Znacie Jamiego Olivera, prawda? Uśmiech od ucha do ucha, milion procent radości z gotowania, charakterystyczny sposób doprawiania potraw "metodą na twarz przy samym garnku". Wszyscy świetnie go znamy. Ale czy on zna nas i naszą kuchnię? Z pewnością wie czym są kopytka, pierogi i mizeria, ale na pewno nie wie, że
1. Polacy są uzależnieni od majeranku
Dodajemy go do mięsnego farszu do pierogów i gołąbków, oprószamy nim nasz ukochany żurek, doprawiamy nim smażone grzyby i grochówkę. Jeśli przygotowując jakieś danie czujemy, że nie ma smaku - na pewno brakuje mu majeranku. Ale naszą obsesję można łatwo wytłumaczyć - majeranek jest podobno świetnym afrodyzjakiem.
2. Nasz chleb jest najlepszy na świecie
Zajadamy się burgerami, stekami i sushi. Umiemy ugotować zupę na gwoździu. Spokojnie radzimy sobie w nowych miejscach, ale ... po tygodniu bez polskiego chleba baltonowskiego albo chleba na zakwasie czujemy się po prostu źle. Nie lubimy chleba tostowego ani napompowanych bułek, które wieczorem robią się suche. Po prostu, nasz polski chleb jest najlepszy na świecie, a my jesteśmy mistrzami w jego stylizowaniu. Przykłady? Na śniadanie - otwarta kanapka z masłem, szynką i serem żółtym. Do szkoły i do pracy - zamknięta kanapka tym razem z dodatkiem warzyw. Ulubiony gość w każdym biurowcu - Pan Kanapka.
3. Galaretka nie musi być słodka
Wiśniowa, malinowa, agrestowa, cytrynowa, pomarańczowa, jagodowa, jabłkowa, wieprzowa i drobiowa. Galaretka to nie tylko zżelowany sok owocowy, który jest świetnym deserem dla dzieci. Galareta to też długo gotowane świńskie nóżki z kawałkami marchewek, które lubimy skropić octem. I podlać naszym narodowym trunkiem wyskokowym. Galareta to też kurczak i warzywa.
4. Słodki obiad jest absolutnie pełnowartościowym posiłkiem
Zupa owocowa i pierogi z truskawkami, cukrem i śmietaną. Placki z cukrem i śmietaną. Kopytka z cukrem i śmietaną. Naleśniki z serem, cukrem i śmietaną. Makaron z truskawkami, cukrem i śmietaną. Leniwe kluski z cukrem. To są nasze ulubione piątkowe obiady. Takie, które podają dzieciom w przedszkolach i szkołach. Takie z których słyną babcie. Słodkie? Bez warzyw? I co z tego! Wszyscy je uwielbiamy. Oczywiście, że są pełnowartościowymi posiłkami!
5. Jemy krowie żołądki, pijemy kaczą krew
Jesteśmy dzielnymi ludźmi i podroby nam nie straszne. Flaki w latach dziewięćdziesiątych były obowiązkową pozycją w weselnym menu. Przecież zupa z krowiego żołądka ma więcej wapnia niż surowe mięso. Król Władysław Jagiełło był ich wielkim miłośnikiem - wiadomo dlaczego bitwa pod Grunwaldem zakończyła się naszym zwycięstwem.
Kaczą krew hojnie wlewaliśmy do zupy. Z natury jesteśmy kulturalnymi i powściągliwymi ludźmi i nie chcąc sprawiać przykrości absztyfikantom naszych córek, delikatnie acz stanowczo karmiliśmy ich przez wieki czarną polewką. Po co mówić skoro można jeść ze zrozumieniem.
Wow, rewelacyjny post! Trzymam kciuki żeby się udało! :D
OdpowiedzUsuńDzięki Pożeracze!!!
UsuńPopieram te tezy, ale czemu akurat ten palant, Oliver? Nigdy go nie lubiałem, choć nie spotkałem go osobiście. Wydaje mi się takim, typowym, angolem, tępym jak but, żyjącym w innym świecie. Czytałem kiedyś wywiad z nim, gdzie o Polsce wypowiedział się jedynie w ten sposób "Polacy to dobrzy pracownicy, pracuje kilku u mnie". No, dziękuje, ale Polak-parobek robiący u komercyjnego ciecia, gbura i palanta to chyba jednak nie jest przykład na to, że należy kierować uwagę akurat tam i akurat do niego. Nie lubię tych wszystkich kucharzy-celebrytów, a już w szczególności anglosaskich. Jeśli już miałbym polecać polską kuchnię komuś z USA czy Anglii to raczej polecił bym tego grubasa, który lubi odkrywać różne paskudne rzeczy. Był on kiedyś zresztą w Polsce i sobie chwalił, flaki chociażby.
OdpowiedzUsuńZ tego co zauważyłem, to kuchnia polska dopiero się zaczyna przebijać do świadomości europejskiej i światowej, ale odzew jest głównie w krajach bliższych, typu Niemcy, Włochy. W mniejszym stopniu Francja i Wielka Brytania, w której to ostatnio, zainteresowanie Polską rośnie, ale tylko dzięki Polakom, tam mieszkającym. Gdyby nie ta "wielka emigracja" na wyspy, to żaden angol by nawet nie wiedział, że taki kraj jak Polska istnieje. Ich znajomość realiów, tutaj jest bliska zeru.
Dlatego, że właśnie warsztaty z nim można wygrać w konkursie na Blog Roku. Jakoś nie przekonuje mnie, że jest cieciem i gburem - nie znam go osobiście i nei lubię oceniać ludzi po ich może nieco niefortunnych wypowiedziach dla mediów.
UsuńJeśli chodzi o polską kuchnię to rzeczywiście nei jest spektakularnie rozpoznawalna, ael wielu obcokrajowców się nią interesuje. Sama prowadzę wyceiczki kulinarne po Warszawie podczas których opowiadam właśnie obcokrajowcom o polskiej kuchni i są nią po prostu urzeczeni. Bo jest pyszna i ciekawa - fermentacja, wędzenie, wieprzowina, rytuały związane z różnymi świętami kościelnymi czy rodzinnymi. Jamie Oliver mógłby wpaść do nas do Warszawy i wtedy z pewnością dowiedziałby się czegoś nowego :)
Ja również staram się nie oceniać bazując na pozorach. Ale co nieco się dowiedziałem na jego temat i jego działania i mi się po prostu one w ogóle nie podobają. Co do polskiej kuchnii, to niestety, ale to nie Warszawa winna stać się wizytówką polskiej kuchnii, ale polska prowincja. I dopóki na tej prowincji jest taki burdel jak jest, przepraszam za te wszystkie określenia, ale mam powód, dopóty nic się nie zmieni. A burdel jest straszny i to widać na przykładzie ostatnich problemów z rolnikami, problemów z owocami, tym wszystkim co z produkcją rolną związane. Bo dobra kuchnia, bazuje na dobrze rozwiniętym rolnictwie i dobrej jakości surowcach. Polacy nie musza małpować durnych pomysłów z Anglii, USA, Holandii czy innych krajów, gdzie rolnictwo to jeden wielki chemiczny syflis. Wystarczy, aby było tak jak w krajach o wysokiej kulturze kulinarnej i tradycyjnym, rolnictwie - Włochy czy Grecja są jak dla mnie najlepszymi wyznacznikami, tego jak powinno być. Fakt, Włochy i Grecja to teraz burdel, ale mam tam rodzinę i wiem, jak sprawa wygląda z żywnością, rolnictwem, gastronomią. Po prostu normalnie, tak jak powinno być.
UsuńPan Amaro mówił zresztą kiedyś podczas jakiegoś protestu, że z tak chorą sytuacją jaka jest w Polsce, że rolnikowi niczego nie wolno robić, ani samemu przetrwarzać, nasza gastronomia daleko nie zajedzie.
Przyjedzie taki Jamie Oliver i co zobaczy? Warszawską wizytówkę, w stylu wsi potiomkinowskiej i syfilis za jej rogatkami, w tym protesty rolników, którzy, wbrew temu co mówią media, mają 100% racji. To ja już wolę, żeby nas w ogóle nie odwiedzał, niech jedzie na Węgry, tam przynajmniej normalniej.
Kuchnia Polski, to kuchnia jej wszystkich regionów i to tam należy ją przede wszystkim odkrywać. Warszawa, powinna natomiast korzystać z zaplecza surowcowo-przetwórczego, nie tylko w województwie mazowieckim, ale przede wszystkim województwach czystych ekologicznie, z tradycyjnym rolnictwem - lubelskim, podlaskim, świętokrzyskim, w mniejszym stopniu łódzkim czy kujawsko-pomorskim. Tak to funkcjonuje w większości normalnych krajów, gdzie mieszczuch, żeby zjeść coś ciekawego i oryginalnego, nie musi szukać nie wiadomo gdzie, tylko wyjeżdża za miasto i kupuje bezpośrednie o rolnika-przetwórcy lub jada w restauracji serwującej regionalne dania, bazujące na lokalnych surowcach. Ale żeby tak było, to potrzebne są cywilizowane przepisy i normalne zasady działania na wsi, na zasadzie "produkuj co chcesz i sprzedawaj jak chcesz i gdzie chcesz".
Usuń