piernika. Palcami rozcieramy mąkę z masłem, aż powstaną grudki przypominające groch. W szklance mieszamy cukier z pokruszonymi drożdżami do momentu powstania płynnej masy. Drożdże dodajemy do mąki. Dodajemy również: skórkę z cytryny, jajko, mleko. Wszystkie składniki wyrabiamy ręką (lub mikserem z końcówką do wyrabiania ciasta drożdżowego) do otrzymania jednolitej, sprężystej masy. Dodajemy rodzynki, skórkę pomarańczową i wyrabiamy jeszcze chwilę tak, by wszystkie składniki złączyły się z ciastem.
Z ciasta formujemy kulę, smarujemy olejem, wkładamy do dużej miski i przykrywamy czystą ściereczką. Odstawiamy ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Po godzinie ciasto uderzamy pięścią i ponownie przykrywamy. Zostawiamy na kolejną godzinę. Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia. Wyrośnięte ciasto dzielimy na 16 części. Z każdej z nich formujemy kulkę. Wszystkie kulki ciasta układamy na blaszce pozostawiając między nimi przerwy. Blaszkę przykrywamy ścierką i pozostawiamy w ciepłym miejscu na 40 minut. W międzyczasie ucieramy mąkę z wodą na jednolitą masę, którą wkładamy do rękawa cukierniczego zakończonego cienką okrągłą końcówką. 
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 220 stopni Celsjusza.
Na wyrośnięte bułki wyciskamy masę z rękawa cukierniczego tworząc krzyżyki. Bułki wstawiamy do gorącego piekarnika na ok. 10 minut - powinny się w tym czasie zezłocić. Gdy się pieką, w rondelku delikatnie podgrzewamy golden syrup lub miód, żeby stał się płynny. Bułki wyciągamy z pieca i jeszcze gorące smarujemy golden syrup albo miodem. Studzimy i jemy. 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Pascha z domowego twarogu

Chyba nic nie kojarzy nam się z Wielkanocą tak jak pascha. Naszą paschę robimy z delikatnego twarogu, który sami warzymy. Zwykle używamy niepasteryzowanego mleka prosto od krowy, które kupujemy w soboty na warszawskiej Hali Mirowskiej. Próbowaliśmy przygotowywać ją z mleka w kartonie i stwierdzamy, że też można i że wychodzi bez zarzutu. To dobra wiadomość dla tych, którzy nie mają pod bokiem "baby ze wsi" przywożącej dobre mleko i jaja.
Do naszej paschy dodaliśmy w tym roku brzoskwinie i gruszki z syropu oraz rodzynki i daktyle upite pomarańczowym likierem. Paschę można udekorować galaretką, ale w tym roku postawiliśmy na bakalie - wszystko po to, by bardziej wyeksponować smak delikatnego sera. Paschę można oczywiście porównywać z sernikiem - jeśli tak, to jest to chyba najdelikatniejszy i najbardziej maślany rodzaj sernika, z jakim się zetknęliśmy.
Przygotowanie paschy wymaga spokoju i odrobiny cierpliwości - delikatne mieszanie mleka na twaróg jest jedną z tych czynności, które przed Świętami pozwalają myślom wrócić na właściwe tory. Nie ma przy tym miejsca na sprzątanie kuchni, pranie firanek czy mycie okien - jesteśmy my, garnek, mleko i drewniana łyżka.
Przepis, który podajemy jest przepisem mamy Adama, która taką paschę robi od lat, raz w roku - na Wielkanoc właśnie.


Czas przygotowania: 2 godziny
Czas oczekiwania: 4 godziny

Składniki:
2 litry mleka 
800 ml śmietanki 18% (najlepiej bez żadnych zagęstników)
200 g miękkiego masła
1 szklanka cukru
8 jaj
1/4 szklanki rodzynek sułtanek
8 daktyli
1/2 szklanki likieru Cointreau (lub rumu)
3 połówki brzoskwini z syropu
3 połówki gruszki z syropu
1 opakowanie okrągłych biszkoptów

do dekoracji:
1/2 szklanki płatków migdałowych
1/4 szklanki kandyzowanej skórki pomarańczowej
1/4 szklanki jagód goji
3 łyżki drobnych rodzynek


Mleko wlewamy do garnka i zagotowujemy. W oddzielnej misce dokładnie mieszamy śmietanę i jajka. Kiedy mleko się zagotuje, zmniejszamy ogień tak, by nie wrzało, ale miało ciągle wysoką temperaturę i wlewamy śmietanę z jajkami. Ciągle mieszamy drewnianą łyżką trzymając mleko na ogniu. Po około 10-15 minutach powinniśmy zauważyć w mleku malutkie grudki przypominające serek granini. Wyłączamy wtedy ogień i pozostawiamy mleko do ostudzenia. W tym czasie zauważymy jak w garnku twaróg oddziela się od półprzezroczystej serwatki.
Durszlak wykładamy gazą i delikatnie wlewamy do niego zawartość garnka. Odstawiamy do odsączenia na około 2 godziny, tak by serwatka spłynęła niżej. Potem delikatnie przyciskamy twaróg drewnianą łyżką. Jeśli ciągle wylatuje nam sporo płynu, ser mieszamy i zostawiamy na kolejną godzinę. W międzyczasie siekamy daktyle, wkładamy do kubka razem z rodzynkami, zalewamy alkoholem i przykrywamy folią spożywczą. Brzoskwinie i gruszki odcedzamy z syropu i kroimy w kostkę o boku 1/2 cm. Jeśli twaróg jest odsączony i tylko delikatnie wilgotny, możemy utrzeć go z masłem.
Mikserem na średnich obrotach ucieramy masło z cukrem przez około 5 minut - tak, by masa była biała. Nie przerywając ucierania masła, dodajemy po łyżce twarogu. Wszystkie składniki miksujemy kolejne 5 minut. Dodajemy odsączone bakalie, gruszki i brzoskwinie. Delikatnie mieszamy łyżką do połączenia składników.
Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia. Na dno kładziemy okrągłe biszkopty, wlewamy masę twarogową i wygładzamy powierzchnię. Dekorujemy wedle uznania. Wstawiamy do lodówki do stężenia na przynajmniej 6 godzin. Przechowujemy w lodówce.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Pieczona biała kiełbasa z warzywami w białym winie

Śniadanie w Wielkanoc zaczyna się zwykle od żurku z białą kiełbasą i jajkiem na twardo. Choć reguła nie jest żelazna, bo na przykład w domu M. żurku nie jadło się nigdy. Jadło się parzoną białą kiełbasę z domowym chrzanem. Mistrzem kiełbasy jest od wielu lat tata M., który dba i jej jakość do tego stopnia, że ma specjalny kieliszek, którym odmierza ilość soli potrzebą na kilogram mięsa. Kieliszek jest świętością i pod żadnym pozorem nie można go użyć do czegoś innego. 
Z kiełbasą wiąże się wiele anegdot. Jedną z nich jest to, że nasze dzieci absolutnie odmawiają jedzenia sklepowej "kijbałski" twierdząc, że jest niedobra i że chcą "kijbałski od dziadka". I przynajmniej raz w tygodniu chcą jeść na śniadanie parzoną białą kiełbasę. Tylko skąd wziąć taką jak domowa? Na szczęście, jest jeszcze słynna pani Ania z Hali Mirowskiej. Jej syn jest kiełbasianym mistrzem i mimo, że przyprawia ją trochę inaczej, dzieciaki są zachwycone. 
Ostatnio kiełbasę upiekliśmy ze szpinakiem, brukselką, ziemniakami i białym winem. Pieczenie białej kiełbasy to świetna alternatywa do parzenia. Kiełbasa jest soczysta i chrupiąca z góry, nie oddaje nic ze swojego smaku zalewie, którą potem się zwykle wylewa. A warzywa dają poczucie, że jest to prawdziwy, pełnowartościowy obiad.
Przepis "krok po kroku" możecie znaleźć na stronie Piotr i Paweł


Czas przygotowania: 1 godzina

Składniki: 
2 białe kiełbasy
1 opakowanie świeżych liści szpinaku
3 ziemniaki
½ czerwonej cebuli
6 brukselek
1 szklanka białego wina stołowego
4 łyżki oliwy z oliwek
½ łyżeczki soli


Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza. Szpinak dokładnie myjemy. Ziemniaki obieramy, kroimy w półcentymetrowe plasterki. Brukselki myjemy, usuwamy zewnętrzne liście. Każdą brukselkę przekrawamy na pół. Cebulę kroimy w cienkie krążki. Na dno naczynia żaroodpornego wlewamy 3 łyżki oliwy z oliwek. Kładziemy liście szpinaku, plastry ziemniaków, brukselkę i cebulę. Oprószamy solą. Kiełbasę dokładnie nacieramy pozostałą oliwą i układamy na warzywach. Wlewamy wino. Całość przykrywamy folią aluminiową i pieczemy 20 minut. Po tym czasie zdejmujemy folię i pieczemy kolejne 10 minut.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Po co blogerom warsztaty kulinarne?

Na wielu blogach pojawiają się różne relacje z warsztatów kulinarnych. Dla blogera pierwsze zaproszenie na warsztaty to taki symbol oznaczający mniej więcej "zauważyliśmy Cię, masz Czytelników". Wiem, że wielu blogerów czeka na to pierwsze zaproszenie i czeka, a kiedy w końcu pojawi się w skrzynce mailowej następuje szybkie sprawdzanie kalendarza i albo natychmiastowa odpowiedź "super! będę!" albo przewracanie życia do góry nogami, żeby TAM być.

karmel z sosem sojowym Kikkoman - świetny dressing do sałatek

Tylko po co? Najbardziej prozaiczna odpowiedź jaka może być to "chcę się czegoś nauczyć". Rzeczywiście, zwykle na warsztatach można się nauczyć czegoś nowego. Jeśli nie wprost (tzn. może nikt Ci nie powie, że jak chcesz posiekać julienne to mają to być cienkie zapałeczki), to jeśli masz zmysły w dobrym stanie możesz zauważyć co się dzieje i po prostu przyswoić sobie coś nowego. Ja odważyłam się flambirować właśnie na swoich pierwszych warsztatach, bo w naszej drewnianej kuchni nie miałam odwagi. Na warsztatach też przypomniałam sobie o cudownych właściwościach lodowatej wody - niby proste rzeczy, a otwierają oczy.
Na warsztaty chodzi się też ze względów towarzyskich. Wiem, że niektórzy Czytelnicy piszą w komentarzach, że blogerzy to grupa wzajemnej adoracji i mają dość oglądania "tych samych gęb". Dla nas blogerzy to kumple z pracy. Tak jak większość ludzi wychodzi z domu do pracy i spędza tam przynajmniej 8 godzin z kilkoma osobami, tak my (a raczej M.) zostajemy w domu w towarzystwie swoich płytek, piekarników, aparatów i komputerów. Nasi znajomi z pracy to ludzie, którzy pracują podobnie. Mamy z nimi kontakt wirtualny, ale czasami chcemy się z nimi po prostu zobaczyć. Warsztaty to taki moment w którym jesteśmy i w pracy i prywatnie. Poza tym, niektórych lubimy tak bardzo, że rezerwujemy im krzesło obok swojego przy stole, a potem piszemy czułe wiadomości z pytaniami o najlepszą rybę w mieście. Klasyka kumpla z pracy.

towarzystwo wzajemnej adoracji: od lewej - Marta Gotuje, Kulinarna Piniata, Crust&Dust, Tapas de Colores
Tutaj ktoś przytomny pewnie miałby ochotę powiedzieć "hej, ale te warsztaty to organizują producenci rzeczy wszelkich i traktują Was jak narzędzie marketingowe." Oczywiście, że zaproszenie na warsztaty to dla blogera zobowiązanie. Jeśli mu się spodoba, świetnie by było, żeby o nich wspomniał. Dla nas jest to tak oczywiste jak product placement w polskich filmach. Produkty pojawią się na ekranie nie dlatego, że aktorzy uwielbiają "wegetariański smalec", ale dlatego, że widzowie mają zauważyć jego istnienie (tutaj świetny tekst MediaFun). Nikt o zdrowych zmysłach nie wydaje pieniędzy tylko po to, żeby sprawić przyjemność komuś obcemu. Nawet akcje w stylu "nakarm psa kupując jogurt" załatwiają kwestię społecznej odpowiedzialności biznesu. Firmy nie zapraszają nas na warsztaty, bo jesteśmy cudownymi, błyskotliwymi i zdolnymi ludźmi, ale dlatego, że chcą dotrzeć do Was, nasi Czytelnicy. Dlatego też od pewnego czasu zadajemy sobie bardzo ważne pytanie - czy my sami kupilibyśmy ten produkt i czy chcemy go polecać naszym Czytelnikom? To niby proste pytanie bardzo ułatwia nam redagowanie odpowiedzi. Jeśli ktoś chce nas uczyć gotować z najnowszą kostką rosołową, to grzecznie i stanowczo dziękujemy. 
Najważniejsza kwestia warsztatowa o której musimy wspomnieć to dyskusje. Warsztaty otwierają przestrzeń dla rozmów o jedzeniu, kulturze stołu i składnikach. Na ostatnich warsztatach Kikkoman/Tabasco podczas rozmowy z Grzegorzem Łapanowskim próbowaliśmy zdiagnozować przyczyny złego stanu posiłków w polskich przedszkolach. Podzieliliśmy się obserwacjami z perspektywy rodzica, osoby lubiącej zdrowe jedzenie i osoby, która szkoli kucharki szkolne i przedszkolne. Chcemy o tym napisać większy tekst, więc teraz nie będziemy zgłębiać tematu, ale taka rozmowa otworzyła oczy nam wszystkim. Podczas warsztatów Trzy Znaki Smaku przygotowywaliśmy dania z polskich produktów, które są chronione znakami Unijnymi. Rozgorzała wtedy dyskusja na temat oryginalności receptur, zbytniej formalizacji procedur, zabierania szans tym, których przeraża biurokracja, a którzy są po prostu świetnymi rzemieślnikami. Te wszystkie rzeczy zostają nam w głowie i na kartce w postaci luźnych notatek z których chcemy stworzyć teksty. Dzięki takim notatkom dotarliśmy do producentów sera korycińskiego o których pisaliśmy tutaj
Nasi Czytelnicy lubią czytać, więc my potrzebujemy dobrych warsztatów, żeby móc pisać np. o tym, że sery korycińskie robią tylko kobiety, że marchewka wrzucona do lodowatej wody będzie chrupiąca, a Kikkoman to firma produkująca sos sojowy od 1603 (sic!). 

piątek, 4 kwietnia 2014

Śniadaniowa sałatka z limonkowym jogurtem i ciastkami belVita

[WPIS SPONSOROWANY]

Poranek w biegu. W drodze do pracy krótka wizyta w spożywczym i szybkie zakupy – słodka drożdżówka, jogurt i banan. Wszystko pospiesznie wrzucone do torby. W głowie jedna myśl „żeby mi ten jogurt nie pękł tak jak ostatnio”. A mogłoby być inaczej. Wieczorem wyciągamy z szafki zgrabne pudełko pełne mniejszych pojemników do których wkładamy wszystko to, co z radością zjemy w pracy czy szkole. Tylko skąd wziąć taki pojemnik? Odpowiedź po japońsku brzmi: bento. Bento to tradycyjne japońskie danie „na wynos” zamknięte w jednym naczyniu. Idealne bento powinno składać się z kilku mniejszych „dań” tak, by jak najbardziej urozmaicić menu na drugie śniadanie czy obiad.


Ale jak to zrobić? My postanowiliśmy przygotować kolorowe śniadanie z ciastkami belVita z nowym nadzieniem o smaku truskawkowo-jogurtowym. Ciastka belVita, jogurt, owoc w towarzystwie ciepłego napoju, np. kawy czy herbaty idealnie wpisują się w charakter pudełka bento i tworzą zbilansowane śniadanie. Ciastka są świetnym punktem wyjścia do tworzenia różnych kompozycji smakowych. 
Ponieważ za naszym kuchennym oknem kwitną drzewa, poczuliśmy, że idzie nowe. Nowe czyli lepsze, pełne witamin, zbilansowane i przemyślane. Jogurt naturalny wymieszaliśmy z chili i sokiem i skórką z limonki. Powiało latem… W małym pojemniczku zamknęliśmy syrop klonowy, który dodamy do jogurtu tuż przed jedzeniem. Świeży ananas, pomarańcza, grapefruit i truskawki to  idealnie odświeżający kwartet. Nie ukrywamy, że jest też wyjątkowo kuszący. Do tego serwujemy kubek kawy i bento gotowe. 
Wszystko to możecie oczywiście przygotować i tradycyjnie podać w szklankach czy miseczkach. To świetna alternatywa na zabiegane poranki w tygodniu pracy.. 


Czas przygotowania: 10 minut

Składniki:
1/2 pomarańczy
1/2 grapefruita czerwonego
3 truskawki
1 plaster świeżego ananasa
3 łyżeczki soku z limonki
200 ml jogurtu naturalnego
2 łyżki syropu klonowego
1/2 łyżeczki chilli
1 łyżeczka świeżo otartej skórki z limonki
2 łyżeczki soku z limonki

Limonkę myjemy, ocieramy skórkę, wyciskamy sok. Pozostałe owoce myjemy i obieramy. Plaster ananasa kroimy w kostkę. Pozbywamy się błonek z grapefruita i pomarańczy. Truskawki kroimy w ćwiartki. Wszystkie owoce mieszamy i delikatnie skrapiamy 1 łyżeczką soku z limonki.
Jogurt mieszamy z chilli, syropem klonowym, skórką i pozostałym sokiem z limonki. Podajemy z sałatką śniadaniową, dwoma ciastkami belVita z nadzieniem truskawkowo-jogurtowym i ulubioną kawą lub herbatą. 

wtorek, 1 kwietnia 2014

Marchew z kolendrą i nerkowcami

Tym razem bez długich wstępów. Hartowana marchewka (zestawienie idealne na sprawdzian z ortografii) z nerkowcami, kolendrą i odrobiną chili to orzeźwiająca przekąska i pomysłowy dodatek do grillowanych i pieczonych mięs. Świetnie wygląda na talerzu, dobrze smakuje i nie wymaga długich przygotowań. Do tego wpasowuje się w wiosenną filozofię "jest Słońce, więc spotkajmy się w parku, a nie w kuchni." 
Hartowanie warzyw to jedna z tych technik o których doskonale wiemy, ale rzadko stosujemy, a przecież nic nie przywraca chrupkości i jędrności warzywom tak, jak lodowata woda. Pamiętam, że czytałam kiedyś wywiad z amerykańskim szefem kuchni Michaelem Symonem, który zdradził sekret niesamowicie chrupiących sałat, które serwuje się w restauracjach - zlew wypełniony wodą z lodem. Wszystkie rodzaje sałat (włącznie z rukolą), wkłada się do lodowatej wody i przez cały wieczór utrzymuje się niską temperaturę dorzucając lód. Kiedy klient zamówi sałatkę, warzywa wyjmuje się ze zlewu, delikatnie osusza i serwuje. Dzięki temu sałaty czy ogórki są jędrne, chrupiące i absolutnie zielone. Niesamowicie prosta "sztuczka", którą można zastosować w każdej kuchni. 


Czas przygotowania: 15 minut

Składniki:
2 marchewki
1/4 szklanki nerkowców
3 łyżki soku z limonki
1/4 łyżeczki chili (opcjonalnie)
szczypta soli
spora garść liści kolendry

Przygotowujemy miskę z zimną wodą i wrzucamy do niej kilka kostek lodu. Marchew obieramy ze skórki, a potem obieraczką tniemy na długie i cienkie plasterki. Wkładamy je do zimnej wody na 10 minut. Dzięki temu marchewka nabierze chrupkości. 
Na suchą patelnię wrzucamy orzechy nerkowca i mieszając prażymy, aż się zezłocą. Szybko zdejmujemy z patelni, kładziemy na talerz i chwilę studzimy. Do misy blendera wrzucamy orzechy nerkowca, dodajemy sok z limonki, chilli i sól. Blendujemy, aż powstanie sypka masa. Liście kolendry myjemy, suszymy i drobno siekamy. Na talerzach układamy marchewkę, posypujemy nerkowcami i liśćmi kolendry. Podajemy.