Posłanie dziecka z atopowym zapaleniem skóry do przedszkola to wielkie wyzwanie. Jak poradzić sobie z nowym miejscem i co z dietą?
Atopowe zapalenie skóry to jedna z najbardziej enigmatycznych chorób skóry. Z jeden strony jest grupa alergenów na które chory reaguje niemal natychmiast, a z drugiej strony nawroty choroby bywają zupełnie niespodziewane. Zawsze jednak zaczyna się od niewielkich czerwonych plamek, które swędzą, rozlewają się po ciele, a zadrapane zaczynają wyglądać jak jedna wielka rybia łuska z ranami. AZS to choroba autoimmunologiczna, która mocniej daje o sobie znać, kiedy chory jest zestresowany. Czy w takiej sytuacji jest szansa na to, żeby dziecko poszło do przedszkola? A jeśli tak to czy może iść tylko do przedszkola dla alergików?
Dla każdego dziecka pierwsze dni w przedszkolu są trudne. Pewnie są też trudne dla większości rodziców. My posyłając do przedszkola naszą córkę z AZS najbardziej baliśmy się, że nie będziemy w stanie panować nad jej dietą. Panna T. nie może jeść żadnych owoców drobnopestkowych (zero pomidorów, malin, truskawek, jagód, jeżyn), żadnych cytrusów i owoców egzotycznych poza mango i arbuzem. Wiemy to z doświadczenia. Mango wywołuje natychmiastowe drapanie, podobnie jak truskawki i pomidory. Połączenie nabiału z cukrem też nie robi jej dobrze. Nie od razu, ale po kilku godzinach widać, że coś złego zaczyna dziać się z jej skórą. O tym wszystkim powiedzieliśmy w przedszkolu i ustaliliśmy, że będzie dostawała posiłki bez tego co ją alergizuje.
Na początku było koszmarnie. W ciągu dnia skóra nie dawała się we znaki, ale noc w noc przez pierwsze dwa tygodnie budziło ją swędzenie. Stres. Potem było lepiej, ale niezupełnie dobrze. Szukając przyczyn suchości skóry zaczęliśmy dokładnie przyglądać się temu w co się ubiera i co je. Okazało się po jakimś czasie, że rzeczywiście w przedszkolu nie dostawała "alergenów" w formie surowej. Ale spaghetti bolognese na jej talerzu wyglądało tak samo jak na talerzach innych dzieci. Przetworzone pomidory to jednak nie-pomidory według firmy cateringowej. Po długiej rozmowie z dyrekcją przedszkola doszliśmy do wniosku, że będziemy jej przygotowywać posiłki sami w domu. Wiedzieliśmy, że to pracochłonne rozwiązanie, ale nie chcieliśmy rezygnować ze wspaniałego przedszkola. Mieliśmy świadomość tego, że będziemy musieli przygotowywać jej posiłki na cały dzień przez cały rok. Bez wyjątków. Wiedzieliśmy, że codziennie rano będziemy maszerować do przedszkola z termosami i pudełkami wypełnionymi śniadaniem, zupą, daniem głównym, surówką, podwieczorkiem i przekąską. Ani przez chwilę nie żałowaliśmy tej decyzji. Rzeczywiście, przygotowanie posiłków na początku zabierało dużo czasu. Nie umieliśmy dobrze tego zaplanować, ciągle robiliśmy za dużo, czasem brakowało nam produktów, a czasami pomysłów na dania. Widzieliśmy jednak, że ma to sens. Nie nastąpiło cudowne uzdrowienie chorej skóry, ale wiedzieliśmy że jeśli coś się złego dzieje to na pewno nie przez jedzenie.
Zaczął się trzeci rok codziennego przygotowywania obiadów do przedszkola. A od 1.09 też do szkoły.
Jak planujemy posiłki?
1. Robimy dużo wywaru
W niedzielę wieczorem gotujemy 2 litry wywaru warzywnego, który będzie bazą do zup na cały tydzień. Codziennie rano (a czasami wieczorem) kroimy warzywa, dodajemy kasze i robimy jakąś zupę. Krupnik to zwykle 1/4 marchewki, 1/2 ziemniaka, 1 łyżka kaszy i 1 łyżeczka koperku. Czerwony barszcz to 1 upieczony burak, 1/2 marchewki i 1/2 ziemniaczka. Wywar to 90% zupy. Cała reszta robi się sama. Naprawdę.
2. Mrozimy
Jeśli robimy pierogi to robimy ich 30. Dodatkowe klopsiki, kotlety z kaszy gryczanej czy ciasto mrozimy. Dzięki temu mamy w zamrażarce jedzenie na "czarną godzinę" i dzień w którym naprawdę nie mamy niczego w lodówce.
3. Robimy kilka rzeczy z jednego surowca
Kiedy robimy coś z mięsa mielonego, przygotowujemy dwa dnia na raz - zwykle są to klopsiki i spaghetti z sosem bolognese bez pomidorów albo pieczone kotlety mielone z warzywami w środku.
Kiedy pieczemy buraki, pieczemy ich kilka - jednego dnia będzie z nich zupa, kolejnego surówka. Jak kupujemy ogórki kiszone to jeden zawsze idzie na zupę, a kolejne do pojemnika z obiadem jako dodatek warzywny. Codziennie obiad jest inny, a powtarzające się składniki występują w innej roli.
3. To, co można przygotowujemy poprzedniego wieczoru
Nas jest tylko dwoje, a czasami jedno. Dzieci jest troje. Nie ma opcji, żebyśmy wstawali rano i z pieśnią na ustach robili obiad. Dlatego wieczorem robimy tyle ile się da. Włącznie z gotowaniem ryżu, makaronu czy kaszy. Potem rano wszystko podgrzewamy lub wyjmujemy z lodówki do śniadaniówek i już. Z kaszą jest o tyle fajniej, że rano można ją zjeść z owocami na śniadanie (jaglanka, pęczak, ryż, jęczmienna), a potem zaserwować ją na obiad. Dlatego kaszy zawsze gotujemy więcej niż trzeba. Ona też spokojnie wytrzyma w lodówce 2 dni.
4. Korzystamy z termosów
Wszystkie zupy i dania jednogarnkowe pakujemy do małych termosów firmy Thermos i Skip Hop. Obiad pakujemy do termosu Nuvita, który składa się z trzech pojemników. Dzięki temu ziemniaki/kasza/mięso/ryba/surówka nie są wymieszane.
5. Staramy się przygotowywać posiłki podobne do tych serwowanych w przedszkolu
Zwykle pod koniec tygodnia na tablicy ogłoszeń w przedszkolu pojawia się informacja o menu na następny tydzień. Traktujemy to jako inspirację. Nie chcemy, żeby nasze dziecko jadło coś zupełnie innego niż cała grupa, bo wiemy że bywa to dla niej trudne - "wszyscy mieli koktajl, a ja nieeee!" Dlatego staramy się przygotować jej albo takie same albo podobne dania - nie może truskawek, więc dostaje koktajl z bananem i cynamonem. Nie może pomidorówki, więc dostaje zupę z pieczonej papryki z ryżem. Nie może ciasta lanego z truskawkami, więc pieczemy jej orkiszowe muffiny z gruszką/jabłkiem/rabarbarem.
6. Nie robimy hałasu wokół jej diety
Na początku baliśmy się tego jak nasza córka zareaguje na jedzenie z termosów. Rozmawialiśmy z nią oczywiście o tym, ale wiemy, że trzylatek teraz potakuje, a następnego dnia będzie w otchłani rozpaczy z powodu swego obiadu. Okazało się, że na początku własne jedzenie sprawiało jej mnóstwo frajdy. Potem przez chwilę miała kryzys, ale nie dotyczył on jedzenia z termosu, a cukierków i ciast przynoszonych przez dzieci z okazji urodzin. Większość dzieci jadła, a ona nie. Na szczęście, bardzo szybko termosy stały się dla niej oczywistością i temat zniknął. Zniknął temat termosu, a nie temat "produktów zakazanych". Rodzice dzieci z alergią na pewno nieraz przechodzili rozmowy, które można streścić "dlaczego oni mogą, a ja nie." My raz po raz mamy te rozmowy, ale na szczęście dotyczą one tak samo córki z azs jak i zdrowego syna.
- jaglanka z jabłkiem, cynamonem i kardamonem
- krupnik
- pulled pork, kasza gryczana, kapusta kiszona
- chleb żytni, serek naturalny, ogórki
- jogurt naturalny z morelami
- marchwianka z kaszą jaglaną
- klopsiki, pęczak, ogórki kiszone
- muffiny orkiszowe z bananem
- kanapka z pulled pork, papryka
- zupa kalafiorowa
- makaron razowy, sos a'la bolognese z papryką i marchewką
- wafel ryżowy, jabłka
- kefir z bananem
- rosół z makaronem
- ryż, pieczony łosoś, gotowany kalafior
- grahamka z serkiem łaciatym, marchewka
- jajko na twardo, ogórek kiszony
- zupa jarzynowa (marchewka, pietruszka, kalafior, fasolka szparagowa)
- pierogi z twarożkiem i ugotowanym jabłkiem
- melon, plaster żółtego sera, wafel ryżowy,
Dziękuję. Przedszkole syna jest stricte dla alergików i jest dobrze. Mimo, że ma 4 lata ja myślę o szkole. Choć mam się za dobrze zorganizowaną ten wpis dał mi spokój ducha.Dziękuję!
OdpowiedzUsuńmistrzowie organizacji!!
OdpowiedzUsuńEj, to mango moze czy nie moze? Pewnie moze melona, tak?
OdpowiedzUsuńMoze melona a mango nie :)
UsuńTo wyedytujcie w treści, bo teraz jest raz, że może mango, a raz, że nie.
UsuńPS. Jesteście mistrzami, podziwiam Was!!
Wow! Zatkało mnie :) jesteście mistrzami organizacji. Wszystko świetnie opisane, aż ma się wrażenie, że to bułka z masłem!
OdpowiedzUsuń