poniedziałek, 22 maja 2017

Brunost, czyli jak pokochaliśmy brązowy ser

Nasz przygoda z brunostem zaczęła się pewnego poranka w Oslo 2 lata temu. Na śniadanie dostaliśmy chleb, dżem truskawkowy i blok czegoś brązowego


Nasz gospodarz krótko wyjaśnił, że robi nam mały test. Mieliśmy sprawdzić się jako potencjalni Norwegowie. Prostopadłościan w kolorze karmelowym stanął przed nami, a wraz z nim strug do sera (bo tak się nazywa taki śmieszny przyrząd do krojenia twardych serów). Ukroiliśmy sobie po plasterku czegoś, co miało strukturę nieco twardszą niż mozzarella, a w kolorze przypominało kajmak. Lub deskę barlinecką. Powąchaliśmy. Pachniało trochę karmelem, trochę kwasem, trochę zsiadłym mlekiem, a trochę maślanką. Raczej maślanką. Spróbowaliśmy. Plasterek delikatnie się złamał, a potem obkleił język i podniebienie. Był trochę kremowy, delikatnie słodkie i mdły. Pierwsze skojarzenie to chyba cukierki werter's original tylko bardziej karmelowe i kwaskowate. Drugie, Rivella - szwajcarski napój z serwatki.

Brunost to norwesku brązowy ser. Chociaż serowarzy oburzyliby się, że nie ma to nic wspólnego z prawdziwym serem. Nie ma w nim ani grama podpuszczki. Brunost powstaje w procesie wygotowywania serwatki i mleka lub śmietany. Dzięki serii reakcji aminokwasów i cukrów powstaje brązowa masa. Po odparowaniu wody z masy powstaje brunost. Nie trzeba go dojrzewać, można go jeść od razu, a w lodowce może być przechowywany przez kilka miesięcy. W norweskich sklepach leży czasem poza lodówką, więc nie jest wymagający. Dziecięca i uboższa wersja brunosta to prim - pasta kanapkowa o konsystencji i kolorze masy krówkowej, którą łatwo posmarować pieczywo czy gofra.  


Oślańskie kawiarnie i piekarnie wypełnione są o poranku klientami kupującymi obowiązkową kawę (Norwegowie są niekwestionowanymi liderami w konsumpcji kawy) i bułeczkę z brunostem. Bułeczka z brunostem to po prostu bulka i dwa plasterki sera (bez masła). W wersji luksusowej zamiast bułeczki występuje gofr - taki w kształcie klasycznego serduszka przygotowany w gofrownicy, którą można dostać w każdym polskim sklepie, a brązowy ser posmarowany jest konfiturą truskawkową. Brunost to nie tylko słodki ser kanapkowy. Dodaje się go do wypieków i dań wytrawnych. Szczególnie dobrze sprawdza się w sosach nadając im głębokiego, karmelowego smaku. 

W sklepie można znaleźć trzy rodzaje brunosta: ekte geitost produktowany wyłącznie z serwatki mleka koziego; geitost produktowany z mleka krowiego z dodatkiem mleka koziego i fløtemysost produktowany wyłącznie z mleka krowiego. Im więcej koziego mleka, tym intensywniejszy smak. Najpopularniejszym producentem brunosta jest firma Tine, która produkuje aż 13 rodzajów brązowego sera. W każdej norweskiej lodówce można znaleźć kilka rodzajów brunostów. Jak to zwykle bywa, w całej Norwegii jest mnóstwo małych manufaktur zajmujących się produkowaniem sera od szczęśliwych krów i kóz. 

Po spróbowaniu brunosta stwierdziliśmy, że jest pyszny. Zupełnie inny niż cokolwiek, co jedliśmy do tej pory. Nasze dzieci były innego zdania. Nigdy nie widzieliśmy, że ser tak szybko może pokonać drogę z ust do talerza. Jest jednak coś niesamowitego w tym produkcie – jego długa historia, fakt, że jest produktem ubocznym (bo jednak robi się go z serwatki) i norweskość. Dla miłośników natury Norwegia to fiordy. Dla miłośników jedzenia Norwegia to brunost. 


4 komentarze:

  1. to wygląda jak czekolada

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda apetycznie! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy5/22/2017

    "produkowaniem sera od szczęśliwych kur i kóz" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale się uśmiałam ;) zmieniłam! dziękuję za uważne czytanie i czujność!

      Usuń

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A