piątek, 23 czerwca 2017

Wakacje, sandały i restauracje

Leżysz na plaży i odpoczywasz, bo masz wakacje. Nagle jednak okazuje się, że nie potrafisz żywić się promieniami słońca i powiewem wiatru. Chcesz jeść, ale czy można pójść zjeść będąc niedostatecznie ubranym?

Kevin Curtis

Facebook nie przestaje dostarczać mi tematów do rozważań - a to źli ludzie nie rozróżniają między botwinką a boćwiną, a to numerki na jajkach jakieś oszukane, a to truskawki za drogie, względnie za tanie, bo tyle się przy nich trzeba narobić. Jednak jeden z tematów mocno zwrócił moją uwagę. Człowiek wrzucił do internetu zdjęcie mężczyzny w sile wieku siedzącego w restauracji w sandałach. Zawrzało. Sandały, restauracja, gdzie kultura osobista, szacunek dla "Chefa" znikomy i kilka innych argumentów. Wiadomo, w sandałach nie idziesz dobrze zjeść. Pewnie nie obeszło by mnie to jakoś szczególnie, gdyby nie okoliczności w których to czytałam. 

Siedziałam sobie akurat przy stoliku w znanej i lubianej warszawskiej piekarni. Siedziałam, co ostatnio zdarza mi się rzadko, bo raczej biegam za naszym najmłodszym. Siedziałam więc w ogródku mając obok siebie wózek ze śpiącym dzieckiem. Przede mną i za mną przegryzali listkujące się rogaliki francuskie sami piękni i dobrze ubrani ludzie. Ja też byłam piękna i dobrze ubrana o 9 rano. Była 13. Popołudniu miałam już spodnie w plamach po mące ziemniaczanej, stopy nie do końca wymyte z błota, a moja koszulka była całkowicie wymazana musem marchwiowym połączonym z nonszalancko wtartym bobem. Dziecię zaś miało błoto we włosach, na anielskich licach i nogawkach. Wcześniej świetnie się razem bawiliśmy na zajęciach dla młodocianych do osiemnastki (liczonej w miesiącach). Wracając jednak dziecko padło w objęcia Morfeusza, a mnie dopadł wilczy głód. Mogłam oczywiście wciągnąć bułkę z piekarni i pożreć ją w parkowych krzakach, ale miałam ochotę na coś innego. Usiadłam spokojnie w ogródku, zamówiłam co chciałam i nie czułam ani przez moment, że psuję decorum.

Czy naprawdę idąc zjeść musimy się pindrzyć i stroić? Nie możemy po prostu pójść i zjeść? Rozumiem, że są takie miejsca w których obowiązują jakieś standardy i zwykle na stronie internetowej restauracji można to wyczytać - menu degustacyjne, obco brzmiące nazwy przystawek i zdjęcia pięknych wnętrz sugerują, że powinniśmy przyjść ubrani oczko wyżej niż na zakończenie roku szkolnego w klasie maturalnej. Ale czy do ogródka zwykłego bistro możemy po prostu przyjść ubrani normalnie? I czy naprawdę siedząc w knajpie nudzimy się tak bardzo, że cichaczem musimy pstrykać obcym ludziom zdjęcia i wrzucać je do internetów wstawiając im jednorożce zamiast twarzy? Ja rozumiem, że można nie czuć radości z jedzenia, kiedy musimy patrzeć w czyjś nagi tors. Rozumiem, że trudno znieść ludzi jedzących głośno i nie panujących do końca nad swoimi zwieraczami po obu stronach układu pokarmowego. Ale czy naprawdę człowiek w sandałach/crocsach/niedobranych szortach do polówki to takie zło? 

Zaczęły się wakacje i nawet zaliczając najlepszą przygodę życia pewnie zechce nam się jeść. Restauracje to miejsca publiczne i dobrze, kiedy wszyscy starają się dostosowywać do norm tam panujących. Ale na miłość boską - niech to jedzenie będzie na tyle dobre, żeby nam się chciało oceniać tylko to, co na talerzu, a nie tych, którzy spokojnie jedzą dwa stoliki dalej. 

1 komentarz:

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A