sobota, 30 marca 2013

Zajączek na Wielkanoc

Drodzy Czytelnicy i Goście!

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzymy Wam porządnego stołu, który nie tylko zgromadzi najbliższe Wam osoby, ale też udźwignie wszystkie świąteczne smakołyki i pozwoli Wam wspólnie cieszyć się nimi.
Dobrych Świąt!

Magda i Adam 

W naszym koszyczku i na naszym stole zagościły takie oto drożdżowe zajączki. Nie przypominają może idealnie zajączków, ale wszystkim dały mnóstwo radości. Przepis dostaliśmy od Ani, która znalazła go tutaj. Dziękujemy!


Czas przygotowania: 15 minut
Czas oczekiwania: 45 minut
Czas pieczenia: 10-15 minut 

Składniki: 
3 szklanki mąki pszennej
2 łyżki cukru
7 g drożdży suchych lub 14 g świeżych
1/2 łyżeczki soli
1 szklanka śmietany 18%
1/4 szklanki wody
2 łyżki masła
1 jajko

Do garnuszka wkładamy masło i śmietanę. Mieszając podgrzewamy, aż masło się rozpuści i połączy ze śmietaną. Studzimy (tak aby mikstura była ciepła, ale nie parzyła). Jeśli używamy drożdży instant, razem z masłem i śmietaną podgrzewamy wodę. Jeśli używamy drożdży świeżych, wodę podgrzewamy oddzielnie. Drożdże świeże zasypujemy cukrem, dolewamy ciepłą wodę, mieszamy do rozpuszczenia, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 5 minut. Po tym czasie, dodajemy mąkę, sól, jajko i miksturę z garnuszka. Jeśli używamy drożdży suchych, wsypujemy je do miski razem z mąką, cukrem, solą, jajkiem, podgrzanym masłem, śmietaną i wodą. Ciasto wyrabiamy do uzyskania jednolitej, elastycznej masy. Wkładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości - powinno to zająć około 45 minut. 
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza. Blaszkę wyściełamy papierem do pieczenia. Z gotowego ciasta formujemy ok. 20 jajeczek. Każde jajeczko nacinamy nożyczkami zgodnie z instrukcją obrazkową poniżej, patyczkiem nakłuwamy dziurki na oczka. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy 10-15 minut (aż nabiorą złotego koloru). 

źródło: Handimania

środa, 27 marca 2013

Zupa z soczewicy z kuminem

Zimą bardzo lubimy zupy, a że tej wiosny mamy piękną zimę postanowiliśmy zrobić sycącą rozgrzewającą zupę krem. Wstyd przyznać, ale do tej pory nigdy w naszym domu nie było zupy z soczewicy. W ogóle, soczewicą do tej pory raczej gardziliśmy - mimo, że lubimy ciecierzycę i fasolę. To pewnie za sprawą doświadczeń M. przywiezionych z Katalonii, gdzie soczewicę gotowano w osolonej wodzie i serwowano saute. Prosto z garnka. Nie dodawano do niej żadnych przypraw, żadnych warzyw. Nic. Spokojnie, dzisiejsza zupa to coś więcej. Sugerujemy, żebyście zrobili do niej własny wywar jarzynowy (przepis możecie znaleźć tu), ale to sugerujemy prawie zawsze podając przepis na zupę - porządny wywar to podstawa. Z podanych składników otrzymacie około 6-8 porcji zupy. Sycącej i smacznej.



Czas przygotowania: 1 godzina

Składniki:
1 marchewka
1 pęd selera naciowego
1/2 średniej cebuli
2 łyżki oliwy z oliwek
1 puszka pomidorów krojonych
6 szklanek bulionu warzywnego
350 g zielonej soczewicy
1/2 łyżeczki ziaren kolendry
1/2 łyżeczki ziaren kuminu
1/2 łyżeczki chilli
sól i pieprz
śmietana

Marchewkę i cebulę obieramy i drobno siekamy. Seler siekamy. Soczewicę przepłukujemy zimną wodą. Do garnka wlewamy oliwę, wrzucamy cebulę, marchewkę, seler. Delikatnie oprószamy solą i smażymy na małym ogniu mieszając do jakiś czas, aż cebula się zeszkli - około 8 minut. W międzyczasie, na suchą patelnię wrzucamy kumin i prażymy około 1 minuty. Kumin, kolendrę i chilli ubijamy w moździeżu. Do garnka z zeszkloną cebulą wsypujemy przyprawy, mieszamy, dodajemy pomidory z zalewą (w sezonie pomidorowym oczywiście lepiej użyć świeżych), bulion warzywny, soczewicę. Całość doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy gaz, delikatnie przykrywamy i gotujemy na wolnym ogniu około 35 minut, aż soczewica zmięknie. Gotową zupę blendujemy, doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Wlewamy do miseczek, dekorujemy kleksem śmietany i ziarnami kuminu.

niedziela, 24 marca 2013

Sernikowo-czekoladowe batoniki

Czekoladowy spód z herbatników i cytrynowa masa z mascarpone - brzmi wspaniale? To są najprostsze na świecie sernikowo-czekoladowe batoniki, które mają wiele wspólnego z sernikiem na zimno. W ogóle, można je spokojnie nazwać sernikiem na zimno na czekoladowym spodzie. Dzięki mascarpone deser jest niesamowicie delikatny i kremowy, ani trochę mdły - to zasługa soku z cytryny. Początkowo ciemny spód może wydawać się zbyt twardy, ale po 12 godzinach w lodówce mięknie nieco i idealnie komponuje się z białą warstwą. Informacja dla niecierpliwych: deser jest oczywiście gotowy już po 2 godzinach, ale warto poczekać. 


Czas przygotowania: 30 minut
Czas oczekiwania: min. 2 godziny

Składniki:
100g gorzkiej czekolady 
20 g masła
1 opakowanie herbatników (Petit Beurre)
8 łyżek soku z cytryny
10 łyżek cukru
100 ml śmietanki 30%
3 łyżeczki żelatyny
250 g mascarpone

Blaszkę na tartę wyściełamy folią spożywczą tak, by jej krańce mocno wystawały poza formę. Herbatniki kruszymy i wsypujemy do malaksera. Do garnuszka wkładamy czekoladę połamaną na kawałki i masło, garnuszek stawiamy na drugim garnku wypełnionym wrzącą wodą. Podgrzewamy w kąpieli wodnej, aż czekolada się rozpuści. Gorącą czekoladę wlewamy do malaksera i miksujemy z herbatnikami do uzyskania jednolitej masy. Gotową masą wykładamy dno formy i wyrównujemy ją wilgotnym nożem lub wilgotnymi dłońmi tak, by spód był możliwie jak najrówniejszy. Wstawiamy do lodówki.
Od razu zaczynamy przygotowywać warstwę sernikowo-cytrynową. Wyciskamy sok z cytryny, wlewamy go do garnuszka, dodajemy cukier, śmietankę i doprowadzamy do wrzenia. Zdejmujemy z ognia, wsypujemy żelatynę i energicznie mieszamy do jej całkowitego rozpuszczenia. Odstawiamy na kilka minut, by masa delikatnie ostygła (gdy będziemy sprawdzać temperaturę palcem, nie powinna parzyć). Do delikatnie ostudzonej masy dodajemy mascarpone i ubijamy mikserem do uzyskania jednolitej masy. Formę z czekoladowym spodem wyjmujemy z lodówki i wlewamy na jej powierzchnię gotową masę cytrynową, wygładzamy nożem, wstawiamy do lodówki. Krajanka jest gotowa po 2 godzinach, ale najlepiej smakuje po dwunastu, czyli - w praktyce - następnego dnia. Deser przechowujemy w lodówce.

piątek, 22 marca 2013

Sałatka z sercami palm (palmitos)

Na sklepowej półce zobaczyliśmy puszkę z enigmatyczną dla nas zawartością - sercami palm. Kupiliśmy. Google podpowiedział nam, że serca palm (zwane też "palmitos") to rdzenie młodego pnia palmy. Niestety, ich pozyskiwanie z typowych palm zwykle kończy się śmiercią drzewa, stąd palmitos są drogie i traktowane jak rarytas. Są jednak i palmy hodowlane, które wokół głównego pnia tworzą mniejsze odrośla, a z których można pozyskać rdzenie bez tak wielkiej szkody dla całego drzewa. Wszystko to brzmiało całkiem obiecująco i spodziewaliśmy się wiele po tajemniczej puszce. Niestety, jej zawartość trochę nas zawiodła. Puszkowanie nie przysłużyło się palmom, których serca okazały się w smaku dość jałowe, lekko tylko słonawe od zalewy. Miały w sobie coś z delikatności szparagów - i zapewne to jest dominujący smak, gdy je się świeże palmitos a nie konserwowe. Świeżych serc palmowych musimy jeszcze spróbować.
Degustacyjne niepowodzenie nas nie zraziło i użyliśmy konserwowych serc palmowych do sałatki, w której towarzyszyło im między innymi avocado i czerwona cebula. Przepis powinien sprawdzić się w sytuacji, w której będziecie mieć puszkę z palmowymi sercami (prezent, zakup impulsowy itd.) i nie będziecie wiedzieli co z nią zrobić. Sprawdzi się też i bez konserwowych palmitos. Sałatka bez tego składnika nie straci wiele .


  
Składniki:
1 główka sałaty lodowej
1 avocado
1/4 czerwonej cebuli
3 serca palm (3/4 puszki)
6 łyżek oliwy z oliwek
2 łyżeczki musztardy
1 łyżeczka miodu
1/2 ząbka czosnku
szczypta soli i pieprzu

Sałatę myjemy, osuszamy i rwiemy na kawałki. Avocado obieramy i kroimy w cienkie plastry. Serca palm odcedzamy z zalewy i kroimy w słupki. Cebulę kroimy w cienkie krążki lub półkrążki. Wszystko układamy w misce.
Czosnek obieramy, drobno siekamy. Do miseczki wlewamy oliwę z oliwek, musztardę, miód, dodajemy czosnek i energicznie mieszamy (możemy ewentualnie te składniki zblendować w blenderze stojącym). Gotową sałatkę polewamy sosem, mieszamy i serwujemy np. z grzankami.


środa, 20 marca 2013

Zimowy deser owocowy

Sałatka owocowa zimą brzmi nieco absurdalnie - o tej porze roku nie ma zbyt wielu owoców, a te co są w sklepach przylatują zwykle z tak dalekich krajów, że chemicy musieli się nieźle postarać, żeby wymyślić środki zabezpieczające je przed popsuciem się w drodze. Dlatego dzisiaj proponujemy  sałatkę owocową wykorzystującą dokładnie te owoce, które mamy teraz w prawie każdym sklepie - pomarańcze, gruszki, cytryny oraz... owoce suszone, o których w takich sytuacjach zapominamy. Można powiedzieć, że suszone owoce zimą są rzeczywiście w pełni sezonu... Sałatka jest idealna w towarzystwie jogurtu naturalnego, świetnie się sprawdza jako dodatek do owsianki. Trzeba tylko cierpliwie poczekać, aż smaki się przegryzą. 
Przepis pochodzi z marcowego numeru Food Network Magazine.


Składniki:
10 suszonych moreli
garść suszonych wiśni
2 gruszki
2 pomarańcze
2 łyżki soku z cytryny
skórka z 1/4 cytryny
3 łyżki wody
1 czubata łyżka cukru brązowego
1 łyżka cynamonu 
200 ml jogurtu naturalnego

Morele drobno siekamy. Do miski wsypujemy posiekane suszone morele i suszone wiśnie. 
Cytrynę porządnie myjemy, odkrawamy kawałek skórki, wyciskamy sok. Do rondelka wlewamy sok z cytryny, wodę, dodajemy skórkę z cytryny, cukier i cynamon. Podgrzewamy na małym ogniu przez ok. 30 sekund - aż płyn będzie mocno ciepły. Wyciągamy skórkę cytrynową, a płynem zalewamy suszone owoce. Gruszki myjemy, obieramy i kroimy w cienkie plasterki. Dodajemy do miski. Pomarańcze obieramy (jeśli nam się chce, to najlepiej obrać je także z błonek), dzielimy na ząbki i dodajemy do miski. Zawartość miski porządnie mieszamy, odstawiamy na minimum 30 minut. Do małych miseczek wlewamy jogurt naturalny i dodajemy sałatkę. Delikatnie skrapiamy sokiem z owoców, który zebrał się na dnie miski.


poniedziałek, 18 marca 2013

Jak zjeść krowę?


Moda na hamburgery i steki na dobre dotarła do Polski, więc teraz każdy szanujący się lokal wpisuje do swojego menu wołowinę typu Black Angus, Wagyu albo Hereford. Są to nazwy bydła mięsnego hodowanego w różnych częściach świata, które uznane są za najlepsze, najdelikatniejsze. Po prostu, rolls-royce wśród krów.
Podczas degustacji steków zorganizowanej przez producenta grilli Weber zdałam sobie sprawę, że w mięsożerni Polacy zorganizowali się w dwa główne obozy różniące się podejściem do wołowiny. W jednym są ci, którzy zatrzymali się na aferze wściekłych krów i każdy kawałek wołowiny kojarzy im się ze śmiertelnym ryzykiem. W drugim są ci, którzy o wołowinie wiedzą tyle, że "powinna być Black Angus". W dzisiejszym poście będzie krótko, edukacyjnie o tym, co z niej można zrobić.


Co zrobić z krową?

Generalna zasada z którą zaznajomił nas Bartłomiej Heba, kucharz, mistrz Polski w grillowaniu i ekspert Webera: wszystko "od góry" nadaje się na steki i grillowanie, a wszystko "od dołu" jest idealne do gulaszy (wynika to z ilości tkanki łącznej w dolnych partiach ciała krowy, czyli - cytując naszą ulubioną sprzedawczynię mięsa - „mają dużo kleju”).

Najlepsze mięso na...

steki - zrazowa, polędwica, rostbef, ligawa
tatara - polędwica, ligawa
gulasz - zrazowa, goleń, polędwica (boeuf Strogonow), karkówka, skrzydło
galaretę - goleń
rosół - goleń tylna, łata, łopatka, pręga, szponder
burgery - antrykot, karkówka lub mieszanka karkówki z polędwicą

źródło: www.topeex.pl

Warto zaznaczyć, że do przygotowania najlepszego, delikatnego steka potrzebujemy wołowiny sezonowanej, czyli takiej, która po uboju była stopniowo schładzana i dojrzewała (najlepiej w postaci ćwierćtusz) w niskiej temperaturze od 21 do 27 dni - po prostu, mięso kruszało i nabierało maślanej konsystencji. Nie bez znaczenia jest też sam proces grillowania - podobno stek, którego temperatura oscyluje między 51 a 54 stopni Celsjusza jest absolutnym rarytasem - tak, jest to delikatnie ścięty, krwisty stek. Szczerze mówiąc, nie byłam do końca przekonana do tego stwierdzenia dopóki nie spróbowałam dwóch kawałków wołowiny Wagyu - jednego porządnie ściętego (well done) i jednego krwistego. Różnica w smaku jest kolosalna. Mam jednak poczucie, że do bycia amatorem krwistych steków trzeba: a) dojrzeć, b) skosztować porządnej ilości różnych rodzajów dobrze zrobionych steków. Nic na siłę.
Jeśli chodzi o hamburgery (których jestem miłośniczką), ale też inne potrawy z mięsa mielonego - to lubię widzieć, jak wyglądał kawałek mięsa w całości, przed zmieleniem. Warto poszukać sklepu mięsnego, w którym jest możliwe mielenie mięsa na miejscu.


piątek, 15 marca 2013

Pilaf z krewetkami, groszkiem i papryką

Jest piątek i pewno większość z Was zastanawia się co by tu zrobić w weekend. Żeby jednak wytrwać do końca dnia, proponujemy przepis na szybki lunch. Półgodzinny pilaf z krewetkami, groszkiem i papryką. Ryż, który zazwyczaj jest tylko nieco jałowym podkładem do całej reszty zyskuje smak dzięki dodaniu skórki pomarańczowej do wody. Prosty trick, a naprawdę sporo zmienia. Użyliśmy groszku z puszki, ale możecie oczywiście użyć tego mrożonego lub świeżego. Trzeba go wtedy dodać nieco wcześniej.
Do pilafu kupiliśmy duże, świeże krewetki, bo naprawdę mają więcej smaku. Uważajcie na tzw. "mieszanki mrożonych owoców morza" w obfitej lodowej glazurze - ostatnio zrobiliśmy ten błąd i je kupiliśmy. W naszej kuchni padło trochę nieprzyzwoitych słów pod ich adresem, gdy okazało się że są gumowate, nie mają prawie żadnego smaku, a po stopieniu glazury ich objętość zmniejsza się o połowę. Niestety, jedzenie marnuje się nie tylko dlatego, że kwaśnieje, pleśnieje i gnije, ale również dlatego, że czasem bywa tak kiepskiej jakości, że po prostu nie da się go zjeść i na koniec ląduje w koszu. Czasem warto zapłacić trochę więcej, kupić trochę mniej, ale mieć pewność, że ku naszej przyjemności znajdzie się tam, gdzie trafić powinno. W brzuchu. Miłego weekendu!


Czas przygotowania: 30 minut 

Składniki:
200 g ryżu
6 szklanek bulionu warzywnego (przepis na własny można znaleźć tu)
2 liście laurowe
1 pomarańcza
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka masła
½ cebuli, posiekanej
½ papryki, pokrojonej w kostkę
1 puszka groszku konserwowego, odsączonego z zalewy
250 g krewetek

Pomarańczę oblewamy wrzącą wodą, obieramy ze skórki (skórkę zostawiamy). Skórkę okrajamy tak, by nie została na niej biała błonka. Do garnka wlewamy bulion, dodajemy skórę z pomarańczy, liść laurowy. Doprowadzamy do wrzenia, dodajemy ryż. Gotujemy ok. 7 minut. W tym czasie na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek i masło. Na gorący tłuszcz kładziemy cebulę i szklimy ją mieszając, aż zmięknie – około 3 minut. Dodajemy paprykę i smażymy kolejne 3 minuty cały czas mieszając. Jeśli używamy ryżu w torebce, bardzo ostrożnie przecinamy torebki z ryżem i przesypujemy ich zawartość na patelnię (nie odcedzając ich za mocno). Jeśli używamy ryżu sypkiego, czekamy, aż ryż wchłonie większość płynu. Dodajemy groszek i krewetki. Zagotowujemy i dusimy na małym ogniu około 5 minut – aż ryż zmięknie. Gdyby płyn z patelni wyparował, a ryż pozostał niedogotowany – dolewamy na patelnię jeszcze trochę bulionu.

wtorek, 12 marca 2013

Indyk z porami i cytryną

Raz na jakiś czas publikujemy przepis na szybki, pełnowartościowy obiad. Podobno brak czasu jest najczęstszą wymówką, którą jak mantrę powtarzają pacjenci dietetyków. 17 marca podczas warsztatów o Psychodietetyce organizowanych przez Akademię Energii my, jako blogerzy, będziemy dzielnie przekonywać wszystkich uczestników, że naprawdę można przygotować obiad w 30 minut. Taki obiad, który mimo boczku i śmietanki jest mniej kaloryczny niż kebab. Taki, który możemy przygotować rano i zabrać ze sobą do pracy. Taki, który nie jest droższy niż przeciętny lunch. Jeśli macie jakieś pomysły, o czym możemy wspomnieć, jakie przepisy przywołać, to prosimy umieśćcie je w komentarzach - to na pewno pomoże nam usystematyzować nasze myśli. 


Czas przygotowania: 35 minut

Składniki dla 2 osób:
200 g kaszy jęczmiennej
400 ml wody
1 łyżeczka masła
10 g boczku
400 g piersi z indyka
2 pory
1 ząbek czosnku
1 łyżka masła
1 cytryna
natka pietruszki
50 ml śmietanki 30%
sól
pieprz


Kaszę wsypujemy do garnka z 400 ml wody. Zagotowujemy, dodajemy masło i gotujemy na małym ogniu, aż kasza wchłonie płyn. W międzyczasie przygotowujemy indyka. Pory myjemy, jasno-zielone i białe części kroimy w cienkie plasterki. Boczek kroimy w kostkę. Piersi z indyka myjemy i kroimy w paski. Czosnek drobno siekamy. Cytrynę myjemy i dzielimy na ćwiartki. Na patelni rozgrzewamy masło, wrzucamy boczek. Smażymy mieszając 1 minutę, dodajemy indyka, delikatnie oprószamy solą i pieprzem. Smażymy na małym ogniu mieszając co jakiś czas około 5 minut, dodajemy pory i czosnek. Dusimy pod przykryciem kolejne 5 minut (jeśli okaże się, że składniki przywierają do patelni, możemy dolać kilka łyżek wody). W tym czasie siekamy pietruszkę. Zawartość patelni odkrywamy, dodajemy śmietanę, doprawiamy do smaku solą i pieprzem, podgrzewamy 30 sekund i wyłączamy. Na talerzach układamy kaszę, indyka w porach, oprószamy natką pietruszki, układamy ćwiartki cytryn, skrapiamy sokiem z cytryny wedle uznania.