sobota, 29 września 2012

Cytrusowy pstrąg z czarnymi oliwkami i tymiankiem

Przyszedł weekend, a  przepisu na ciastka nie mamy. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu nie udały nam się ciastka. Coś po prostu nie wyszło. Wyjęliśmy z piekarnika pięknie zarumienione ciasteczka z M&Msami, niecierpliwie poczekaliśmy, aż ostygną. Wzięliśmy je do ust i poczuliśmy, że coś jest nie tak. Dlatego dzisiaj przepisu na ciastka nie będzie. Za to będzie przepis na coś, co nam naprawdę wyszło.
Jest to propozycja na szybką sobotnią kolację lub niedzielny obiad. Pyszny pstrąg pieczony w soku pomarańczowo-cytrynowym z nutką tymianku i czarnymi oliwkami. Można go podać z grillowaną foccacią lub ugotowanym białym ryżem. Ryba jest delikatna i rozpływa się w ustach. Naprawdę jest pyszna! Podajemy proporcje na obiad dla dwóch osób.




Czas przygotowania: 20 minut

Składniki:
2 filety z pstrąga po 150 g każdy
1 pomarańcza o wadze ok. 200 g
6 gałązek tymianku
8 czarnych oliwek bez pestek
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka pieprzu
2 łyżki oliwy z oliwek
1 cytryna
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 170 stopni Celsjusza.

Rybę myjemy, suszymy, posypujemy solą i pieprzem. Układamy na dnie naczynia żaroodpornego. Na rybie kładziemy gałązki tymianku. Oliwki przekrawamy na pół.

Pomarańczę przelewamy wrzątkiem,  przekrawamy na pół. Z jednej połówki wyciskamy sok tak, by otrzymać ¼ szklanki świeżego soku. Resztę pomarańczy kroimy w plastry (ze skórą) o grubości 3-5 mm. Z cytryny wyciskamy ¼ szklanki soku.

W szklance mieszamy sok cytrynowy, sok pomarańczowy i oliwę. Zalewamy nimi rybę. Plastrami pomarańczy otulamy rybę (część z nich powinna znajdować się pod filetami, część między nimi, inne na wierzchu). Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 10 minut. Po 10 minutach rybę obsypujemy połówkami oliwek i wstawiamy do piekarnika na kolejne 5 minut. Serwujemy gorącą.

środa, 26 września 2012

Muffiny z masłem orzechowym

Kolejny wypiek z dodatkiem masła orzechowego. Klasyczne muffinki pachnące masłem orzechowym wypełnione kropelkami o smaku masła orzechowego. Zamiast kropelek orzechowych, można użyć klasycznych czekoladowych. Jeśli nie mamy masła z kawałkami orzechów, posiekajmy garść fistaszków i dodajmy je do masy przed pieczeniem. Z podanych składników otrzymamy 12 babeczek.



Czas przygotowania: 15 minut
Czas pieczenia: 25 minut

Składniki:
2 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki soli
1 szklanka maślanki
2 łyżki masła orzechowego
2 jajka
1/2 szklanki oleju
1/2 szklanki kropelek orzechowych lub czekoladowych
ew. garść posiekanych fistaszków

Blaszkę do muffinów wyłożyć papilotkami, a piekarnik nagrzać do temperatury 170 stopni.
Mąkę, cukier, fistaszki, kropelki orzechowe, proszek do pieczenia i sól mieszamy w jednej misce. W drugiej miseczce mieszamy maślankę, jajka, masło orzechowe i olej. Teraz delikatnie łączymy zawartość obydwu naczyń, ale tylko do momentu połączenia składników. Papilotki wypełniamy masą do 3/4 wysokości, blaszkę wstawiamy do piekarnika i pieczemy 25 minut. Muffinki będą upieczone, jeśli po wbiciu w ich środek patyczka nie zostanie na nim ciasto.

sobota, 22 września 2012

Niezłe Ciacho: Rocky Road Cookies

Niezłe ciacho to pierwszy cykl przepisów na naszym blogu. Plan jest taki: raz w tygodniu podajemy przepis na jakieś ciastka, które w weekend można upiec dla siebie lub innych. Można je rzecz jasna upiec kiedy się ma na to ochotę, ale idea jest taka, żeby każdy weekend witać innymi ciastkami. M. musiała znaleźć wytłumaczenie dla swojego "weekendowego parcia na ciastka". Teraz przynajmniej będzie to robiła nie tylko dla siebie, ale dla ludzi pragnących zaprzyjaźnić się z piekarnikiem.
Pewne osoby radziły, żeby każde niezłe ciacho serwować w towarzystwie fotografii celebryty - niezłego ciacha. To zadanie zestawiania ze sobą niezłych ciach zostawiamy jednak Wam i Waszej wyobraźni. Jeśli ktoś Wam przychodzi na myśl, śmiało piszcie w komentarzach. 

Dzisiaj przedstawiamy Rocky Road Cookies - a w środku migdały, czekolada i małe pianki marshallows. Jeśli nie macie małych pianek, kupcie duże i pokrojcie je nożem. Jasne, że się trochę rozpuszczą w piekarniku. Dzięki temu ciastka będą pełne chrupiących karmelowych igiełek. Jeśli jednak bardzo chcecie mieć pianki w wersji oryginalnej, czyli nierozpuszczonej, po prostu wciśnijcie je w ciastka zaraz po wyjęciu z piekarnika. Spody pianek przykleją się do ciastek, a góry będą zupełnie bielutkie. 




Czas przygotowania: 15 minut
Czas pieczenia: 12-15 minut

Składniki:
1 1/2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki kakao
1/4 łyżeczki soli
1 1/4 łyżeczki sody
170 g masła o temperaturze pokojowej
1/2 szklanki białego cukru
1/2 szklanki jasnego cukru brązowego
1 jajko
1 żółtko
1 tabliczka gorzkiej czekolady
1/2 szklanki posiekanych migdałów
1/2 szklanki pianek marshmallow

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Czekoladę siekamy na kawałki (jedną kostkę dzielimy na 4 części). Mąkę, kakao, sól i sodę mieszamy. W oddzielnej misce miksujemy masło stopniowo dodając oba rodzaje cukru. Do masy maślano-cukrowej dodajemy jajko i żółtko, mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Teraz wybieramy manualny tryb pracy albo zmieniamy końcówki miksera na te do mas. Do powstałej masy dodajemy mąkę z kakao i mieszamy, wsypujemy kawałki czekolady, migdały, pianki i delikatnie mieszamy uważając, żeby czekolada nie rozpuściła się pod wpływem ciepła rąk. Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia. Z ciasta formujemy kulkę wielkości orzecha włoskiego, spłaszczamy i powstałe ciastko kładziemy na blaszkę. Zostawiamy ciastkom trochę miejsca na wyrośnięcie (nam na jednej blaszce mieściło się 12 ciasteczek). Ciastka wstawiamy do piekarnika i pieczemy 12-15 minut do momentu w którym ich brzegi będą wyraźnie zapieczone - jeśli będziemy piec je dłużej, ciastka będą chrupiące, ale stracą swój mięsisty środek. Wyjmujemy z piekarnika, dajemy im chwilę ostygnąć na blaszce (są łamliwe), a potem przekładamy je na kratkę i czekamy aż ostygną. Jeśli jednak chcemy mieć pianki na górze ciastek, teraz jest moment na ich delikatne wciśnięcie.

czwartek, 20 września 2012

Proste ciasto ze śliwkami węgierkami

Targowiska i osiedlowe ryneczki, nawet supermarkety, pełne są śliwek, które pięknie wyglądają i kuszą. To znak, że koniecznie trzeba zrobić placek ze śliwkami. Taki prosty i tradycyjny, bez udziwnień i wspinania się na szczyty cukierniczej wyobraźni. Najlepszy w towarzystwie cukru pudru i szklanki mleka. Bardzo polecamy!




Czas przygotowania: 20 minut
Czas pieczenia: 70 minut

Składniki:
100 g masła
3/4 szklanki cukru
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3/4 szklanki maślanki
2 jajka
2 łyżeczki cukru waniliowego
20 śliwek węgierek

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni Celsjusza. Tortownicę o średnicy 26 cm wykładamy papierem do pieczenia, dno i boki smarujemy masłem, oprószamy dwiema łyżkami mąki (nadmiar wysypujemy). Śliwki myjemy, przekrawamy na pół, wyrzucamy pestkę.
Masło z cukrem ucieramy mikserem przez 2-3 minuty, aż masa będzie puszysta. Dodajemy jajko, miksujemy na jednolitą masę, dodajemy kolejne jajko i miksujemy do otrzymania jednolitej masy. Dodajemy jogurt, miksujemy. Wsypujemy mąkę, proszek do pieczenia, cukier waniliowy. Miksujemy do uzyskania gładkiej masy. Wylewamy masę na dno tortownicy, wyrównujemy łopatką, wciskamy delikatnie śliwki w ciasto i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy około 70 minut do tzw. "suchego patyczka". Upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika, studzimy w blaszce i dopiero potem otwieramy tortownicę. Ostudzone ciasto przed podaniem hojnie obsypujemy cukrem pudrem. 

poniedziałek, 17 września 2012

Placki ziemniaczane z ricottą i anchois

Pora na kolejne danie, które zgłaszamy do konkursu na kulinarnego bloga roku. Tym razem "wykwintny ziemniak" - hasło, które kłóci się z powszechnym odbiorem ziemniaka jako czegoś powszedniego, uniwersalnego dodatku, "taniego wypełniacza". Oczywiście, ziemniaka uznajemy za coś niezbędnego w kuchni - ale żeby od razu miał być wykwintny? Staraliśmy się więc znaleźć ziemniakowi szlachetnych towarzyszy, dla których byłby dobrym partnerem i takiego sposobu przyrządzenia potrawy, żeby ziemniak znajdował się w centrum zainteresowania, a nie w roli statysty - skrobiowego tła. Czy nam się udało? Oceńcie sami.
Proponujemy pieczone placki z ciasta, którego podstawą są gotowane ziemniaki. Nasze babcie robiły podobne (tyle że smażone), a do nich podawały najczęściej sos grzybowy. U nas nie ma sosu, zamiast niego jest delikatna, słodkawa, rozpływająca się w ustach ricotta i wyraziste anchois, ostre i słone zarazem, z korzennym posmakiem. Świeżości i żywszego wyglądu nadają plackom listki szałwii. Rzecz wyjątkowo prosta w przygotowaniu, choć trzeba trochę poczekać przy gotowaniu, a potem przy pieczeniu.
Te placki najlepiej działają jako gorąca przystawka, ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby zrobić z nich na przykład główne danie lunchowe. Z podanych proporcji otrzymamy 8 placków.



Czas przygotowania: 40 minut

Składniki:
4 duże ziemniaki
1 łyżeczka soli
4 łyżki masła solonego
4 łyżki tłustej śmietany
1/2 łyżeczki białego pieprzu
1/2 szklanki mąki pszennej
1 jajko
150 g świeżej ricotty
50 g filecików anchois
garść świeżych liści szałwii

Ziemniaki obieramy, kroimy na połówki lub ćwiartki i gotujemy do miękkości w osolonej wodzie. Odcedzamy, dodajemy masło, śmietanę, biały pieprz i miażdżymy do otrzymania jednolitego puree. Puree studzimy.
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza. Blaszkę wyściełamy papierem do pieczenia.
Ostudzone puree łączymy z jajkiem i mąką aż do powstania jednolitej masy. Formujemy z niej 8 okrągłych placków o grubości ok. 1 cm, bezpośrednio na papierze do pieczenia. Blaszkę z plackami wstawiamy do piekarnika na ok. 10-15 minut (do lekkiego zarumienienia placków).
Placki wyciągamy z piekarnika. Na wierzch każdego kruszymy ricottę (lub - jeśli daje się kroić - kładziemy jej plaster), a następnie układamy po 2-3 fileciki anchois i wstawiamy do piekarnika na kolejnych 5 minut.
Gotowe placuszki wyciągamy z piekarnika, układamy na talerzach i obsypujemy świeżą szałwią.


sobota, 8 września 2012

Masło rybne (czyli pasta makrelowa)

Pamiętacie z dzieciństwa masło rybne? Pomarańczowe, stało w charakterystycznych drewnianych skrzynkach wyłożonych pergaminem, który z czasem pokrywał się tłustymi plamami? Przypomniało nam się ostatnio i pomaszerowaliśmy do sklepu, żeby kupić coś podobnego. Niestety, pasta rybna na jaką natrafiliśmy zawierała... 55% wędzonej makreli, koncentrat pomidorowy, utwardzany tłuszcz roślinny, sól, cukier, gumę guar, skrobię kukurydzianą, wzmacniacze smaku i aromat dymu wędzarniczego, bo te 55% wędzonej makreli najwyraźniej nie wystarczyło żeby zapewnić wędzony posmak. Zrezygnowaliśmy z tej mikstury. Choć - kto wie - może taką samą jedliśmy w dzieciństwie?
Zrobiliśmy to po swojemu. Nasze masło rybne składa się z trzech składników: wędzonej makreli, masła i koncentratu pomidorowego. Okazało się, że żadnej soli ani - tym bardziej - aromatu dymu wędzarniczego nie trzeba było dodawać. Pięć minut pracy, świeżutka kajzerka i śniadanie gotowe.



Czas przygotowania: 5 minut

Składniki:
25 dkg wędzonej makreli
3 łyżki masła
1 łyżka koncentratu pomidorowego

Makrelę obieramy upewniając się, że nie została żadna ość. Do misy blendera wrzucamy makrelę, masło, dodajemy koncentrat. Blendujemy do uzyskania jednolitej masy. Podajemy ze świeżym pieczywem.

piątek, 7 września 2012

Crust & Dust na piwnych warsztatach

W zeszłym tygodniu Crust & Dust uczestniczył w warsztatach kulinarnych organizowanych przez Kompanię Piwowarską, producenta piwa Książęcego, które od niedawna ukazało się w trzech nowych odsłonach: jako „złote pszeniczne”, „czerwony lager” i „ciemne łagodne”. Gdy na naszą skrzynkę mailową przyszło zaproszenie, M. bez wahania delegowała mnie na warsztaty, stwierdzając,  że w naszym kulinarnym duecie piwem to ja się powinienem zajmować. Niech żałuje. Moja blogowa delegacja była niesamowicie przyjemną kulinarną przygodą.


Na początku dostaliśmy sporą dawkę wiedzy na temat zróżnicowania piwa, techniki jego produkcji i podstawowych zasad degustacji. Naszym piwnym przewodnikiem był Maciej Chołdrych, piwoznawca, degustator i szkoleniowiec, który pomagał tyskiemu browarowi w zaprojektowaniu nowych gatunków Książęcego. Okazuje się, że na świecie jest około osiemdziesięciu gatunków piwa (piwnych marek oczywiście znacznie więcej), różniących się składnikami i sposobem przygotowania (uwarzenia). Poza wodą i drożdżami piwnymi, do piwa prawie zawsze potrzebny jest słód (kiełkowane i suszone ziarno, najczęściej jęczmienia) oraz chmiel. Na polskim rynku piwnym sporo się zmieniło w ostatnich latach, od kiedy małe browary zaczęły cieszyć się większą popularnością. W ślad za małymi idą najwięksi gracze i stąd dostępność coraz większej liczby rodzajów piwa w Polsce. Oczywiście, panowie sprzedający „piwo jasne, piwo jasne” w pociągach PKP pewnie nie rozszerzą jakoś mocno swojego asortymentu, ale warto umieć połapać się jakoś w sklepie – rozstrzygnąć, jakim piwem najlepiej jest trafić w swoje smakowe zapotrzebowanie. Albo wiedzieć, „z którego kija” poprosić o piwo w pubie.
Z degustowaniem piwa jest podobnie jak z degustowaniem wina, tylko że przez lata się tak utarło, że piwo jest prostackie a na pewno mniej szlachetne niż wino. Założę się, że mówimy „nie znoszę piwa” nie tylko dlatego, że bywa gorzkie, ale też dlatego, że to trunek Ferdka Kiepskiego i osiedlowych klubów dyskusyjnych dla brzuchatych panów po 50-tce. Maciej Chołdrych przekonywał, że w piwie można się rozsmakować nie gorzej niż w winie (a zna się i na jednym i na drugim trunku); że trzeba piwa posłuchać (przy otwieraniu butelki), popatrzyć na nie (przez przezroczystą szklankę), dotknąć (i poczuć przyjemny chłód), powąchać (i poczuć karmel, zioła, czasem jakieś owoce) i wreszcie posmakować (słodyczy, goryczki, czasem też trochę kwasowości).
Pierwsza lekcja z elementarza degustacji obejmowała też podstawy sztuki łączenia piwa i potraw – coś, co blogerom kulinarnym może przydać się szczególnie jeśli chcą mądrzej używać piwa w swojej kuchni. Goryczkowy czerwony lager, najbardziej podobny smakiem do mainstreamowych jasnych piw sprzedawanych w Polsce, dobrze łączy się ze zdecydowanymi smakami, zwłaszcza z tym co słone; pomaga lepiej wchodzić temu, co tłuste. Próbowaliśmy go z twardymi serami i dojrzewającą litewską kiełbasą. Piwo pszeniczne jest zdecydowanie łagodniejsze, dobrze równoważy to, co wędzone; ostudzi też potrawy pikantne. Próbowaliśmy go z wędzonym serem i wędzoną makrelą. Ciemne łagodne można spokojnie określić jako „deserowe” – bardzo karmelowe, z naturalną słodyczą, dużo lżejsze od znanego Guinessa (zresztą, to w ogóle inny gatunek piwa niż Guiness). Świetnie więc łączy się ze słodkimi deserami, zwłaszcza czekoladowymi i kawowymi, także z owocami.


Druga część spotkania – to już prawdziwe warsztatowe gotowanie z zawodowymi kucharzami, Tomaszem Jakubiakiem (znanym m.in. z kuchni.tv) i Tytusem Czunikin-Krasowickim. Tomasz Jakubiak przygotował dla nas 12 przepisów na dania pasujące do trzech nowych gatunków Książęcego. Spójrzcie na menu:
- cielęce kotleciki w ziołowej skorupce z sałatką z pieczonych warzyw
- grillowane steki z łososia norweskiego z pikantną salsą pomidorową
- karmelizowane pory zawinięte z serem brie w jagnięcej szynce
- fondue serowe z ostrą papryką i kawałkami chleba do maczania
- żeberka ze świni złotnickiej w sosie BBQ na bazie piwa
- stek z sezonowanego antrykotu z sałatką z rukoli
- gulasz jagnięcy duszony w ciemnym piwie z dodatkiem ziaren kawy
- chrupiące skrzydełka w miodowo-kolendrowej pikantnej panierce
- kurczę zagrodowe duszone z warzywami w piwie
- sałatka z buraczków, bundza, orzechów laskowych i rukoli
- halibut gotowany na parze w liściach szpinaku z sosem jajecznym

Niebanalne, niezbyt skomplikowane technicznie, a ponad wszystko smakowite. Mi przypadły do przyrządzenia dwie szybkie potrawy: sałatka z rukoli, pieczonych buraczków z bundzem i orzeszkami laskowymi oraz karmelizowane pory zawijane z serem brie w dojrzewającą szynkę jagnięcą. Pory idą do pary z czerwonym lagerem, sałatka z rukoli i buraczków pasuje najlepiej do piwa pszenicznego. Za jakiś czas pewnie powtórzymy część potraw w naszej kuchni – a wtedy możecie liczyć na przepisy.
Gotowaliśmy w świetnej atmosferze, popijając po trochu zimne piwo. Tomek i Tytus pilnowali naszych poczynań w kuchni, podpowiadali jak szybciej i sprawniej poradzić sobie z kolejnymi etapami przygotowania dań. Sporo rozmawialiśmy o dobrych składnikach – o tym, gdzie je dostać (okazuje się, że obaj prowadzący warsztaty są – tak jak my – bywalcami Hali Mirowskiej); o tym, czemu nawet w dobrych knajpach oszczędza się na surowcach; o tym, że wielu producentom się po prostu nie chce wypuszczać dobrego towaru na rynek.


Każda potrawa przygotowana przez blogerów została profesjonalnie sfotografowana i znajdzie się w materiałach promocyjnych piwa, powstanie z tego mała książeczka z przepisami. Biorąc pod uwagę to, jakie dania przygotowywaliśmy i z jakich składników, można powiedzieć, że producenci Książęcego chcą trafić z promocją w wysublimowane gusta. Ale wydaje się, że chcą jednocześnie produkować piwo popularne, dostępne w każdym większym sklepie… Czy łatwo będzie odciągnąć Polaków od tradycyjnych piwnych przekąsek: paluszków i orzeszków? Czy łatwo będzie zmienić stereotyp grillowanej karkówki, żeberek i kiełbasy z rusztu? A może chodzi o to, żeby Ci co pijają raczej wino nie bali się sięgać po piwo? Ciężka praca do wykonania. Ale mierzyć się z kulturą picia w naszym kraju – to naprawdę ambitne i warte uznania. Przyznaję, że te warsztaty dały mi trochę do myślenia o miejscu piwa w kuchni i – choć nie byłem do piwa jakoś specjalnie uprzedzony – dowartościowały je w moich oczach i kulinarnej wyobraźni. 
Na koniec dnia – i koniec warsztatów – czekało nas dwunastodaniowe menu degustacyjne. Wyobrażacie sobie? Dawno nie jadłem tylu dobrych rzeczy. Wypiłem tego dnia całkiem sporo dobrego polskiego piwa. Co za delegacja!

środa, 5 września 2012

Wege-pity z hummusem

Bardzo rzadko przygotowujemy kotlety, a kotletów wegetariańskich nie robimy prawie nigdy. Prawie, bo tym razem przełamaliśmy się i zrobiliśmy coś wyjątkowo strączkowego. Kotlety składają się ze świeżego tofu (a tofu - jak wiadomo - z soi) i czerwonej fasoli. W picie jest też hummus (a to ciecierzyca z pastą sezamową). Może się wydawać, że trochę za dużo tutaj tych roślin strączkowych. Zapewniamy, że wszystko razem jest naprawdę pyszne i sycące, a dzięki sporej dawce kuminu zupełnie bezproblemowe. Z podanych składników otrzymamy 6 średniej wielkości kotlecików. My nasze kotlety piekliśmy w piekarniku, ale można je oczywiście usmażyć.
Hummus można oczywiście kupić w sklepie, ale najlepszy jest jednak taki robiony w domu. Bazą hummusu jest tahini - pasta z ziaren sezamu,  którą też zrobiliśmy sami. Wszystko dzięki Speedcookowi, który sezam zmielił na idealnie gładką pastę. Przepis na tahini i hummus opublikujemy wkrótce.

Mała anegdota. Kiedy M. była małą dziewczynką zawsze słyszała od swoich rodziców: "Chcesz spróbować jak to smakuje? Dobrze, zrobimy to sami w domu". Na dźwięk "zrobimy to sami" dostawała dreszczy. Teraz M. jest większą dziewczynką, chodzi do restauracji, sklepów, kupuje, próbuje i stwierdza, że większość rzeczy po prostu należy robić w domu. Wtedy smakują lepiej.



Czas przygotowania: 1 godzina

Składniki:
300 g świeżego tofu
1 puszka czerwonej fasoli
1 jajko
3 łyżki bułki tartej
3 łyżki płatków owsianych
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka chilli
1/2 łyżeczki pieprzu
1 łyżka mielonego kuminu
4 łyżki pestek z dyni
2 łyżki oliwy z oliwek
6 łyżek hummusu
6 chlebków pita
sałata
pomidor

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni Celsjusza. Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia i smarujemy 1 łyżką oliwy z oliwek.
Do misy blendera wrzucamy tofu, fasolę, jajko, bułkę tartą, płatki owsiane, sól, chilli, pieprz, kumin. Miksujemy do uzyskania jednolitej masy. Dodajemy pestki z dynii, mieszamy ręką. Formujemy 6 równych kotlecików, układamy je na blaszce. Każdy delikatnie smarujemy oliwą z oliwek i wstawiamy do piekarnika na około 20 minut (gdyby zaczęły się za mocno przypiekać , przykrywamy je papierem do pieczenia).
Na ostatnie 2 minuty pieczenia do piekarnika wkładamy też pity, żeby je ogrzać. Pity nacinamy od góry, otwieramy. Do środka  wkładamy wegekotlet, który smarujemy łyżką hummusu, dodajemy sałatę i pomidory. Serwujemy gorące. 

niedziela, 2 września 2012

Tarta biało-zielona

Jest to chyba jedna z najłatwiejszych a jednocześnie jedna z najsmaczniejszych tart, jaką robiliśmy. Próbowaliśmy jakoś zrobić coś, co będzie przypominało nam "białą pizzę Magdy Gessler", którą zjedliśmy kiedyś w restauracji Bellini na warszawskiej Starówce. Właściwie powinna nazywać się "biało-zieloną", bo jest hojnie posypana liśćmi rukoli. Tym razem potrzebowaliśmy szybkiego dania, więc jako spodu użyliśmy nie ciasta od pizzy ale gotowego arkusza ciasta francuskiego. Panoszą się na nim soczyste, aromatyczne pieczarki, cienkie plastry świeżych gruszek, mozzarella i grudki koziego sera oraz malutkie orzeszki piniowe. Wszystko przykryte jest (oczywiście już po upieczeniu) świeżą rukolą. Dużo tu smaków, a połączenie - przyznacie - niecodzienne. Wasze podniebienia będą mile zaskoczone!
Oczywiście, zamiast ciasta francuskiego możemy użyć spodu do pizzy lub ciasta kruchego (wcześniej podpieczonego).


 

Czas przygotowania: 35 minut

Składniki:
1 opakowanie ciasta francuskiego
10 średnich pieczarek
1 łyżka masła
1/2 łyżeczki soli
1/2 kuli mozzarelli
10 dkg sera koziego (użyliśmy dojrzewającej rolady)
1/2 gruszki
20 orzeszków pinii
2 garście rukoli

Piekarnik nagrzewamy do 230 stopni Celsjusza.
Pieczarki myjemy, osuszamy, obieramy i kroimy w plasterki grubości 3 mm (razem z nóżkami). Na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy pieczarki, posypujemy solą i dusimy na niewielkim ogniu, aż trochę zmiękną i puszczą sok. Zdejmujemy pieczarki z ognia. Mozzarellę kroimy w plastry grubości 5 mm. Gruszkę obieramy i kroimy w cienkie plasterki (2-3 mm).
Spód blaszki do tarty wykładamy papierem do pieczenia, a boki smarujemy masłem. Ciasto francuskie układamy w formie, zawijając delikatnie przy brzegach, nakłuwamy widelcem na całej powierzchni i wstawiamy do piekarnika na 12-15 minut (aż wyrośnie i się delikatnie zarumieni).
Na pieczonym spodzie układamy mozzarellę, pieczarki, gruszki. Całość posypujemy równomiernie orzeszkami pinii i pokruszonym serem kozim. Wstawiamy do piekarnika na ok. 10 minut po to, aby wszystkie składniki się rozgrzały, a ser rozpuścił. W tym czasie myjemy i osuszamy liście rukoli.
Gotową tartę wyjmujemy z piekarnika, posypujemy rukolą (już w formie albo dopiero na talerzach, każdą porcję oddzielnie). Serwujemy.