wtorek, 11 lipca 2017

Mathallen, czyli gdzie zjeść w Oslo

Jeśli jest jakieś miejsce w Oslo do którego miłośnik jedzenia powinien pójść to jest to zdecydowanie Mathallen. Może nie jest to dwugwiazdkowa restauracja Maemo, ale jest to miejsce pokazujące co jedzą mieszkańcy stolicy Norwegii. 



Kawałek drogi od centrum Oslo w czerwonym starym budynku mieści się oslowska hala targowa. Jest w niej wszystko, czego potrzebuje osoba lubiąca dobre smaki. Obok stoiska z suszonymi owocami, warzywami i grzybami jest stoisko z najświeższymi rybami jakie widziałam poza barcelońską La Boqueria. Można kupić tu świeże mięso, poprosić o odpowiednie pokrojenie czy zmielenie. Można w końcu tu zjeść i napić się dobrej kawy. Wydawałoby się, że w kraju, który pije najwięcej kawy na świecie o to nie jest trudno. Można się jednak grubo pomylić. 





Do Mathallen przychodzimy we trójkę w południe w środku tygodnia. Mijamy ojców z dziećmi, matki z dziećmi, ludzi bez dzieci, ludzi bez pracy i ludzi, którzy właśnie wyszli z pracy na lunch. W Mathallen prawie wszystkie stoiska będące sklepami przygotowują proste menu lunchowe. Dla przykładu, stoisko rybne miało w ofercie rybnego burgera ze świeżymi warzywami. Nigdy nie jadłam tak dobrze zrobionego kotleta z ryb – smakował świeżymi rybami, gdzieś w tle czuć było odrobinę pietruszki i mielonego ziela angielskiego. Stoisko z mięsem przygotowało kanapkę pulled chicken we wspaniałym wyrazistym nieco pikantnym sosie. Patrząc wokoło miałam wrażenie, że wszystkie stoiska przygotowały jakąś wersję kanapki. Nie było to niczym dziwnym, bo większość Norwegów w porze obiadowej posila się właśnie kanapkami. 




Między stoiskami z serami, pieczywem, mięsem, rybami były dwa, które zwróciły szczególnie moją uwagę. Pierwsze to absolutnie ujmujący sklep z suszonymi owocami, warzywami i grzybami. Wszystkie te dobra nabite na sznurki zwisały radośnie z belek podwieszonych nad kasami. Wyglądało to niesamowicie. Rzeczywiście, obsługa zdejmowała klientom dokładnie ten sznurek suszonych pomidorów czy jabłek, o które prosili. Drugim stoiskiem był sklepik, który mogę nazwać „smaki Skandynawii”. Na pewno nazywał się inaczej, ale zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Na półkach panoszyły się słoiczki z lukrecją, butelki z sokiem jabłkowym, żelki we wszystkich kształtach, suszone ryby, kawy z lokalnych palarni, brunosty z małych serowarni. Było jeszcze trzecie miejsce. Nie był to sklep, ale mikroskopijny bar kawowy. Przy czarnej długiej ladzie dwie młode baristki przygotowywały kawę w dripie. Miały dwa rodzaje ziaren i jedną metodę parzenia. Dwie kawy, dwie baristki, jeden drip, zero mleka. Ujmująca prostota. 




Mathallen to miejsce, które jest przede wszystkim bazarem pod dachem. Są tam, oczywiście, restauracje, ale nie one stanowią o sensie hali. Zgrabnie łączy się tutaj zrewitalizowane wnętrza z nowoczesnymi rozwiązaniami architektonicznymi. Warto tu zajrzeć nawet, jeśli nie mamy ochoty niczego kupować. Zawsze można wypić dobrą kawę, zjeść kardamonową bułeczkę lub bułeczkę z budyniem i kokosem z malutkiej piekarni, pooglądać jak smakuje Norwegia i po prostu przysiąść na chwilę rozkoszując się widokiem suszonych owoców. 

Mathallen
Adres:  Vulkan 5, Oslo

1 komentarz:

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A