czwartek, 29 sierpnia 2013

Muffiny gruszkowe z crunchy kruszonką

Gruszki w ogrodzie dojrzały i spadają z drzew, co świadczy o tym, że: 1) zaczyna się jesień, a kończy lato, niezależnie od tego, jak bardzo to wypieramy, 2) trzeba zrobić przetwory gruszkowe, a przede wszystkim gruszkową marmoladę, która ostatnio nam wyparowała ze spiżarni zanim na dobre rozpoczęła się zima.
Jeśli jednak nie macie ochoty na przetwory, może skusicie się na świetne muffiny z gruszkami i kruszonką z granoli? Do tej pory kruszonkę robiliśmy sami, ale tym razem jakieś licho podpowiedziało nam, że słoik z granolą zawiera w sumie gotową kruszonkę. Posypaliśmy więc muffiny granolą (musli crunchy naturalne, nic nie dodawaliśmy), wstawiliśmy do piekarnika i wyszły rewelacyjne! Wierzch muffinów chrupie jak należy, a miękki, puszysty środek ze słodkimi winnymi gruszkami, pachnie i smakuje tym, co w jesieni najpiękniejsze. 
Pewnie większość gotujących też tak ma, ale my właśnie złapaliśmy się na tym, że wizyty na targu pokazują nam, jak zmieniają się pory roku - pierwsze szparagi, rabarbar i truskawki zwiastują gorące lato, a dorodne węgierki, gruszki i jabłka zapowiadają rychłe ochłodzenie. Niby jest jeszcze ciepło, słońce świeci całkiem wysoko, ale gruszki i śliwki nie kłamią. 

 

Czas przygotowania: 15 minut

Składniki:
1 duża gruszka
1 szklanka mąki pszennej
3/4 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
1 łyżka proszku do pieczenia
1 łyżka cynamonu
2 jajka
3/4 szklanki brązowego cukru
1/2 szklanki maślanki
5 łyżek oleju
3/4 szklanki granoli crunchy naturalnej

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Blaszkę wyściełamy papilotkami. Gruszkę obieramy, kroimy w kostkę. W misce mieszamy oba rodzaje mąki, proszek do pieczenia, cynamon i cukier. W drugiej misce mieszamy jajka, maślankę, olej i gruszkę. Delikatnie łączymy zawartość obu misek mieszając tylko tyle, żeby składniki się połączyły. Każdą papilotkę napełniamy masą do 3/4 wysokości, posypujemy granolą. Wstawiamy do piekarnika na 20-25 minut (po 20 minutach sprawdzamy patyczkiem czy się upiekły, a jeśli nie zostawiamy je jeszcze w piecu).

środa, 28 sierpnia 2013

Dodaj oleju rzepakowego do blogosfery - zwycięzcy

Dziękujemy wszystkim, którzy przesłali do nas przepisy z wykorzystaniem oleju rzepakowego. Olej rzepakowy okazał się składnikiem słodkich ciast, wytrawnych dań rodem z Orientu i codziennych przekąsek. Jury postanowiło nagrodzić trzy najciekawsze przepisy. Zwyciężczyniom serdecznie gratulujemy! 

1. MIEJSCE 
Cynamonowy cobbler z prażonymi jabłkami papierówkami
autor: Paulina Bączyk



2. MIEJSCE 
Tatar z łososia z awokado
autor: Małgorzata Grochowska 



3. MIEJSCE - Pierożki z zielonym serkiem 
autor: Barbara Malina-Kozak 



poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Arbuzada czyli koktajl arbuzowy

Arbuzada to świetna alternatywa dla lemoniady - zamiast masy cytryn wystarczy jeden arbuz. Jest mniej kwaśna, co dla niektórych może być zdecydowaną zaletą i ma świetny kolor. Smakuje tak, jakby się po prostu piło słodkiego, soczystego arbuza. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro w składzie jest w zasadzie tylko arbuz i sok z limonki. Arbuzada nie jest różową wodą - ma drobinki miąższu, który rozdziela się i dryfuje na powierzchni szklanek. Jeśli komuś to przeszkadza i ma za dużo czasu, może ją przelać przez gęste sito wyścielone np. gazą.
Z podanych składników otrzymamy dwie szklanki arbuzady. 



Czas przygotowania: 10 minut
Składniki:
1 kg obranego arbuza 
2 łyżeczki soku z limonki

Arbuza obieramy, usuwamy pestki, kroimy w kostkę. Wrzucamy do blendera, dodajemy sok z limonek i blendujemy. Najlepiej użyć schłodzonego arbuza - wtedy można od razu pić orzeźwiający napój. W przeciwnym razie, warto go na chwilę wstawić do lodówki.

piątek, 23 sierpnia 2013

Pomidorki koktajlowe z malinami i kozim serem

Kto wpadł na pomysł, żeby połączyć malinowe pomidory ze świeżymi malinami i kozim serem (prawdopodobnie Kozią Rurą)? Agata Wojda w Opasłym Tomie PIW-u! Takie danie było jednym z elementów menu degustacyjnego, którego próbowali ostatnio nasi przyjaciele. Wieści o tym, jakie było smaczne, rozeszły się szybko. Spróbowaliśmy więc zrobić coś "na wzór". Warto było spróbować, żeby przekonać się, że pomidory i maliny są dla siebie stworzone. Użyliśmy pomidorków koktajlowych z krzaka mamy M. (nie chcieliśmy kupować malinowych, skoro akurat dostaliśmy świeżo zerwane z krzaka). Spróbujcie! 


Czas przygotowania: 10 minut

Składniki:
2 szklanki pomidorków koktajlowych
1 szklanka malin
1 łyżka miodu
5 łyżek oleju rzepakowego lub z pestek winogron
szczypta soli
100 g rolady koziej dojrzewającej 

Pomidory myjemy, osuszamy, przekrawamy na pół. Maliny delikatnie myjemy i zostawiamy na ręczniku papierowym do osuszenia. Połowę malin blendujemy z łyżką miodu i olejem. Dodajemy szczyptę soli i mieszamy. Kozią roladę kruszymy na kawałki, dodajemy do pomidorów, obficie skrapiamy malinowym sosem. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

Chłodnik arbuzowo-pomidorowy

Kiedy jest ciepło i ostatnią rzeczą, o jakiej myślimy jest stanie nad parującym garnkiem czy otwieranie rozpalonego piekarnika, wszyscy zamieniamy się w wyznawców filozofii raw. Nie podgrzewamy, nie pieczemy, nie smażymy, nie dusimy. Po prostu, podajemy warzywa i owoce w jak najmniej przetworzonej formie. Przyznamy się, że z podziwem czytaliśmy o tych, którzy przestrzegają takiej diety przez cały rok i tkwiliśmy w błędnym - jak się okazuje - przekonaniu, że to jedzenie jest niesmaczne. Jeśli wszystkie dania raw smakują jak ten chłodnik, jesteśmy za! A przynajmniej w sezonie letnim. 
Jest w tym chłodniku dużo z klasycznego gazpacho: trochę pomidorów, trochę papryki. Taka hiszpańska nuda. Nie ma jednak ani chleba, ani czosnku, chłodnik nie jest zawiesisty. Jest za to słodkawy posmak i jeszcze większe orzeźwienie. Wszystko za sprawą arbuza - idealny mezalians warzyw i owoców. 
Przepis pochodzi z Food Network Magazine (wrzesień 2012).


Czas przygotowania: 20 minut 
Czas oczekiwania: 1 godzina 

Składniki:
4 pomidory
1 kg arbuza (bez skórki)
1 ogórek
1 papryka
1 mała szalotka
5 liści mięty
5 liści bazylii
5 łyżek oliwy z oliwek
1 łyżka octu z soku z granatów (lub 3 łyżki octu z białego wina)
sól

Pomidory myjemy, kroimy w kostkę. Arbuza obieramy, pozbywamy się pestek, kroimy w kostkę. Obieramy ogórek, wykrawamy nasionka, kroimy w kostkę. Paprykę odpestkowujemy i kroimy w kostkę. Szalotkę drobno siekamy. Liście mięty i bazylii myjemy. W misce mieszamy wszystkie warzywa i owoce, dodajemy liście bazylii i mięty, oliwę z oliwek i ocet. Partiami blendujemy zawartość miski. Na gęstym sicie odcedzamy chłodnik. Doprawiamy do smaku solą i chłodzimy w lodówce przez min. 1 godzinę. Idealnie smakuje z grissini.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Ciasto odwrócone z amarantusem i brzoskwiniami w karmelu

[WPIS SPONSOROWANY]

Tłuszcze są niezbędnym elementem naszej diety. Są one źródłem kwasów tłuszczowych oraz ułatwiają wchłanianie przez organizm człowieka witamin (dlatego na przykład do naszego świeżo wyciskanego soku z marchewki i jabłek dodajemy 1/2 łyżeczki oleju). Kiedyś uczestniczyliśmy w warsztatach o zdrowym odżywianiu, na których dietetyczka zwróciła nam uwagę, żeby włączać do swojej diety oleje z roślin pochodzących z naszego obszaru geograficznego - jako wskazane dla nas wymieniła oleje lniane, z pestek dyni i olej rzepakowy.

Co wyróżnia olej rzepakowy?
Dobrze zrównoważony stosunek kwasów Omega 3 i Omega 6 (które pozwalają utrzymać odpowiedni poziom cholesterolu) i najniższa zawartość nasyconych kwasów tłuszczowych, których powinniśmy unikać. Olej rzepakowy jest bogaty w fitosterole (które pomagają obniżać tzw. "zły cholesterol") i karotenoidy, a wśród nich - witaminę A. Ma też sporo antyoksydantów.  
Pewnie u większości z Was rodzą się teraz wątpliwości - czy to nie oliwa z oliwek miała być najlepszym olejem roślinnym? Z punktu widzenia filozofii slow-food mówiącej, że to, co rośnie najbliżej jest dla nas najlepsze, ale też z badań Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin wynika, że olej rzepakowy jest korzystniejszy dla ludzi mieszkających w naszej strefie klimatycznej. Warto oczywiście próbować różnych rodzajów oleju rzepakowego i wybrać swój ulubiony.
Pamiętamy, że podczas naszej wizyty w Siole Budy z zaciekawieniem oglądaliśmy przedruki z polskich gazet dla kobiet z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, w których były przepisy na domowe kosmetyki z wykorzystaniem właśnie oleju rzepakowego. Sugerowano, by suchą skórę dłoni posmarować ciepłym olejem, a następnie zakładać bawełniane rękawiczki, a spierzchnięte usta traktować mieszanką oleju i miodu. Na spieczoną słońcem twarz sugerowano okład z herbaty rumiankowej wymieszanej z olejem. Ciepły olej rzepakowy M. wciera sobie w zadarte skórki po kontakcie z sokiem cytrynowym. Więcej rad "urodowych" znajdziecie na stronie Pokochaj Olej Rzepakowy.


My oleju rzepakowego używamy głównie do pieczenia, bo rzadko cokolwiek smażymy. Dlatego dzisiaj przedstawiamy Wam przepis na odwrócone ciasto brzoskwiniowe z amarantusem. Brzoskwinie nie są po prostu wrzucone na dno blaszki - są przedtem oblepione bursztynowym karmelem i to właśnie przesądza o ich wyjątkowym smaku. Stopień dojrzałości brzoskwiń decyduje - jak się okazało - o ich kolorze po upieczeniu. Jeśli chcecie, żeby Wasze ciasto było słonecznie żółte, użyjcie twardych owoców. Jeśli brzoskwinie będą miękkie, ciasto z wierzchu będzie ciemniejsze - rudo-ceglane.
Amarantus i suszone wiśnie pojawiają się w naszym cieście eksperymentalnie (eksperyment wyszedł smakowicie, więc o nich piszemy). Nie są jednak niezbędne. Wiśnie nie muszą wcale przełamywać słodkiego smaku brzoskwiń, a amarantus - jeśli go nie macie - można z powodzeniem zastąpić mąką. Można też mielonymi migdałami, wtedy ciasto będzie absolutnie odświętne. 



 Czas przygotowania: 30 minut 
Czas pieczenia: 40-45 minut

Składniki:
1 łyżka masła
¾  szklanki cukru
1 łyżka wody
4 brzoskwinie
1/3 szklanki suszonych wiśni (opcjonalnie)
1 1/2 szklanka mąki pszennej
½ szklanki amarantusa ekspandowanego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 jajka
1 łyżeczka ekstraktu migdałowego (opcjonalnie)
¾ szklanki mleka
1/3 szklanki oleju rzepakowego

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza. Brzoskwinie myjemy, suszymy, przekrawamy na pół, wyjmujemy pestkę. Każdą połówkę kroimy na 3 części. Na patelnię wrzucamy masło, ½ szklanki cukru i 1 łyżkę wody, stawiamy na małym ogniu i mieszając raz na jakiś czas podgrzewamy, aż masa będzie ciemnobrązowa – zajmie to około 5-8 minut. Tortownicę smarujemy 2 łyżkami oleju, wlewamy na dno gotowy karmel, zaczynając od zewnątrz układamy brzoskwinie tak, by tworzyły jedną warstwę. Pomiędzy brzoskwinie wkładamy suszone wiśnie.
W misce mikserem na średnich obrotach miksujemy przez 2 minuty mąkę pszenną, amarantus, proszek do pieczenia, jajka, pozostały cukier (1/4 szklanki), mleko i olej. Gotową masę wylewamy na brzoskwinie, wyrównujemy za pomocą łopatki. Blaszkę wstawiamy do piekarnika, po 40 minutach sprawdzamy patyczkiem, czy się upiekło. Jeśli patyczek pozostaje suchy, ciasto wyjmujemy. Jeśli nie, pozwalamy się mu dopiec. Gotowe ciasto wyjmujemy z pieca, odstawiamy na pół godziny, a potem przekładamy na talerz.
Jak przełożyć odwrócone ciasto? Ciasto stawiamy na równym podłożu, na blaszkę kładziemy talerz do góry nogami (tak, by wierzchnia strona znajdowała się po stronie ciasta). Zakładamy rękawiczki kuchenne. Jedną ręką trzymamy blachę od spodu, a drugą talerz od góry. Zdecydowanym ruchem przewracamy blaszkę tak, by była na górze. Ciasto powinno zsunąć się na talerz. Jeśli nie chce, trzeba je znowu przewrócić (blaszka ma stać normalnie), nożem delikatnie odkrawać brzegi i powtórzyć manewr przewracania. 

czwartek, 15 sierpnia 2013

Jak idealnie ugotować kukurydzę?

Wydawałoby się, że to takie proste: kukurydzę trzeba umyć, zdjąć z niej pozostałości liści, wrzucić do wrzątku i wyjąć, kiedy będzie miękka. Ale czy wrzątek ma być osolony czy nie? I ile czasu zajmuje "gotowanie do miękkości"? Spróbujmy przejść przez to krok po kroku.


Czas przygotowania: 15 minut

Składniki:
kolby kukurydzy (1-2 na osobę)
woda
cukier
sól

Kukurydzę obieramy tak, by nie pozostawały na niej żadne "niteczki". Do garnka wlewamy tyle wody, żeby wystarczyło do przykrycia wszystkich kolb, które zamierzamy ugotować. Wodę zagotowujemy, delikatnie słodzimy (tak, słodzimy a nie solimy - 1 łyżka cukru na 1 litr wody). Sól sprawia, że kukurydza robi się twarda, a do smaku posolić ją można po ugotowaniu. Lekka słodycz w wodzie tylko lepiej wydobędzie smak gotowanych kolb.
Wrzucamy kukurydzę do garnka z wrzącą wodą, zmniejszamy ogień i gotujemy 5-10 minut. Jeśli lubimy kukurydzę delikatnie chrupiącą, wyciągamy ją z wrzątku po ok. 5 minutach. Jeśli lubimy miękkie ziarenka, wyciągamy ją z wrzątku po 10 minutach. Gdy będziemy kukurydzę gotować dłużej, zacznie znowu robić się twardsza.
Jedzenie kukurydzy ułatwiają specjalne szpikulce, które wbija się w dwa końce kolby (pokazujemy nasze na zdjęciu poniżej). Jeśli ich nie posiadacie, można równie dobrze użyć dwóch widelców. 
Ugotowaną kukurydzę możemy posmarować masłem i oprószyć solą. Możemy też na talerzu położyć masło i zanurzać w nim kolbę.
Dla urozmaicenia warto pomyśleć o masłach smakowych. Miłośnikom ostrych kąsków proponujemy na przykład czerwone masełko: 4 łyżki miękkiego masła mieszamy z drobno posiekanym ząbkiem czosnku, 1/2 łyżeczki ostrej papryki, 1/4 łyżeczki chilli, 1/4 łyżeczki rozmarynu, solą i czarnym pieprzem (do smaku). 
Czy próbowaliście kiedyś dawać kukurydzę dzieciom? Dwu- i trzylatki zajadały się przy nas kukurydzą z masłem - ale odpowiednio przygotowaną: ugotowaną kolbę kukurydzy obkroiliśmy, a ziarenka wrzuciliśmy do małych miseczek. Dzieciom dajemy łyżeczki albo wykałaczki, dzięki którym jedzenie będzie niezłą zabawą w precyzyjne nadziewanie pojedynczych ziarenek, a do tego świetną lekcją koordynacji. Z doświadczenia wiemy, że jedno dziecko bez problemu spałaszuje nawet całą kolbę.



środa, 14 sierpnia 2013

Hamburgery z czarnej fasoli

Pierwsze burgery z czarnej fasoli jedliśmy w Chicago. M. uwielbia fasolę, więc nie trzeba było jej długo zachęcać do spróbowania wege-wersji amerykańskiego klasyka. Był naprawdę znakomity i skutecznie zaspokajał głód nie powodując poczucia przejedzenia, które zdarza się po zjedzeniu wołowego burgera z cheddarem. Czarną fasolę w puszce przywieźliśmy jako pamiątkę z podróży i w końcu przyszedł czas na jej wykorzystanie. Zrobiliśmy domowe burgery z płatkami owsianymi i pestkami. Podaliśmy je na bajglach z sezamem, żeby było oryginalnie. A. dodał swojej ulubionej musztardy sarepskiej. M. nie mogła się powstrzymać i wyciągnęła z kuchennej szafki cztery rodzaje ostrego sosu z różnych rodzajów papryczek. Dlatego jej burgery były super hot. Jeśli nie macie czarnej fasoli, wykorzystajcie czerwoną.

Obserwując falę absolutnej fascynacji Polaków amerykańskim klasykiem chcemy Wam przy okazji przedstawić fragment Iskier Przewodnika Kulinarnego z 1979 roku (nieco złośliwy, lecz pełen komunistycznego uroku) właśnie na temat hamburgerów:
Narodowa potrawa Amerykanów, ciesząca się w Stanach Zjednoczonych fantastyczną wprost popularnością, lecz dla przeciętnego Europejczyka nie będąca szczególną atrakcją kulinarną. Nazwa, której pochodzenia dotąd nie udało się wyjaśnić, nie ma z Hamburgiem (miastem) nic wspólnego. Hamburgery są okrągłymi, nieco spłaszczonymi kotletami z siekanego (ewentualnie mielonego) mięsa wołowego, bez dodatku jaj i bułki. Natychmiast po usmażeniu (w małej ilości tłuszczu!) oprósza się je świeżo zmielonym pieprzem i solą i - gorące - wkłada między połówki przekrojonej okrągłej bułki. Niekiedy kładzie się na hamburgerze nieco usmażonej lub plasterek surowej cebuli, plaster pomidora lub listek sałaty. Przeważnie dekoracja ogranicza się do "kleksa" ketchupu pomidorowego. Statystyczny obywatel Stanów Zjednoczonych (wliczono niemowlęta, starców, hippisów i senatorów) zjada rocznie 550 hamburgerów (...) O hamburgerach pisze się, że są "symbolem kulinarnym Stanów Zjednoczonych". Hamburgery są rodzajem solidnej przegryzki między głównymi posiłkami i ulubionym prowiantem piknikowym oraz spędzających wiele godzin przed małym ekranem telewidzów.


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki:
2 małe puszki czarnej fasoli
1 szklanka płatków owsianych
1 jajko
1 ząbek czosnku
1/2 szalotki
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżeczka kuminu
1 łyżeczka nasion kolendry
2 łyżki posiekanych liści kolendry
1 łyżeczka chilli
1/2 łyżeczki soli
2 łyżki pestek ze słonecznika lub dyni
6 bajgli
pomidory
kiełki 

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni Celsjusza. Do moździerza wrzucamy kumin, nasiona kolendry, chilli, sól i ucieramy na jednolitą masę (chyba, że wszystkie przyprawy mamy w proszku). Szalotkę i czosnek drobno siekamy. Na patelni rozgrzewamy oliwę, wrzucamy szalotkę i czosnek i szklimy około 5 minut, wrzucamy przyprawy i mieszając podgrzewamy je 30 sekund. W blenderze miksujemy na jednolitą masę: fasolę, płatki owsiane, jajko, usmażoną szalotkę z czosnkiem i przyprawami, posiekane liście kolendry. Do gotowej masy dodajemy pestki i mieszamy łyżką. Blaszkę wyściełamy papierem do pieczenia. Wilgotnymi dłońmi formujemy 6 kotletów, układamy na blaszce i wstawiamy do piekarnika na 15 minut. Bajgle przekrawamy na pół, tostujemy. Z piekarnika wyciągamy kotlety, układamy na bułkach (możemy je teraz polać ulubionym ostrym sosem), dodajemy pomidory, kiełki. Podajemy. 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Lemon curd czyli krem cytrynowy

Lemon curd to krem cytrynowy na bazie jajek i masła. Nie wymaga wielkich kompetencji cukierniczych, a jedynie uwagi. Po prostu, trzeba mieszać krem dopóki zgęstnieje, a potem szybko przelać do słoiczka lub miseczki. Nie można go zostawić w gorącym garnuszku, bo jajka zaczną się ścinać i zamiast kremu idealnie gładkiego, jednolicie żółtego, otrzymamy żółty krem z białawymi farfoclami. Ten przepis jest wypadkową kilku przepisów znalezionych na blogach, a przypisywanych Nigelli. Jest idealny jako dodatek do drożdżówek, sernika, ciasteczek, tart, naleśników. Nie można go jednak długo trzymać w lodówce, bo nadzwyczajnie lubi przywłaszczać sobie zapachy lodówkowych sąsiadów. Słoiczek lemon curd w Marks&Spencer kosztuje 11 złotych. Możecie więc go kupić, jest zacny. Ale możecie oszczędzić i zrobić go sami.


Czas przygotowania: 7 minut

Składniki:
3 jajka
3/4 szklanki świeżego soku z cytryny
1/3 szklanki cukru
4 łyżki masła

Z cytryn wyciskamy sok, wlewamy do rondelka, dodajemy cukier, masło. Jajka roztrzepujemy w miseczce, dodajemy do garnuszka. Cały czas mieszając podgrzewamy masę na małym ogniu, a kiedy pojawią się na jej powierzchni bąbelki gotujemy ciągle mieszając  kolejne 5 minut. Gęsty krem wlewamy do czystego słoiczka. Studzimy i wykorzystujemy wedle potrzeb i uznania.

sobota, 10 sierpnia 2013

Pokochaj olej rzepakowy - Konkurs

Drodzy Czytelnicy!

Mamy dla Was ciekawy konkurs w ramach akcji Dodaj oleju rzepakowego do blogosfery. Składnik całkiem rozpowszechniony w naszych kuchniach. Wystarczy, że opowiecie, do czego warto go użyć.

Do dnia 20 sierpnia prześlijcie na nasz adres mailowy (znajdziecie go w Regulaminie) przepis na danie z wykorzystaniem oleju rzepakowego. My wybierzemy 10 najciekawszych propozycji, a główny organizator konkursu wybierze spośród nich 3 najlepsze przepisy, których autorzy staną się posiadaczami wspaniałych nagród widocznych na zdjęciach poniżej.

Przed przystąpieniem do konkursu prosimy o dokładnie zapoznanie się z regulaminem dostępnym TUTAJ. W konkursie wezmą udział osoby, które wraz z przepisem prześlą oświadczenia o których mowa w Regulaminie. Przeczytajcie wzorcowe wersje w regulaminie i wklejcie (wraz z podpisem) do treści wiadomości z przepisem.

Czekamy na Wasze pomysły!


czwartek, 8 sierpnia 2013

Spaghetti al pomodoro fresco

Co by tu zjeść w taki upał? Jeśli w ogóle jeść, to chyba dopiero późnym popołudniem. Albo w klimatyzowanym pomieszczeniu... Proponujemy coś prostego i absolutnie bezmięsnego. Makaron z sosem ze świeżych pomidorów. Chcecie przekonać jak świeżych? Pokazujemy je na drugim zdjęciu, tuż przed wrzuceniem na patelnię wisiały jeszcze na krzaku w ogrodzie rodziców M. Właśnie dojrzewają tam masowo piękne pomidory - żółte, pomarańczowe i czerwone. Niektóre są tak nabrzmiałe, że zaczynają pękać na krzakach. Ich smak jest intensywny i uzależniający. Wyobraźcie sobie jak pachną tuż po zdjęciu z krzaka, zwłaszcza w tym miejscu, w którym wyrastają z gałązki...
Teraz możecie sobie wyobrazić jak smakuje makaron z sosem z najświeższych pomidorów pod słońcem. Wystarczy odrobina szalotki, czosnku, oliwy z oliwek, oregano i parmezanu - i możecie poczuć się jak we Włoszech.
My poczuliśmy się zainspirowani krótkim filmikiem z YouTube'owego kanału Jamiego Olivera, w którym charyzmatyczny Włoch Gennaro Contaldo pokazuje jak zrobić Chilli-Tomato Taglierini. Zerknijcie sami i przekonajcie się, jakie to proste.
Jeśli macie dostęp do świeżych pomidorów (nie muszą być z własnego ogrodu; może znajdziecie właściwe na targu), koniecznie zróbcie ten makaron. A potem domowy ketchup - my już wkrótce uruchamiamy domową manufakturę.


Czas przygotowania: 20 minut

Składniki:
200 g spaghetti 
1 kg świeżych pomidorów
4 łyżki oliwy z oliwek
2 ząbki czosnku
1/2 szalotki
sól
pieprz
świeże oregano
parmezan


Pomidory myjemy, nacinamy je na krzyż od spodu. Zagotowujemy garnek wody, wyłączamy. Wkładamy do wrzątku pomidory, czekamy 1-2 minuty, wyciągamy pomidory z wody i ostrożnie zdejmujemy skórkę. Kroimy w dużą kostkę (wycinając łykowaty środek). Cebulkę i czosnek drobno siekamy. Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek, dodajemy posiekaną cebulę, nieco później czosnek i szklimy na wolnym ogniu około 4-5 minut, przy okazji delikatnie soląc. Do miękkiej cebuli dodajemy pokrojone pomidory i dusimy je na średnim ogniu mieszając co jakiś czas, aż sos się zagęści - po jakimś czasie pomidory rozpadną się same, więc nie trzeba ich blendować.
Jeśli macie pomidory z ogrodu albo kupiliście cały kiść pomidorów z gałązką, umyjcie tę gałązkę, potrzyjcie ją trochę pomiędzy dłońmi i dodajcie na minutę do gotującego się sosu (potem można ją wyjąć i wyrzucić, gdy odda swój intensywnie pomidorowy aromat).
Sos doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Makaron gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Gotowy makaron mieszamy z sosem, wykładamy na talerze, posypujemy świeżo posiekanym oregano i parmezanem. 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Brzoskwinia w sosie z nalewką pigwową

Brzoskwinie na drzewie naszego kuzyna już dojrzały, więc postanowiliśmy zrobić z nich bardzo szybki i prosty deser. Jego magia tkwi w połączeniu słodyczy dojrzałych owoców i aromatycznej cierpkości nalewki z pigwy. Jeśli nie dysponujecie pigwówką, spróbujcie brzoskwiń z wiśniówką lub aroniówką. Świetnie smakują z lodami lub delikatnie słodzoną ricottą.



Czas przygotowania: 10 minut

Składniki:
1 brzoskwinia
1 łyżeczka masła
2 łyżki nalewki pigwowej
kilka listków świeżej mięty

Brzoskwinię myjemy, przekrawamy na pół. Każdą połówkę od strony pestki nacinamy wzdłuż. Na patelnię wrzucamy masło, dolewamy nalewkę, podgrzewamy aż się rozpuszczą i zmieszają. Kładziemy brzoskwinie skórką do dołu i na wolnym ogniu podsmażamy, aż spód zmięknie (czas zależy od dojrzałości owocu). Przewracamy, podgrzewamy jeszcze 30 sekund, zdejmujemy na talerze. Obsypujemy posiekanymi listkami mięty.

sobota, 3 sierpnia 2013

Tarta z malinami na migdałowym spodzie

Niedzielny obiad? Imieniny? Wizyta teściowej? Oto tarta doskonale sprawdzająca się w takich okazjach - wygląda jakby wymagała kilku godzin ciężkiej pracy, a można ją przygotować naprawdę szybko. Radzimy spód upiec wieczór wcześniej, a następnego dnia zrobić krem. Chociaż krem można również przygotować dzień wcześniej i przechowywać w lodówce. Wtedy wystarczy przed przyjściem gości posmarować kremem upieczony spód i udekorować owocami. Dla oszczędności czasu krem można zrobić, kiedy spód jest w piekarniku.
Proponujemy aby przygotować tartę na migdałowym spodzie - ma niepowtarzalny aromat nieco przypominający ciasteczka amaretti. Jeśli jednak nie macie mielonych migdałów, zastąpcie je mąką i przygotujcie tradycyjne kruche ciasto. 

 
Czas przygotowania: 50 minut
Czas oczekiwania: 2 godziny

Składniki:
Kruche ciasto:
1/2 kostki zimnego masła
2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki zmielonych migdałów
2 łyżki cukru
3 łyżki lodowatej wody

Krem:
1 szklanka mleka
1/2 szklanki cukru
3/4 szklanki maślanki
3 łyżki skrobi ziemniaczanej
2 żółtka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
400 g malin


Mąkę mieszamy z cukrem i zmielonymi migdałami (w niektórych sklepach internetowych można kupić mąkę migdałową, można też zmielić migdały samodzielnie). Dodajemy posiekane masło i mieszamy aż powstanie grudkowata masa. Dodajemy wodę i wyrabiamy tylko do połączenia składników. Z ciasta formujemy kulę, owijamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki na godzinę. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 150 stopni Celsjusza. Ciasto wałkujemy na okrąg lub prostokąt odpowiadający kształtowi formy do tarty. Gotowy płat ciasta wkładamy do formy, doklejamy do brzegów, nakłuwamy widelcem i wstawiamy do piekarnika na 15-20 minut (aż do zezłocenia). Wyjmujemy i studzimy.
Przygotowujemy krem. Zagotowujemy  mleko z cukrem. W oddzielnej miseczce mieszamy żółtka, pół szklanki maślanki, skrobię ziemniaczaną. Ciągle mieszając wlewamy do gotującego się mleka zawartość miseczki i nie przerywając mieszania doprowadzamy do wrzenia (na powierzchni pojawią się bąbelki), zdejmujemy z ognia. Gotowy krem mieszamy z pozostałą maślanką i ekstraktem waniliowym, przekładamy do miseczki i przykrywamy folią spożywczą tak, by dotykała powierzchni kremu. Studzimy.
Maliny myjemy i wykładamy na ręcznik papierowy do osuszenia. Na spód tarty wylewamy krem wyrównując nożem powierzchnię, na wierzchu układamy maliny. Przechowujemy w lodówce.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Buza

Skąd jesteście? My pochodzimy z miasta śledzi i... legendarnej buzy. Buza to napój na bazie kaszy jaglanej, który w przedwojennym Białymstoku można było skosztować "u Makiedońców", czyli Macedończyków, którzy serwowali go nieopodal rynku zawsze w towarzystwie kawałeczka chałwy. O buzie zapomniano, skutecznie wyparły ją PRL-owskie oranżady w dymionych butelkach, syfony, saturatory, a potem Ptyś i Krynka (z rozlewni wód w Krynkach). Kilka lat temu Białystok przypomniał sobie o buzie (i białysach, o których jeszcze napiszemy na blogu). Można jej skosztować np. w Kawiarni Esperanto, która mieści się w ratuszu - szklaneczka kosztuje 3 zł, z chałwą - 5 zł.


Smak buzy odkryliśmy właśnie tam. Zaintrygowani napojem, opowiadaliśmy o nim rodzicom, którzy ze stoickim spokojem powiedzieli, że przecież ich babcie robiły buzę latem niemal co tydzień. Poszliśmy więc do Esperanto wszyscy. Mama A., znana z powściągliwości, powiedziała, że ta buza nie do końca jest taka, jaką robiła jej babcia. Tata M., znany z niepohamowanej szczerości, powiedział "To g*** - nie buza". Okazało się, że znana rodzicom buza była gęsta niczym zsiadłe mleko lub świeża śmietana.
Postanowiliśmy wziąć więc byka, a raczej buzę, za rogi i zrobić rodzicom dokładnie to, co pili w dzieciństwie. Znaleźliśmy przepis na stronie Białostockiego Szlaku Kulinarnego, który cytuje też Gotowanie na gazie słusznie zauważając, że w przedwojennym Białymstoku na pewno do buzy nie dodawano esencji cytrynowej czy kwasku cytrynowego, ale prawdziwe cytryny. Wypróbowaliśmy, rodzice spróbowali i znowu orzekli, że to zdecydowanie nie to. Wtedy znaleźliśmy przepis u Smacznej Pyzy, która przepis dostała od laureatki konkursu "Nasze Kulinarne Dziedzictwo - Smaki Regionów". Byliśmy przekonani, że skoro ten przepis zdobywa laury, to na pewno jest to na pewno ten sam przepis, z którego korzystały nasze prababcie.
Po raz kolejny nastawiliśmy buzę. - Jeszcze za rzadka - odrzekli rodzice. - Ale w smaku przynajmniej lepsza od poprzednich. Wzięliśmy ich wskazówki do serca, podwoiliśmy ilość kaszy w przepisie, odjęliśmy trochę soku z cytryny (to kwestia gustu, bo niektórzy lubią kwaśne napoje) i czekaliśmy. Udało się wreszcie!
Przedstawiamy więc Wam przepis na buzę, którą nasi rodzice pili jako dzieci; buzę, którą robiły nasze babcie i prababcie. Nie ma w niej kwasku cytrynowego, nie ma ryżu. Jest naturalna, pięknie buzuje i... fermentuje po 3-4 dniach, więc trzeba ją pić szybko. Idealnie gasi pragnienie latem, jest doskonałą alternatywą kwasu chlebowego i podpiwku. I naprawdę świetnie łączy się z chałwą. 


Czas przygotowania: 1 godzina
Czas oczekiwania: 1 dzień

Składniki:
300 g kaszy jaglanej
5 szklanek wody do kaszy
3 g drożdży
250 g cukru
3 cytryny
3 litry wody
1/2 szklanki rodzynek

Kaszę zalewamy 5 szklankami wody i gotujemy na małym ogniu do miękkości. Jeszcze gorącą przecieramy przez sito o drobnych oczkach. W oddzielnym garnku zagotowujemy 3 litry wody z cukrem, studzimy, dodajemy przetartą przez sito kaszę (jeśli zrobią się grudki, można rozbić je blenderem lub trzepaczką)  i  sok wyciśnięty z cytryn. Odlewamy 1/2 szklanki wody z kaszą, delikatnie ją podgrzewamy, aby była ciepła i dodajemy drożdże. Mieszamy do rozpuszczenia, przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy do spienienia na 5 minut. Drożdże dolewamy do pozostałego płynu, dokładnie mieszamy. Na dno każdej butelki (najlepiej szklanej z kapslem, ale mogą też być plastikowe) wsypujemy kilka rodzynek, zalewamy świeżą buzą do 3/4 wysokości butelki (nie więcej - mikstura musi mieć miejsce, żeby buzować), zakręcamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na 24 godziny. Potem butelki wkładamy do lodówki. Buzę podajemy schłodzoną, najlepiej z dobrą chałwą.