niedziela, 15 listopada 2015

Naprawdę musisz jeść w teatrze?

Żywienie dzieci jest dla nas ważne. Zastanawiamy się, co serwujemy im i sobie, jak skłaniać nasze potomstwo do próbowania nowych rzeczy. Ot, klasyczne dylematy rodziców, którzy chcą być świadomi. Ale świadomi tego, co jemy nie przestawajmy myśleć o tym, w jakich okolicznościach sięgamy po jedzenie.

Nasze dzieci mają absolutne szczęście. Ich wujek jest aktorem, więc chodzą do teatru dla dzieci na absolutnie wszystko. Czasami oglądają te same sztuki po kilka razy. Dzięki temu spędzamy tam jakąś część naszego czasu wolnego. Taką, którą dzielimy z setką zupełnie nieznanych nam osób. Te wypady do teatru zwykle kończą się długą litanią "wypominkową". Bo inne dzieci przynoszą do teatru cukierki, a my nie. Bo przynoszą żelki, a my nie. Bo mamy kupują im jajka-niespodzianki, a my nie. Bierzemy to na klatę. Ale dzisiaj w tej litanii padł argument, który zupełnie zbił nas z tropu: "bo nie pozwalacie nam jeść w trakcie spektaklu, a nawet rodzice jedzą."  


To jest moment w którym zalewa nas fala żółci i złości niezmierzonej. To, że noworodki jedzą na żądanie jest naturalne. To, że dzieci nagle przypominają sobie o jedzeniu też jest w miarę naturalne. Im starsze dziecko, tym łatwiej umówić się z nim na jedzenie "przed spektaklem" i w antrakcie. Ale to, że rodzice w trakcie spektaklu jedzą ciastka, żują gumę, podtykają pod nos swoim dzieciom lizaki, wysiorbują resztki soczku z kartonika, dopijają colę z plastikowej butelki, robiąc przy tym klasyczne plastikowe "kszszsztyyychrup" woła o pomstę do nieba. Czy naprawdę trudno wytrzymać maksymalnie 45 minut bez jedzenia? 

Ja wiem, że teatr dla dzieci to nie jest miejsce pod szczególnym towarzyskim nadzorem - miejsce, w którym trzeba się pokazywać, żeby zostać zaliczonym do "bywającej" klasy średniej. Ale to teatr. Z prawdziwymi aktorami i sztuką. I przede wszystkim z widownią, z dziećmi, które się uczą wszystkiego przez obserwację. 

Gdyby tacy jedzący rodzice byli jakimiś pojedynczymi przypadkami, to bym tego nie pisała, ale dzisiaj wokół nas siedziało sześcioro dorosłych jedzących w trakcie przedstawienia. Jeden na moją uwagę, że jego chipsy jabłkowe są nieco nie na miejscu odpowiedział: "Niech się pani tak nie obrusza. To przecież teatr dla dzieci". W tej sytuacji trudno się ucieszyć z tego, że chipsy były jabłkowe a nie ziemniaczane o smaku zielonej cebulki.

Więc może poza rozmowami o tym co jemy, powinniśmy czasem porozmawiać o tym gdzie i kiedy jemy. Albo nie jemy. 

6 komentarzy:

  1. Anonimowy11/15/2015

    Choć sama od małego wchodziłam do teatru podobno nigdy nie zjadłam niczego w czasie i po spektaklu jedynie piłam wode co jest bardziej zrozumiałe. Miesiąc temu byłam w teatrze wieczorem,było pełno tam klas gimnazjum/liceum więc w moim wieku,nie chce nic mówić o tym że przed spektaklem jak i w przerwie widziałam kilkanaście rąk robiących selfie. Najbardziej co mnie zdziwiło że ludzie w moim wieku nie umieją poczekać 2 godzin by zjeść. Serio musicie jeść w trakcie spektaklu? Teatr to nie kino ludzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet w kinie jedzenie jest dla mnie nie do przyjęcia . To szeleszczenie, chrupanie nie zważanie ,że innym może to po prostu przeszkadzać ....:((((
    Ale jak widać naród nam chyba chamieje -bo jak to inaczej nazwać ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę tego nazywać. Chcę, żeby wróciły standardy kulturalnego zachowania - jeansy są fajne, ael może nie do teatru, jedzenie jest ok, ale może w innym miejscu? Dla mnei zadzwiające jest to, że robią to dorośli. Ludzie, którzy (teoretycznie) powinni znać normy społeczne.

      Usuń
  3. Szczerze mówiąc, zaszokowałaś mnie tym postem, bo po prostu do głowy by mi nie przyszło, że w teatrze można jeść... No to jest przecież takie nieeleganckie... Ech, ludzie... A najgorsze jest to, że dzieci uczą się od rodziców; aż się boję, jak będzie wyglądał teatr za dwadzieścia lat...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżu, tak tak tak!
    pracowałam 3 lata w dziecięcym teatrze jako obsługa widowni i doprowadzało mnie to do szału - bo serio, te sztuki nie są długie.nie trwają z reguły nawet pełnych dwóch godz, nie raz trochę ponad 1h. jest antrakt, dziecko nie umrze z głodu. nie takie powyżej czterech lat na odpowiednim spektaklu (bo rozumiem jak mieliśmy specjalne sztuki na zapoznanie się z teatrem dla totalnych maluchów, to inne zasady).
    a najlepsze jest to, że nasze kierownictwo normalnie na to zezwalało - bo to zachęca publiczność w weekendy, że tak jak w kinie można sb podjeść.
    no nie, no nie! oczekują sami kultury dla sztuki, a sami prowokują takie a nie inne zachowania.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A