wtorek, 23 sierpnia 2016

100 dni bez kawy - czy da się bez niej żyć?

Najpierw była jedna na kilka dni, potem jedna dziennie, a niedawno jedna co dwie godziny. Sześć kaw dziennie. Od 100 dni nie wypiłam ani jednej. 


Uwielbiam zapach świeżo zaparzonej kawy. Nie musi być zaparzona - zapach mielonej kawy jest jednym z moich ulubionych. Pamiętam, że jak byłam mała lubiłam wyjadać z dna filiżanki fusy po kawie mamy. Po kawach gości też mogłam wyjadać. Tak ją to denerwowało, że pierwszą rzeczą, którą robiła była zmywanie szklanek. Kawy nie piłam do 19 roku życia. Zaczynałam klasycznie - od dużego latte. Było w niej sporo mleka i wydawała się lekka. Taka wersja kawy dla początkujących i wierzących, że kawa z mlekiem jest lekka. 

Na czwartym roku studiów wyjechałam do Katalonii na erazmusa i tam odkryłam cortado. Espresso z małą ilością mleka wypijane w ulubionej kawiarni i przegryzane malutkim croissantem z czekoladą stało się moim codziennym rytuałem. Codziennie o 16 wpadałam po zajęciach z torbą pełną notatek i słownikiem angielsko-katalońskim, zamawiałam kawę i rogala, płaciłam 2 euro i siedziałam przez godzinę pisząc listy do A., plotkując z czeską koleżanką i czytając gazety.  Kiedy wyjechaliśmy na rok do USA już w pierwszym tygodniu kupiliśmy tradycyjną włoską kawiarkę. Mamy ją do dzisiaj. Teoretycznie wychodzi z niej 6 espresso, ale zwykle jedna kawiarka wystarczała na dwie kawy. 

Potem przestawiłam się na nieco mocniejszy flat white - ciągle z mlekiem, ale podwójne espresso. Pewnego dnia pokochałam kawy jednorodne. Zaczęłam pić kawę "czarną". Wcale nie była zupełnie czarna. Nie smakowała też jak pluja po turecku ze szklanki z koszyczkiem. Raz była bardzo lekka i owocowa, raz nieco kwaśna. Po rozmowie z właścicielem palarni kawy Karma (możecie przeczytać ją tutaj) zdecydowaliśmy się na zakup ręcznego młynka do kawy. Bo grubość mielenia też ma znaczenie. Dzisiaj w naszym domu mieszka elektryczny młynek do kawy (który kawy nigdy nie widział), ręczny młynek do kawy, dwie kawiarki, chemex i ekspres ciśnieniowy. 

Od pierwszego maja nie piję kawy. Żadnej. Nawet bezkofeinowej. 




CO SIĘ ZMIENIŁO? 
1. Mam więcej energii

Pierwsze dni bez kawy były dość trudne. Po odstawieniu było mi smutno i sennie. Oczywiście zrzucałam to na karb niewyspania i nocnych karmień (w ciąży też piłam dwie kawy dziennie). Ostatnio przeczytałam jednak, że odstawienie kawy to jak odstawienie każdego innego narkotyku. Nie! Kawa nie jest narkotykiem. Ale kofeina blokuje działanie adenozyny, która odpowiedzialna jest za odpoczynek. Nasz mózg chcąc odpocząć produkuje jej coraz więcej. Dlatego odstawiając kofeinę czułam się senna i smutna - miałam w głowie za dużo substancji odpowiedzialnej za równowagę i odpoczynek! Teraz czuję się świetnie. Nie mam już takich kofeinowych etapów nadpobudliwości. A po wypiciu kawy wpadałam w amok i robiłam tysiąc rzeczy na raz. Nie mam też zjazdów energetycznych. Po prostu, w zupełnie naturalnym i równym tempie męczy się moja głowa. 

2. Mam białe zęby

Od momentu odstawienia kawy mam ładniejszy uśmiech. Nie zmieniłam szczoteczki, nie zmieniłam pasty. Po prostu, kawa zmienia kolor szkliwa. A brak kawy sprawia, że szkliwo jaśnieje. Bardzo miły efekt uboczny.

3. Nie boli mnie brzuch

Po nadużywaniu kawy miewałam bóle brzucha. Pewnie ze względu na nadmiar mleka, które lubiłam sobie czasem dodać. W każdym razie, teraz ja i mój brzuch jesteśmy szczęśliwi. I nie wierzcie w to, że po odstawieniu kawy czekają was problemy gastryczne. Wcale nie! 

4. Mam więcej pieniędzy

Nie potrafię powiedzieć ile zaoszczędziłam. Nie zawsze piłam kawę w domu. Czasem kupowałam ją w kawiarni, czasem na stacji benzynowej. Na kawę jednorodną potrafiłam wydać dużo tylko po to, by spróbować czym się różni Kostaryka palona w Warszawie od tej palonej w Krakowie. Poza tym, do kawy w kawiarni zawsze dokupowałam muffinka, ciasteczko i sernik. 

5. Chodzenie do kawiarni jest trudne

Teraz przejdźmy do tych mniej optymistycznych aspektów odstawienia kawy. Chodzenie do kawiarni latem było męczarnią. "Chodź na kawę" zaczęło brzmieć jak przekleństwo! W większości miejsc jeśli nie chcesz pić kawy możesz napić się słodzonej lemoniady, słodzonej mrożonej herbaty lub słodkiego koktajlu. Możesz ewentualnie wziąć gorącą herbatę lub wodę. Zwykle brałam gorącą herbatę i czekałam aż ostygnie. Koszmar! Teraz umawiając się z kimś proponuję miejsca w których można napić się czegoś niesłodzonego poza kawą. Zwykle jednak jest to herbata. I zwykle zamawiając herbatę dostaję imbryczek, który mieści 3 filiżanki. Dlatego kiedy kawosz kończy, ja jestem na początku mojej herbacianej drogi.

6.  Pracuję nad kontekstem

Od kiedy nie piję kawy łapię się na tym jak bardzo była ona obecna w niektórych kontekstach. Jadąc samochodem w dalszą podróż nie zatrzymuję się na stacji po kawę. Widzę to smutne i puste miejsce na kawę obok kierownicy i czegoś mi tam brakuje. Biorę ze sobą wodę w małej butelce i stawiam w miejscu w którym zawsze była kawa. Na dworcu łapię się na tym, że wchodzę do kawiarni. Ale nie bardzo mam po co. Zawracam.  Kiedy się wściekam, mam ochotę na kawę.  Nie robię kawy. Robię trzy głębokie wdechy i przypominam sobie, że zapijanie i zajadanie stresów to droga do nikąd. To są momenty w których czuję, że życie bez kawy jest trudne. 

Zawsze uważałam się za osobę "wolną od nałogów." Jednak te sześć filiżanek to było już zdecydowane przegięcie i czułam, że to za dużo. Spróbowałam na próbę rozstać się z kawą i na razie mi się udaje. Naprawdę dobrze się z tym czuję. Teraz pora na czekoladę... 

Wszystkie zdjęcia kawy pochodzą z naszego Instagramu. Nasz przyjaciel napisał nam kiedyś, że po obejrzeniu naszego insta musiał iść do kawarni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A