Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słone. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słone. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 listopada 2018

Hummus z brukselką w miodzie i granatami

Brukselka - dla jednych zmora, bo zabiedzona rozciapciana mała kapustka nie wnosiła do zupy nic prócz goryczy. Dla innych - wielka miłość. Dla mnie - nowe odkrycie. 


Nie będę oryginalna pisząc, że nie lubiłam brukselki. Owszem była piękna i fascynująca. Lubiłam obierać listek po listku i sprawdzać jak natura pięknie wymyśliła tę roślinę. Jednak na samą myśl o gorzkiej dziwnie rozłażącej się pod językiem kulce, która skutecznie psuła smak jarzynowej dostawałam dreszczy. Jakieś 6 lat temu Adam oglądając jakiś program kulinarny zarządził zblanszowanie brukselki, a potem przesmażenie jej z boczkiem. Jakie to było cudowne, odkrywcze i dobre. Jednak dla mnie zawsze takimi testerami smaku są dzieci. Upiekłam więc im brukselkę z octem balsamicznym, ziemniakami i winogronami zgodnie z przepisem z książki "Miska Smaku". Podałam im to kiedy wrócili wygłodniali do domu. Ziemniaki i winogrona zjedli chętnie, brukselkę trochę mniej, ale nie pluli nią! To dobry znak.

Dla dorosłych brukselka z hummusem to po prostu świetny pomysł na lunch i dodatkowe witaminy. Upieczona z dodatkiem miodu jest niesamowicie dobra i pięknie gra ze smakiem sezamu. Dla nas było to kolejne bruselkowe odkrycie.

Jeśli macie więcej czasu i ochoty na kuchenne zabawy to możecie hummus przykryć pojedynczymi listkami brukselki. Pamiętam jak kiedyś Marek Flisiński, szef kuchni Water&Wine, poprosił mnie, żeby obierała brukselkę. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Potem pokazał im, że potrzebuje dużej miski listków. Do miski wlał lodowatą wodę, a ja pieczołowicie obierałam listek po listku. Potem te listki wpadły do wrzątku na 20 sekund, a potem znowu do lodowatej wody. Ich kolor był nieziemsko zielony, były chrupiące i piękne. Hummus obsypany brukselkowymi liśćmi jest piękny. Zajmuje to wszystko jednak trochę więcej niż pół godziny. Tyle właśnie czasu przeznaczamy na przygotowanie śniadaniówek. Możecie jednak spróbować tego tricku prosto z serca jednej z najlepszych restauracji w Polsce.


Składniki:
1 puszka ciecierzycy
2 łyżki tahini
szczypta soli
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka soku z cytryny

100 g brukselki
1 łyżka oliwy
1 łyżeczka octu balsamicznego
1 łyżeczka miodu
2 łyżki granatu
orzechy laskowe


1. Ciecierzycę miksujemy z tahini, solą, mielonym kminem, czosnkiem i sokiem z cytryny. Masa musi być gładka.

2. Brukselkę mieszamy z oliwą i octem balsamicznym. Wstawiamy do pieca na 180 stopni na 20 minut lub przesmażamy na patelni 10 minut.

3. Wyciągamy warzywa z pieca. Skrapiamy miodem.

4. Hummus wkładamy do pojemnika, dodajemy brukselkę, posypujemy ziarnami granatu i orzechami. 

środa, 31 października 2018

Hummus z pieczoną dynią, burakiem i pistacjami

Nie ma lepszej pory roku na dynię niż listopad. Dynia to nie tylko witaminy, ale też zniewający kolor.  Tak potrzebny w jesienne dni pracy.


Czy można zrobić hummus z dynią i burakiem w pół godziny? Widziałam to powątpiewające spojrzenie Adama, któremu zakomunikowałam co zamierzam zrobić mu na lunch do pracy. Hummus to oczywiste, ale dynia z burakiem. To przecież zajmuje tak dużo czasu. Jest jednak sposób na dynię. Jest też sposób na pieczonego buraka. Dynię hokkaido (lub piżmową) obieramy i kroimy w małe kawałki. Oprószamy solą i pakujemy w folię aluminiową. Podobnie postępujemy z burakiem - obieramy go, kroimy w małe kawałki, zawijamy w folię. Wszystkie warzywne paczuszki wkładamy do piekarnika na pół godziny. Jeśli burak będzie pokrojony w małą kostkę spokojnie się upiecze.

W pół godziny, niestety, nie da się namoczyć, ugotować i zmiksować ciecierzycy. Dlatego dzisiaj hummus zrobiłam z ciecierzycy z puszki. Żeby zmniejszyć wyrzuty sumienia kupiłam tę ekologiczną. Czy robię aquafabę z wody po ciecierzycy? Sama nigdy nie robię ani bezików ani wegańskiego majonezu. Próbowałam ich i są naprawdę dobre, więc jeśli macie ochotę ich spróbować to nie wylewajcie płynu z puszki do zlewu!

Pieczona dynia i pieczony burak to nie wszystko. Potrzeba jeszcze miodu, odrobiny octu jabłkowego, kuminu i kapkę rozmarynu. Oraz kilka pistacji. Wtedy hummus będzie po prostu zniewalający!

Przepis powstał we współpracy z restauracją Water and Wine


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki:
1 puszka ciecierzycy
2 łyżki tahini
szczypta soli
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka soku z cytryny

plaster dyni (ok. 100 g)
1/4 łyżeczki rozmarynu
1 mały burak
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka octu jabłkowego

1. Ciecierzycę miksujemy z tahini, solą, mielonym kminem, czosnkiem i sokiem z cytryny. Masa musi być gładka.

2. Dynię obieramy, kroimy w kosteczkę, oprószamy odrobiną soli i zawijamy szczelnie w folię alumioniową. To samo robimy z burakiem. Warzywa wstawiamy do pieca na 180 stopni na 30 minut.

3. Wyciągamy warzywa z pieca. Dynię oprószamy rozmarynem. Buraka mieszamy z miodem i octem.

4. Hummus wkładamy do pojemnika, dodajemy warzywa, posypujemy obranymi pistacjami.

piątek, 12 października 2018

Duńskie bułeczki z ogniska, czyli snobrød w praktyce

Ognisko zwykle kojarzy nam się z kiełbaską, pieczeniem chleba czy ziemniaków. W Danii na ognisku piecze się pszenne bułki oplecione wokół patyka. 


Z zakręconymi na patyk bułeczkami spotkaliśmy się po raz pierwszy podczas festiwalu Kulinarnego w Odense. Wielkie plastikowe pudełko wypełnione było surowym drożdżowym ciastem. Każdy mógł sobie wziąć patyk, trochę ciasta i zawinąć je wokół rzeczonego patyka. Potem ostrożnie trzeba patyk umieścić nad żarem (a nie ogiem) i czekać.

Pieczenie snobrød jest niesamowitym doświadczeniem. Patyk nie może dotykać ognia, bo ciasto się przypali i będzie niejadalne. Zbyt mały żar nie przypiecze ciasta i nici z bułeczki. Jest o co się starać. Mocno chrupiące i zapieczone z zewnątrz bułeczki są niesamowicie miękkie w środku. Są po prostu pyszne i naprawdę warto się z nimi trochę pogimnastykować. Z doświadczenia napiszę, że lepiej patyk trzymać w pozycji poziomej. W przeciwnym razie bułka spada i trawi ją ogień. Trzymanie ciasta nad zbyt małym żarem może sprawić, że zacznie brzydko wysychać lub co gorsza spływać z patyka (bo będzie ciepło, ale niewystarczająco, żeby ciasto upiec).

Do tej pory nie zauważyliśmy żadnych większych dodatków do snorebrod niż ketchup. Większość ludzi po prostu jadła gorące bułki prosto z patyka bez żadnych dodatków. Wydaje nam się, że odrobina solonego masła z czosnkiem byłaby idealna.



Czas przygotowania: 5 minut

Składniki:
1 ¼ szklanki wody
25 g świeżych drożdży
1 łyżka cukru
1 łyżeczka soli
½ kg mąki pszennej

1. Do miski kruszymy drożdże, dodajemy cukier i ciepłą wodę. Mieszamy i czekamy, aż drożdże ruszą.
2. Do drożdży dodajemy mąkę i sól. Wyrabiamy ciasto, aż będzie odchodziło od ręki.
3. Zostawiamy do wyrośnięcia na minimum pół godziny.
4. Odkrywamy kawałek ciasta, formujemy z niego wałek i zawijamy wokół patyka. Ciasto musi przykleić się do patyka.
5. Pieczemy nad żarem, aż będzie z zewnątrz zapieczone, a w środku upieczone (trzeba to delikatnie sprawdzić).



niedziela, 30 września 2018

Pieczona pita i warzywa, czyli ulubiona śniadaniówka naszych dzieci

Nigdy nie przyszło nam do głowy, że w taki prosty sposób możemy zachęcić dzieci do jedzenia warzyw. Ręce to słowo klucz.


Pewnego dnia dostaliśmy ze szkoły wiadomość. Nauczyciele prosili, żeby rodzice przyjrzeli się śniadaniówkom dzieci. Delikatnie sugerowali, że niektóre dzieci dostają rzeczy, których nie lubią i są przez cały dzień głodne. Zachęcali do rozmowy z dziećmi, sporządzenia listy ulubionych smaków i przygotowania takiej śniadaniówki, którą spokojnie można zjeść palcami. Wśród pomysłów był hummus z warzywami i serek. Poszliśmy za tym tropem. Zapakowaliśmy im do szkoły hummus, pokroiliśmy warzywa i dorzuciliśmy kilka pełnoziarnistych krakersów. Do domu wrócił hummus, który ewidentnie był słabym ogniwem śniadaniówki. Kilka dni później nie mieliśmy w lodówce prawie niczego oprócz światła. Wieczorem lał deszcz, więc naprawdę nie mieliśmy ochoty wychodzić po zakupy. Wtedy też upiekliśmy kawałki pity, bo dzieci lubią chrupiące pieczywo. Pokroiliśmy w paski warzywa (potem dowiedzieliśmy się, że tylko czerwona papryka jest jadalna). Do małego pojemniczka daliśmy serek typu philadephia. Adam sugerował dodatnie masła orzechowego lub tahiny. Tak byłoby pewnie smaczniej. Jednak jedno dziecko w klasie ma koszmarną alergię na orzeszki ziemne i nikt nawet nie próbuje ich przynosić do szkoły.

Popołudniu zobaczyliśmy puste śniadaniówki. Usłyszeliśmy też, że to było najlepsze drugie śniadanie. Bo super kolorowe, bo chrupało, bo można było bezkarnie oblizywać palce. Warzywami można się też było podzielić i wymieniać (zielona papryka za czerwoną...)

Nam w tej śniadaniówce najbardziej jednak smakowała pita. Jest inna niż zwykłe krakersy czy pieczywo ryżowe. Upieczona, doskonale nadaje się do serków, past, hummusów i świeżych warzyw. Nie mięknie tak łatwo, a to ogromna zaleta kiedy trzeba ją przechowywać z marchewkami i ogórkami. Warzywa koniecznie krojcie w cienkie paski lub małe kawałki. Ładniej wyglądają i dzieciom smakują znacznie bardziej niż np. pół marchewki. Takie paseczki łatwiej też zanurzyć w serku. Ze względu na dobro otoczenia nie próbujcie do śniadaniówek wkładać pieczonych buraków (zwykle spadają na jakieś jasne spodnie kolegi).

Wpis powstał we współpracy z Cisowianką i restauracją Water&Wine


Czas przygotowania: 20 minut

Składniki na 1 porcję:

1 pita
1 łyżka oliwy z oliwek
1 marchewka
1/2 papryki
1/2 ogórka świeżego
2 łyżki serka typu philadephia 
ew. 1 łyżeczka masła orzechowego lub tahiny

1. Pitę kroimy w trójkąty, smarujemy oliwą z oliwek i pieczemy ok. 5 minut w 200 stopniach Celsjusza.

2. Pitę studzimy.

3. Warzywa myjemy i kroimy w paseczki.

4. Jeśli możemy i chcemy, serek mieszamy z masłem orzechowym lub tahiną i przekładamy do pojemnika.

piątek, 31 sierpnia 2018

Ziemniaki w soli i matias, czyli najlepszy lunch do pracy

Lunch do pracy nie musi być kanapką i zwykłą sałatką. Lunch do pracy powinien mówić "to jest twój czas na odpoczynek. Należy Ci się."



Przyznamy szczerze - lunch w pracy zawsze wydawał nam się jakimś mitem. Czy można porządnym posiłkiem nazwać jedzenie czegoś pośpiesznie przy biurku czy stoliku w trakcie przemieszczania się z jednego miejsca w drugie? O tym jak przyjemny może być lunch w pracy przekonaliśmy się w Danii. Punktualnie o 12:00 wszyscy pracownicy naukowi wydziału spotykają się w stołówce, żeby wspólnie zjeść i porozmawiać. Większość z nich ma pudełka przyniesione z domu. W nich jest zawsze mnóstwo warzyw, jakiś owoc, słynne kanapki z wieloma składnikami lub sałatki. W takich okolicznościach nie wypada po prostu na szybko czegoś w siebie wrzucić. W takich okolicznościach posiłek staje się prawdziwym rytuałem - momentem w którym nie tylko zaspakajasz swój głód, ale tworzysz jakąś wspólnotę. Trochę jak w domu kiedy wszyscy zasiadają do stołu i nareszcie mają czas porozmawiać (i się pokłócić, i powspierać, i pocieszyć). 

Dlatego też zawartość pudełka nie może być przypadkowa. W szkole naszych dzieci od pierwszego dnia proszono, by włożyć nieco wysiłku w przygotowywanie lunchu dla uczniów. Żeby to było coś urozmaiconego, zdrowego, pożywnego. Nasze dzieci uwielbiają śledzie, więc ziemniaki w soli z matjasem i jajkiem to dla nich prawdziwy rarytas. My ten przepis przygotowaliśmy z myślą o naszych nieco starszych pracujących Czytelnikach. Podajemy Wam recepturę na "szybkie i ekonomiczne ziemniaki". Dlaczego? Dlatego, że gotujemy je w mocno osolonej wodzie tylko przez 10 minut, a kolejny kwadrans ziemniaki sobie już tylko dochodzą w tym wrzątku. Idealnie by do tego pasowały ziemniaki z ogniska - takie jakie kiedyś przygotował szef Marek Flisiński w restauracji Water&Wine. Niestety, przygotowywanie ogniska nie jest w naszym zasięgu. Na szczęście, pozostaje sól i porządne matiasy - o tym jak wybrać te najlepsze przeczytajcie koniecznie tutaj! 

Przepis powstał we współpracy z restauracją Water&Wine. Jeśli szukacie miejsca na niezwykłą kolację to koniecznie musicie tam pojechać. Na naszym blogu znajdziecie kilka relacji z kolacji przygotowanych przez szefa Marka Flisińskiego, Kamila Raczyńskiego i ich zespół. Czytając je przekonacie się, że Water&Wine to coś więcej niż miejsce z dobrym jedzeniem. 


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki na 2 porcje:
300 g drobnych ziemniaków
2 łyżki soli
250 g matiasa
1/2 czerwonej cebuli
2 jajka na twardo
3 łyżki śmietany 12%
świeży szczypior
pieprz


1. Do garnka wkładamy ziemniaki w skórce (porządnie umyte), wsypujemy sól. Zalewamy wodą tak, by przykryła ziemniaki. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy 10 minut. Przykrywamy i zostawiamy pod przykryciem na kwadrans. 

2. Jajka gotujemy na twardo. Obieramy. Kroimy. 

3. Matiasy kroimy w kostkę. Cebulę siekamy.

4. Ziemniaki ocedzamy, stawiamy na ogień i raz po raz je podrzucając odparowujemy wodę. Ziemniaki będą miały pomarszczoną skórkę. 

5. Gotowe ziemniaki studzimy. Delikatnie je kroimy na mniejsze kawałki. Dodajemy matiasy, jajka, śmietanę, posiekany szczypior. Doprawiamy do smaku pieprzem. 

wtorek, 31 lipca 2018

Jagody z boczkiem, czyli nasz nowy sposób na letnią sałatkę

Myślisz, że to kolejna nudna sałatka? Myślisz, że boczek z jagodami to jakaś pomyłka? Spróbuj!


Widok świeżych jagód przywołuje słodkie wspomnienia - letnich placków brudzących paluchy, makaronu ze śmietaną, który miał najpiękniejszy kolor dzięki jagodom. Jagody to też zupa owocowa, która spektakularnie plami ubrania właśnie po to, by pamiętać o niej w długie zimowe wieczory. Zupa, makaron, placek, pierogi - jagody kojarzą się wyłącznie ze słodkimi daniami. Skąd więc boczek?

Boczek to nasza mała słabość. Szczególnym afektem darzymy taki cienki, chrupiący boczek z miękkim środkiem (brzmi zupełnie jak dobra beza, prawda?) Jakieś 6 lat temu, kiedy mieszkaliśmy w USA, zapanowała tam nieuleczalna zupełnie empidemia klonowej boczkomanii. Gdzie się człowiek nie odwrócił tam widział boczek z syropem klonowym - w śniadaniu z jajkami, na lunchu w kanapce, w cukierni na cupcakes i w lodach. U nas na blogu boczek wylądował w ciateczkach. Skoro boczek tak cudowne smakuje z syropem klonowym (i miodem też) to pewnie dobrze smakuje z jagodami, pomyśleliśmy. Ponieważ działamy dość spontanicznie, szybciutko podsmażyliśmy boczek i spróbowaliśmy go ze świeżymi jagodami. Cudowność - jest troszeczkę słono, ale za chwile kwaśne zwykle jagody pękają i oblewają boczek swoim słodkim sokiem. Tak, proszę Państwa, działają przeciwieństwa smakowe. Coś, co wydaje nam się nieco kwaskowate dzięki ciupińce słonego nagle staje się słodyczą. Takie łączenie smaków podpatrzyliśmy w restauracji Water&Wine u szefa Marka Flisińskiego. Karmel z miso? Oczywiście. Lody z kwiatem soli? Naturalnie! Dzięki takim niezwykłym doświadczeniom smakowanym wiedzieliśmy, że jagody i boczek muszą się udać.  Tyle, że kto będzie jadł sam boczek z jagodami? 

Okazuje się, że skoro pomidory są stworzone wprost do łączenia ich na podniebiu z malinami (i kozim serem jak tutaj) czy czereśniami (jak tutaj) to i jagody są dla nich dobrym kompanem. Dla urozmaicenia dodaliśmy awokado i podaliśmy sałatkę w liściach sałaty. To nasz ukłon w stronę akcji No Waste (i jeszcze większy ukłon w stronę jedzenia palcami, które uwielbiamy). Uwierzcie, nikt do tej pory nie jadł czegoś takiego. Jagód w sałatce. Zachwytom nie ma końca - spróbujcie na gościach. 

P.S. W trakcie pisania tego przepisu wpadło mi do głowy, by następnym razem zrobić jagodowy sos do sałatek. Albo grillowanego mięsa...

Co zrobić żeby sałata była soczyście zielona i chrupiąca? 
Trzeba ją umyć w zimnej wodzie (wkładając liście), a następnie na 5 minut włożyć do miski wypełnionej kostkami lodu i lodowatą wodą. 


Czas przygotowania: 20 minut
Składniki na 4 porcje:

4 małe liście sałaty rzymskiej
100 g boczku wędzonego
1 małe dojrzałe awokado
8 pomarańczowych pomidorków
4 czerwone pomidorki
1/2 szklanki jagód

sos:
4 łyżki oleju rzepakowego tłoczonego na zimno
1 łyżka octu jabłkowego
1 łyżeczka miodu
1/2 łyżeczki musztardy

1. Sałatę myjemy w zimnej wodzie i na 5 minut wkładamy do miski z zimną wodą z lodem. W międzyczasie przygotowujemy boczek. 

2. Boczek kroimy w cienkie paseczki i na wolnym ogniu smażymy, aż stanie się chrupki - około 4 minut.

3. Sałatę wyciągamy z miski i osuszamy. 

4. Pomidorki kroimy w kosteczkę, podobnie awokado. 

5. Jagody myjemy i suszymy. 

6. Składniki sosu (oprócz oleju) wlewamy do miseczki. Ciągle mieszając wolno dolewamy olej, aż powstanie gęsty sos. 

7. Na liściach sałaty układamy boczek, awokado, pomidorki i jagody. Skrapiamy sosem. 

czwartek, 21 czerwca 2018

Fasolka szparagowa, czyli lunch w kwadrans

Kiedy kończą się szparagi na pocieszenie pojawiaja się ona - dwukolorowa fasolka szparagowa. Można ją gotować, smażyć i zapiekać. My wrzuciliśmy ją do lunchboxa. 



Jak gotować fasolkę szparagową?

To proste. Weź garnek, zagotuj w nim wodę i dodaj tyle soli, żeby smakowała jak woda morska. Tak, trzeba będzie spróbować. Wrzuć fasolkę (ja obcinam końcówki, ale nie jest to konieczne) i gotuj około 10 minut. Ja lubię fasolkę al dente, taką którą stawia opór. Jeśli wolisz fasolkę mięciutką jak makaron z rosołu, zostaw ją we wrzątku na kolejne 2 minuty. Potem przelej lodowatą wodą (jeśli chcesz, żeby pozostała chrupka) i już.

Fasolki i szparagi owinięte w pieczone liście i skropione olejem były jedną z przystawek w restauracji Water&Wine. Zachwyciłam się tym, jak wspaniale smakuje prostota. Przecież warzywa i olej to coś, co mamy na wyciągnięcie ręki, co nie wymaga jakichś kuchennych akrobacji. Czasem te najprostsze rozwiązania są najgenialniejsze w smaku.

Naszą fasolkę w dwóch kolorach skropiliśmy olejem rzepakowym tłoczonym na zimno, posypaliśmy odrobiną sera pleśniniowego i hojną ilością orzechów włoskich. Wszystko włożyliśmy do lunchboxa i zabraliśmy do pracy. Prościej i lepiej się chyba nie da.


Czas przygotowania: 15 minut

Składniki:
100 g fasolki zielonej
100 g fasolki białej
2 łyżki sera pleśniowego
3 łyżki orzechów włoskich
2 łyżki oleju rzepakowego tłoczonego na zimno

1. Fasolkę dokładnie myjemy i możemy uciąć im końcówki.
2. W garnku zagotowujemy wodę i solimy tak, by smakowała jak woda morska.
3. Wrzucamy fasolkę i gotujemy na małym ogniu, aż będzie al dente (około 10 minut).
4. Przelewamy fasolkę zimną wodą.
5. Odcedzamy dokładnie.
6. Fasolkę skrapiamy olejem, posypujemy orzechami i serem.

sobota, 9 czerwca 2018

Wiosenny ogród Water&Wine

Ogrody lubię raczej podziwiać niż się nimi zajmować. Jest jednak jeden ogród pośrodku którego mogłabym zamieszkać – to ogród ze wspaniałą restauracją.


fot. Maciej Stankiewicz

Water&Wine to miejsce tuż obok Nałęczowa stworzone przez Cisowiankę. Byliśmy tam na wiosnę tylko raz – dwa lata temu. O naszej ówczesnej wizycie możecie przeczytać w tym tekście. W tym roku pojechałam tam ponownie. Nie sama, oczywiście! Były wszystkie Damy W&W – Magda, Maia, Agata, Sylwia, Kasia, Agata i nasz ulubiony fotograf Maciej Stankiewicz. To właśnie jego zdjęcia możecie podziwiać. 

fot. Maciej Stankiewicz

Na miejscu przywitał nas srebrny water bar mieniący się w słońcu. Był to prawdziwy water truck! W nim zjawiskowa Ewelina, która jest kwintesencją kelnerki – rzeczowa, sympatyczna, doskonale znająca wszystkie składniki, słuchająca. Lampka idealnie schłodzonego szampana, domowe chorizo, karczek, półgęsek, sery z Mlecznej Drogi, kimchi i fermentowane marchewki. Tyle wystarczyło, żebyśmy wszyscy poczuli odprężający powiew lata. Uwierzcie, inaczej pije się szampana patrząc na piękną winnicę! Jest w tym coś hollywoodzkiego i sybarytycznego. Po prostu, wszystkie czułyśmy się na swoim miejscu.

fot. Maciej Stankiewicz

fot. Maciej Stankiewicz

czwartek, 31 maja 2018

Naleśnikowy makaron z pesto i mozzarellą - lunchbox w 30 minut

Lunchbox i śniadaniówka to temat rzeka. Nie dość, że samo pudełko musi być ładne to jeszcze jego zawartość powinna wywołać nagłą chęć zjedzenia wszystkiego. Co można tam wrzucić poza starą dobrą kanapką?


Od pewnego czasu zauważyliśmy powtarzające się reklamacje zawartości śniadaniówki - kanapka miała nie taką bułkę jak trzeba, masło było nierówno rozsmarowane, wędlina zupełnie obrzydliwa, a warzywa to oczywiście zupełna pomyłka. Kiedy po raz kolejny obserwowałam kanapkę, która cały dzień przeleżała w plecaku zrobiło mi się naprawdę źle. Nie tylko dlatego, że moje prywatne no waste właśnie stało się prawdziwym waste. Zrozumiałam, że robię nudne jedzenie. Wzięłam kartkę, długopis (bo te analogowe zabawki ciągle lepiej na mnie działają niż notatnik w telefonie) i spisałam wszystko, co lubią nasze dzieci.

Lista produktów i ulubionych składników była o tyle zawiła, że każde z naszych dzieci lubi troszeczkę co innego: córka zajada się ogórkami ale tylko kiszonymi; syn nie znosi kiszonych, ale konserwowe i świeże je kilogramami. Dlatego lawirując między ogórkami w różnych formach trafiłam na pomidory. Pomidory pasują wszystkim. Lubią się też z mozzarellą i naturalnym domowym pesto z bazylii. W wersji 5-minutowej zrobiłabym je z makaronem. Wiedziałam, że makaron też stanie się waste. Dlatego usmażyliśmy dwa naleśniki i zrobiliśmy z nich naleśnikowy makaron. Wyszedł cudownie wiosenny lunchbox. Łączy smaki tego, co właśnie dojrzewa w ogrodzie Water & Wine w którym ostatnio byłam (możecie o nim przeczytać tutaj). Jest też zupełnie dobry dla dorosłych, którzy mogą w pracy wyciągnąć kolorowe pudełko i chociaż raz zjeść zbilansowany posiłek.



Czas przygotowania: 30 minut

Składniki na 1 pudełko:
8 pomidorków koktajlowych
1/2 kulki mozzarelli lub 6 małych kulek

pesto:
1 ząbek czosnku
5 łyżek oliwy z oliwek
1 łyżka płatków migdałowych
szczypta soli
garść liści bazylii

naleśniki: 
1 jajko
1/2 szklanki mąki
szczypta soli
1/2 szklanki mleka
1/4 szklanki wody gazowanej 

poniedziałek, 21 maja 2018

Sałatka makaronowa z fenkułem i ricottą

Jakie to szczęście móc w zupełnie zabieganym dniu wyciągnąć z torby magiczny pojemnik po brzegi wypełniony smakiem. Jakie to cudowne, że jego przygotowanie zajmuje mniej czasu niż zjedzenie go.


Znacie ten moment w ciągu dnia, kiedy skrzynka mailowa i telefon wariują, kiedy cały świat zależy od Twojej natychmiatowej odpowiedzi na czasem zupełnie trywialne pytania? Wtedy zwykle nie myślimy o jedzeniu. Przychodzi jednak moment w którym orientujemy się, że poza dwiema zimnymi kawami nie spotkało naszego brzucha nic przyjemnego. Mamy dla Was przepis na cudowny makaronowy lunch do pracy - z fenkułem, porem i ricottą. Jest świeżo, prosto, wiosennie i lekko. Wszystkie te smaki idealnie oddają to, co teraz dzieje się w polskich ogrodach i w przyrestauracynym ogrodzie Water&Wine. Świeże zioła, młode pędy, listki, nowe rozdanie i dużo świeżej energii. Wiosno, trwaj!


Czas przygotowania: 15 minut

Składniki:
80 g makaronu muszelki
1 łyżka oliwy z oliwek
1 fenkuł
5 cm pora (białej części)
1 łyżka soku z cytryny
1/2 łyżeczki miodu
100 g świeżej ricotty lub świeżego tłustego twarogu 
liście bazylii
świeży pieprz

1. Makaron gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.

2. W czasie, gdy gotujemy makaron przygotowujemy warzywa. Fenkuł przekrawamy na pół, wycinamy kłąb i kroimy w plasterki. Pora kroimy w półplasterki.

3. Na patelni rozgrzewamy oliwę, dodajemy pora, fenkuł, sok z cytryny. Smażymy około 3-4 minut mieszając. Na końcu dodajemy szczyptę soli i miód. Dokładnie mieszamy.

4. Makaron odcedzamy i mieszamy z warzywami na patelni.

5. Ostudzony makaron i warzywa przekładamy do pojemnika. Dodajemy ricottę/twaróg, posypujemy posiekanymi liśćmi bazylii i oprószamy świeżym pieprzem.

wtorek, 1 maja 2018

Porchetta z grilla wg. Jakuba Steuermarka

Kawał boczku z grilla mocno nafaszerowany warzywami i ziołami to danie, które zachwyci każdego miłośnika wieprzowiny. 


Sezon grillowy rozpoczął się na dobre. Królują kiełbasy, hambugery, kaszanki (takie w kapuście kiszonej to sztos!). Czasem na grilla trafiają warzywa, chleb z mozzarellą, ryby. Jednak Jakub Steuermark podczas warsztatów grillowych zorganizowanych przez Tesco pokazał nam rewelacyjny przepis na porchettę. Kawałek boczku wypełnił plastrami fenkułu (czyli włoskiego kopru), porów, chilli, rodzynek i ziół. Wszystko upiekł tak, by skóra była idealnie chrupka, a środek wilgotny i delikatnie słodki. Potem plastry porchetty wrzucił na ruszt. Nabrała niesamowitej chrupkości.

Porchetta to danie idealne! Po pierwsze, można i trzeba przygotować je dzień wcześniej w domu. Zatem grill to kwestia paru minut. Po drugie, jest tak dobre, że można je przygotować w wersji "prosto z piekarnika". Może być zatem daniem popisowym i na grilla i na rodzinny obiad. Wystarczy podać ją ze świeżym pieczywem lub pieczonymi ziemniakami i warzywami. 

Za przepis i zdjęcia dziękujemy organizatorowi niesamowitych warsztatów - Tesco. 


Składniki: 

1 boczek wieprzowy ze skórą i bez żeber 
200 ml czerwonego wina słodkiego 
2 papryczki chili 
1 fenkuł 
2 cytryny (skórka i sok) 
2 czerwone cebule 
1 zestaw włoszczyzny 
oliwa z oliwek
garść rodzynek 
garść liści szałwii 
garść liści mięty 
sól 

siatka wędzarnicza lub sznurek masarski


Przygotowanie (na dzień przed grillem): 
1. Boczek rozetnij od wewnątrz, tak aby rozciąć dwa płaty mięsa i rozłożyć je na boki.

2. Mięso skrop winem, sokiem z cytryny i rozłóż wewnątrz mięsa liście szałwii, mięty, pociętą w piórka cebulę, fenkuł oraz papryczki chili.

3. Dodaj rodzynki i skórkę z cytryn.

4. Całość zawiń i włóż do siatki wędzarniczej lub zepnij sznurkiem jak baleron.

5. Włoszczyznę potnij i ułóż na blasze, skórę boczku lekko skrop oliwą i posyp obficie solą.

6. Ułóż na warzywach i wstaw do pieca nagrzanego na 200 stopni.

7.  Po około 45 minutach zmniejsz temperaturę do 160 stopni i piecz kolejne 45 minut.

8. Wyłącz piekarnik i wystudź porchettę nie wyciągając jej z piekarnika.

9. Ostudzone mięso wyciągnij, zdejmij sznurek, wstaw do lodówki.

10. Sos z warzywami odciśnij i zachowaj płyn. Wstaw do lodówki.

11. Następnego dnia pokrój plastry porchetty i grilluj na dużym ogniu.

12. Z zachowanego płynu zdejmij tłuszcz i podgrzej w małym rondlu obok na grillu.

13. Podawaj grillowane plastry porchetty z własnym sosem.

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Sałatka ziemniaczana ze szparagami na lunch

Jeśli na przygotowanie lunchu masz tylko pół godziny to mamy dla Ciebie dobrą wiadomość: co dwa tygodnie znajdziesz na naszym blogu inspiracje na pyszne i proste jedzenie. 


Zaczniemy od wyjaśnienia. Bardzo lubimy dobre jedzenie. To widać na blogu. Przygotowanie posiłków wymaga jednak kilku rzeczy: czasu, produktów i pomysłu. Jesteśmy zupełnie normalnymi ludźmi. Zdarza nam się mieć ogromnego lenia albo światło w lodówce. Czasem jedyną motywacją do zjedzenia czegoś porządnego są dzieci. Trzeba im dać do szkoły coś pożywnego i atrakcyjnego (smak dla ośmiolatka to nie wszystko). Dzięki nim jemy całkiem dobrze. Czasem jednak brakuje nam pomysłów na nowe dania. Nowe, ale proste, przyjemne i dające się włożyć w pudełko. Stąd pomysł na cykl przepisów "lunchbox w pół godziny". Raz będzie to lunchbox bardziej dla dużych, a czasem dla młodszych. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby dorośli inspirowali się śniadaniami dla dzieci, a dzieciom przygotowywali "dorosłe lunche".Naszym partnerem jest Cisowianka. Restauracja Water&Wine z jej ogrodem, które znajdują się na terenie rozlewni Cisowianki, będą naszą naturalną inspiracją. 

Sałatka ziemniaczana to bardzo wdzięczny temat. Ma wiele zalet: ziemniaki są niesamowitym źródłem błonnika, ich delikatny smak pozwala na dowolną zabawę dodatkami. Poza tym, ziemniaki są wszechobecne i niesamowicie różnorodne. Pisaliśmy już o typach ziemniaków.  Do sałatki ziemniaczanej idealne są ziemniaki typu A - takie, które się nie rozpadają, dają się pokroić. Szukajcie odmian Accent, Anuschka, Albina, Belana, Bellinda, Cykada, Frezja, Regina. Gotując te ziemniaki musicie jednak coś wiedzieć: one nigdy nie będą bardzo miękkie. Gotujemy je około 15-20 minut do momentu w którym możemy swobodnie wbić w nie widelec. 

 Z ziemi wystają już pięknie zielone szparagowe główki. Wystarczy je ugotować w lekko osolonej wodzie i przelać zimną wodą. Kwietniowie temperatury mocno nas rozpieszczają. Baliśmy się nieco sosu na bazie jogurtu greckiego, chociaż ten pasowałby tutaj idealnie. Dlatego zdecydowaliśmy się na prawie klasyczny winegret z syropem klonowym. 

Sałatka lubi się z plastikowym pojemnikiem, plecakiem, torbą, biurkiem, stolikiem w firmowej kuchni, ale też kocem piknikowym i ławką w parku. Smacznego! 


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki:

2 ziemniaki
6 szparagów
3 rzodkiewki
1 łyżka szczypioru (można pominąć, jeśli ktoś boi się ostrych zapachów)

sos:
1 łyżka octu jabłkowego
3 łyżki oleju rzepakowego
1 łyżeczka syropu klonowego lub płynnego miodu
1 łyżeczka musztardy

1. Ziemniaki obieramy. Gotujemy je w lekko osolonej wodzie (jeśli woda ma smak wody morskiej to znaczy, że jest idealnie) do miękkości - około 15-20 minut. Ziemniaki wyciągamy, ale nie wylewamy wody! 

2. W czasie kiedy gotują się ziemniaki przygotowujemy szparagi. Myjemy je. Odcinamy zgubiałą końcówkę. Kroimy je w kawałki długości 4-5 cm. Wrzucamy do wody po ziemniakach i gotujemy 3 minuty. 

3. Szparagi odcedzamy i zalewamy zimną wodą. 

4. Ziemniaki kroimy w dużą kostkę. Rzodkiewki kroimy w półplasterki. Szczypior siekamy. 

5. Do miseczki wlewamy składaniki sosu i mieszamy widelcem lub trzepaczką, aż powstanie gęsty sos. 

6. Sos mieszamy z warzywami. Wszystko przekładamy do pudełka.


sobota, 10 marca 2018

Klopsiki Karlssona z Dachu #smakiAstrid

Ze wszystkich dań, które jedzą bohaterowie książek Astrid Lindgren jedno warte było prawie jednostronicowego opisu. To idealnie okrągłe, miękkie, delikatne, lekko zarumienione, najlepsze klopsiki mamy Braciszka. Karlsson z Dachu nie umiał im się oprzeć. 




O tym, że klopsiki to narodowe danie w Szwecji wiedzą wszyscy, którzy chociaż raz odwiedzili IKEA. Tam występują w wersji wołowo-wieprzowej, drobiowej i wegańskiej. W sklepowej restauracji można nawet zobaczyć film, który pokazuje jak tradycyjnie przyrządzano klopsiki. Szwedzkie klopsiki sprzedaje każda sklep na świecie. Jednak o tym, że klopsiki to naprawdę danie w stylu naszej pomidorówki przekonaliśmy się w Sztokholmie. Tam poszliśmy do Junibacken – centrum Astrid Lindgren w którym można się do woli bawić w przestrzeniach inspirowanych jej książkami. Wleźliśmy do łożka Pippi, jeździliśmy na nartach dzieci z Bullerbyn, zajrzeliśmy nawet do domku Karlssona. Potem przeszliśmy do stołówki w której każdy, naprawdę każdy, jadł klopsiki w sosie pieczeniowym z puree ziemniaczanym i żurawinami. Klopsiki w muzeum Astrid Lindgren były dokładnie takie jak te opisane w książce. Idealne. Właśnie ten smak próbowaliśmy odtworzyć w naszej kuchni.

Nasze klopsiki są przygotowane z mięsa wołowego i wieprzowego po to, by miały intensywny smak. Bułkę wymieszaliśmy z wywarem, a nie mlekiem jak to mamy w zwyczaju. Jednak tym, co odróżnia szwedzkie klopsiki są przyprawy – mielone ziele angielskie i gałka muszkatołowa (obie przyprawy trzeba zmielić w młynku do kawy lub utrzeć w moździerzu. Warto zmielić ich więcej, bo świetnie nadają się do dań z mięsem mielonym).

Klopsiki podajemy z żurawiną i sosem na bazie wywaru wołowego. Warto przygotować go dzień wcześniej i zrobić go więcej – jest świetną bazą do zupy (np. takiego kremu pomidorowego z masłem orzechowym). My robimy klopsiki z podwójnej porcji – jedną zjadamy, a drugą już po usmażeniu mrozimy w woreczkach strunowych.


Czas przygotowania: 2 godziny (plus bulion)

Składniki:

bulion:
3 marchewki
2 pietruszki
½ pora
kawałek selera
1 cebula
liść laurowy
300 g łaty wołowej lub szpondra
4 łyżki oleju
sól
liść laurowy
5 ziarenek ziela angielskiego
2 goździki
½ łyżeczki ziaren pieprzu

1. Marchewkę, pietruszkę, por, seler obieramy i kroimy w kawałki (nieważne w jakim kształcie).
2. Na dno garnka wlewamy olej, wrzucamy warzywa i smażymy na dużym ogniu, aż będą mocno brązowe. W międzyczasie warto je posypać ½ łyżeczki soli.
3. Obraną cebulę nadziewamy na widelec i opalamy nad ogniem, aż będzie czarna.
4. Do przesmażonych warzyw wlewamy 2 litry wody. Uwaga na pryskanie!
5. Do wody wrzucamy cebulę, wołowinę, przyprawy. Przykrywamy, zmniejszamy ogień i gotujemy 1,5 godziny.

klopsiki:

1/2 kajzerki 
½ szklanki ciepłego bulionu
2 jajka
1/2 cebuli
½ łyżeczki soli
1 łyżeczka mielonego ziela angielskiego
1/2 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
½ łyżeczki czarnego pieprzu
4 łyżki świeżo posiekanego koperku
4 łyżki świeżo posiekanej natki pietruszki
300 g mielonej wołowiny
200 g mielonej wieprzowiny
olej do smażenia

sos:
3 łyżki masła
3 łyżki mąki
3 szklanki wywaru
¼ szklanki śmietany 30%

1. Kajzerkę rwiemy na kawałki, wkładamy do miseczki i zalewamy ciepłym bulionem.

2. Cebulę drobno siekamy i smażymy na patelni do zezłocenia.

3. Do miski wkładamy miękką kajzerkę wraz z bulionem, jajka, podsmażoną cebulkę, przyprawy i natkę pietruszki z koperkiem. Dokładnie mieszamy.

4. Dodajemy mięso i dokładnie mieszamy.

5. Z mięsa formujemy równe kuleczki wielkości ok. 3 cm (my używaliśmy do odmierzania łyżki do lodów).

6. Na patelni rozgrzewamy tłuszcz i wrzucamy klopsiki.

7. Delikatnie mieszając patelnią pozwalamy im się usmażyć ze wszystkich stron – trwa to około 10 minut.

8. W międzyczasie przygotowujemy sos. Do garnka wkładamy masło i rozpuszczamy. Wsypujemy mąkę i za pomocą rózgi ciągle mieszamy starając się ją usmażyć. Po minucie, wolno dolewamy ciepły wywar nie przerywając mieszania. Ciągle mieszając doprowadzamy do wrzenia – powstanie sos. Pod koniec dodajemy śmietankę.

9. Gotowe klopsiki serwujemy z sosem, żurawiną i pure ziemniaczanym.



wtorek, 27 lutego 2018

Bliny gryczane z łososiem

Niby postne, a brzmią jak największa delicja. Drożdżowe racuchy na mące gryczanej. 

Do zrobienia blinów natchnęła nas pani Nina, która jest mistrzynią kuchni rosyjskiej. Przepis, który Wam podajemy jest wersją deluxe, ponieważ zawiera masło i mleko. Przepis standardowy bazuje na wodzie i oleju roślinnym. Zachęcamy Was jednak do przygotowania blinów z mlekiem, ponieważ są delikatniejsze i szlachetniejsze. 
Bliny można jeść, tak jak my, z serkiem typu Bieluch i wędzonym łososiem (warto do serka dodać łyżeczkę świeżego, posiekanego koperku). Na górę można dorzucić roszponkę, rukolę lub jakieś kiełki. Można też podawać je z pieczonymi warzywami, jajkami sadzonymi czy gulaszem mięsnym. Nam jednak najbardziej smakuje wersja łososiowo-serkowa. 



Czas przygotowania: 10 minut (+ czas na smażenie)
Czas oczekiwania: 30 minut

Składniki:
200 g mąki gryczanej
150 g mąki pszennej
25 g świeżych drożdży
2 łyżeczki cukru
2 szklanki ciepłego mleka
1 żołtko
50 g roztopionego masła
1 łyżeczka soli
olej do smażenia
1 opakowanie serka typu Bieluch
100 g wędzonego łososia

1. Świeże drożdże rozrabiamy z cukrem i 1/2 szklanki ciepłego mleka.

2. Odstawiamy w ciepłe miejsce na 5 minut.

3. W dużej misce (lub garnku) mieszamy wszystkie składniki, włącznie z podrośniętymi drożdżami, na jednolitą masę.

4. Przykrywamy czystą ściereczką, odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 30 minut.

5. Z gotowego ciasta formujemy placki i smażymy na rozgrzanej patelni. Żeby ciasto dobrze odchodziło od łyżki, warto przygotować sobie kubek z wrzątkiem i zanurzać w nim łyżkę przed nabraniem ciasta. 
6. Bliny podajemy z serkiem i łososiem i ulubioną zieleniną.


czwartek, 23 marca 2017

Kanapeczki z awokado i homarem

Homar, flagowy produkt Kanady, coraz częściej pojawia się na stołach w Ameryce Północnej, Azji oraz w Europie. Nadal jednak zbyt często postrzegany jest jako towar luksusowy, zarezerwowany na szczególne okazje. Może warto odczarować homara? 


Przygotowaliśmy już przepis na najprostszy makaron z homarem - zobaczcie. Taki makaron, który może zrobić absolutnie każdy w każdej kuchni - nawet studenckiej. Pewnie słowa "homar" i "studencki" wzajemnie się wykluczają? Pewnie na co dzień tak, ale skoro teraz mrożone homary kosztują 35,99 to można się szarpnąć i przygotować coś naprawdę extra! 

Dzisiaj rano jedliśmy pyszne kanapeczki z homarem. Pozwalają cieszyć się jego delikatnym smakiem i są absolutnym hitem w naszym domu. Łatwo można je podzielić i nakarmić tych, których lubimy. Jakiś czas temu nasza licealna nauczycielka dowiedziawszy się o naszej blogowej pracy napisała "to teraz wpraszam się na jakiegoś homara". Ironię zrozumieliśmy. Dzisiaj dedykujemy jej ten przepis publicznie zapraszając na małą homarową ucztę. A Was zachęcamy do spróbowania homarów. Nie są trudne w przygotowaniu, a naprawdę mają wyjątkowy smak. 

Jakiego homara wybrać?



Najlepiej wybierać homary z niebieskim znakiem MSC. 
Blisko 90% zasobów ryb i owoców morza w morzach i oceanach jest wyczerpanych, znacznie uszczuplonych lub nadmiernie eksploatowanych. Wybierając ryby i owoce morza z niebieskim znakiem MSC pomagamy chronić zasoby mórz i oceanów, mamy gwarancję, że produkty pochodzą z przyjaznych środowisku, zrównoważonych połowów, czyli takich które w mniejszym stopniu wpływają na ekosystem morski, pozostawiają więcej ryb w morzach i oceanach i sprzyjają innym zwierzętom morskim. Jeśli chodzi o homary, to mamy dobrą wiadomość. 97% wszystkich rybaków i przetwórców homara w Kanadzie otrzymało certyfikat MSC.


Czas przygotowania: 30 minut
Liczba porcji: 4 osoby

Składniki:
8 kromek bagietki lub 4 kromki chleba wiejskiego
2 łyżki oliwy z oliwek
1 homar (odmrożony)
1/2 awokado
1/2 czerwonej papryki
1/2 łyżeczki majonezu
szczypta chili (wedle uznania)
1 łyżka soku z cytryny
szczypiorek lub natka pietruszki (opcjonalnie)

1. Homara gotujemy we wrzątku przez 4 minuty. Wyciągamy i obieramy. Dokładna instrukcja - tutaj. Kroimy w kostkę. Możemy dodać ikrę, jeśli trafiła nam się pani homarzyca. 

2. Awokado przekrawamy na pół. Wyciągamy pestkę. Nożykiem nacinamy go (ciągle w skórce) tak, by powstała kostka. Za pomocą łyżki do zupy wyciągamy miąższ i wkładamy do miseczki. 

3. Paprykę kroimy w drobną kosteczkę. Wrzucamy do miseczki. 

4. W misce mieszamy homara, awokado, paprykę, majonez, chili, sok z cytryny. 

5. Na patelni rozgrzewamy olej i smażymy na złoto plasterki bagietki. 

6. Na pieczywie układamy pastę. Posypujemy szczypiorkiem lub natką pietruszki. 

środa, 22 marca 2017

Makaron z homarem - najprostszy

Homar to jeden z tych składników, który nie wymaga wielu dodatków. Wystarczy makaron, cytryna, pomidorki i chilli. To najprostszy sposób na danie z homarem.



Zanim zabierzemy się do przygotowania makaronu musimy poradzić sobie z samym homarem. W Polsce trudno o świeżego homara, ze względów oczywistych. Mrożone homary są dużo prostsze w przygotowaniu - są już pozbawione wnętrzości, a ich gotowanie zajmuje maksymalnie 5 minut. Pana homara musimy odmrozić, a następnie wrzucić do dużego garnka z wrzącą wodą. Po 3-4 minutach wyciągamy go z wody i obieramy. Kiedy poczujemy, że kończyny łatwo odchodzą od korpusu wiemy, że homar jest dobrze ugotowany.



Jak obrać homara? 
Najpierw należy oderwać ogon od korpusu - nie sprawi to dużej trudności. Potem "odkręcamy" kończyny, a następnie za pomocą specjalnych kleszczy (które wyglądają jak dziadek do orzechów) miażdżymy szczypce. Ogon rozcinamy wzdłuż. Specjalnym widelczykiem, palcami lub małą łyżeczką jak do espresso wyciągamy mięso ze ogona, szczypiec i korpusu. W korpusie mięsa nie ma za dużo, za to możemy tam znaleźć pyszną ikrę (jeśli trafiliśmy na samicę) lub zieloną wątróbkę (jeśli trafiliśmy na samca). Wątróbka ma bardzo intensywny smak i zapach. 

Mięso homara jest sprężyste i niezwykle aromatyczne. Najprościej jest je podać z lekko osolonym masłem i sokiem z cytryny. My naszego homara dodaliśmy do makaronu. Mięso z jednego homara wystarczy do przygotowania dwóch porcji makaronu. Jeśli planujecie homarową ucztę, kupcie więcej homarów. Teraz można je kupić w wyjątkowo atrakcyjnej cenie 34,99 w Biedronce. 

Jak wybierać homary i inne owoce morza?


Najlepsze homary i owoce morza są oczywiście świeże. Ale nie zawsze świeże oznacza złowione z troską o środowisko. Homar, którego przygotowaliśmy, posiadał certyfikat MSC. Jest to certyfikat zrównoważonego rybołówstwa. Niebieski znaczek znajdujący się na rybach i owocach morza oznacza, że pochodzą one ze stabilnych i dobrze zarządzanych łowisk, które dbają o równowagę morskich ekosystemów. Dzięki tym praktykom produktami rybnymi i owocami morza będziemy cieszyć się zarówno my jak i przyszłe pokolenia.

97% wszystkich rybaków i przetwórców homara w Kanadzie otrzymało certyfikat MSC. Wybierając homara, śledzie, krewetki, małże i inne owoce morza z tym niebieskim znakiem macie pewność, że dostaniecie produkt pochodzący ze zrównoważonych połowów. Tym samym zadbacie o ekosystem mórz i oceanów. I jeszcze jedno: produkty z tym niebieskim znakiem możecie znaleźć w wielu sklepach, także tych tańszych. Produkty z logo MSC nie są droższe od ich odpowiedników bez tego znaku. Dlatego mając wybór, wybierzcie odpowiedzialnie. 


Czas przygotowania: 30 minut
Liczba porcji: 2 

Składniki:
200 g makaronu spaghetti 
1 homar odmrożony
300 g pomidorków koktajlowych
30 g masła
1 łyżeczka chilli
sok z 1/2 cytryny

1. Homara wrzucamy do garnka z wrzącą wodą. Gotujemy 4 minuty. Wyciągamy i obieramy. Mięso kroimy w kostkę.

2. Makaron gotujemy według instrukcji na opakowaniu. 

3. W czasie, gdy gotuje się makaron przygotowujemy sos. Na patelnię wrzucamy masło i chilli. Po 1 minucie dorzucamy pomidorki przekrojone na pół. Smażymy na małym ogniu około 5 minut. Dodajemy sok z cytryny i homara. 

4. Makaron odcedzamy, dodajemy do niego zawartość patelni. Mieszamy i serwujemy. 


piątek, 24 lutego 2017

Focaccia z suszonymi pomidorami i orzechami włoskimi

Focaccia to bardzo dobra przekąska i można przyrządzić ją na setki sposobów. Jednak ta focaccia jest wyjątkowa, bo daje dużo energii do walki z chorobą onkologiczną. 


Zmaganie się z ciężką chorobą zupełnie zmienia dotychczasowe życie. Nagle okazuje się, że trzeba podporządkować się terapii i zmienić nie tylko rytm dnia, ale także skład posiłków. W wywiadzie, który przeprowadziliśmy z Ewą Ceborską-Scheiterbauer, dietetyczką i współautorką książki "Medycyna XXI wieku - żywienie w chorobach nowotworowych" pada ważne zdanie - dietę należy dostosować do potrzeb konkretnej osoby (pełny wywiad przeczytacie TUTAJ). Tyle, że w tym wymagającym czasie chory może nie mieć zupełnie siły na dostosowywanie diety. Odpowiednia dieta może zmniejszać efekty uboczne choroby i jej leczenia, zwiększać tolerancję pacjenta na stosowaną terapię, wzmacniać układ  immunologiczny i ułatwiać walkę z  chorobą. Najlepsze efekty daje dieta lekkostrawna, dopasowana do zwiększonych potrzeb pacjenta, bardzo czesto wysokobiałkowa i jak najbardziej urozmaicona. Biorąc pod uwagę jak trudno czasem zmusić się do jedzenia, posiłki mogą się stać się koszmarem. Są jednak preparaty, które ułatwiają odżywianie w tym trudnym czasie.

wtorek, 10 stycznia 2017

Portobello z pęczakiem, szynką i szpinakiem

Portobello to piękna nazwa ogromnych pieczarek, które są stworzone do faszerowania i zapiekania. I właśnie w ten sposób je przygotowaliśmy.

Pierwszy raz portobello widzieliśmy w jakimś programie kulinarnym kilka lat temu. Jakaś piękna pani grillowała je i podawała razem z pomidorami i papryką. Nie mogliśmy ich znaleźć wtedy w żadnym sklepie, więc pomyśleliśmy, że to była jakaś genetycznie zmodyfikowana pieczarka stworzona na potrzeby programu. Ale ostatnio takie piękne duże pieczarki leżały sobie spokojnie w Biedronce i czekały, aż ktoś je zabierze do koszyka. Więc je wzięliśmy. Okazało się, że smakują zupełnie jak ich mniejsze pieczarkowe odpowiedniki. 

W domu mieliśmy ugotowany pęczak, jakieś resztki szpinaku, szynkę dojrzewającą i kawałek parmezanu. Wszystko to zupełnie nadawało się do zrobienia farszu do pieczarek. Wyszło naprawdę pyszne i lekkie danie - takie, które można zrobić sobie do oglądania ulubionego serialu albo nakarmić nim przyjaciół. Wystarczy pół godziny i wszystko jest gotowe. Prostota i smak!


Czas przygotowania: 30 minut

Składniki dla 3 osób:

3 pieczarki portobello
1/2 szklanki pęczaku
1 mała cebula
1 ząbek czosnku
2 łyżki masła
1 1/2 szklanki szpinaku (jakieś 100 g)
1/2 szklanki tartego parmezanu
3 plastry szynki dojrzewającej (może być jamón lub szwarzwaldzka)
1 łyżka octu balsamicznego
szczypta soli
duża szczypta pieprzu


1. Na dno prostokątnej blaszki w której zmieszczą się nasze pieczarki wylewamy 1/2 szklanki wody. Kładziemy pieczarki i wstawiamy do zimnego piekarnika. Ustawiamy temperaturę 180 stopni Celsjusza i zabieramy się za przygotowanie kaszy.

2. Do rondelka wsypujemy kaszę, wlewamy 1 szklankę wody. Doprowadzamy do wrzenia. Zmniejszamy ogień i gotujemy, aż kasza wchłonie wodę - około 10 minut. W tym czasie myjemy szpinak pod bieżącą wodą.

3. Liście szpinaku myjemy, odrywamy końcówki.

4. Szynkę kroimy w cienkie paseczki.

5. Cebulę i czosnek drobno siekamy.

6.  Na patelni rozgrzewamy masło, dodajemy cebulę. Przykrywamy i zostawiamy na małym ogniu na minutę. Okrywamy, dodajemy czosnek i szpinak. Ciągle mieszając czekamy, aż szpinak zwiędnie - około 2 minut. Dodajemy szynkę, parmezan, ocet balsamiczny, sól i pieprz. Mieszamy, zdejmujemy z ognia.

7. Ugotowany pęczak wkładamy na patelnię i mieszamy z pozostałymi składnikami.

8. Z pieca wyciągamy pieczarki. Każdą z pieczarek nadziewamy farszem, który jest na patelni.

9. Pieczarki wstawiamy do piekarnika i podpiekamy 10 minut.