czwartek, 25 maja 2017

Mama, czyli historia niejednej kawy

Jednym z pierwszych silnych wspomnień jest wydłubywanie fusów z jej filiżanki po kawie po turecku. Drugim, stanowcze "idź się pobaw, a ja się napiję kawy". 


Jako małe czteroletnie stworzenie zupełnie nie rozumiałam co takiego fascynującego może być w piciu kawy. I czytaniu gazety albo książki. I dlaczego w ogóle mama chciała przez chwilę być sama, beze mnie, przy stole, w ciszy czytając i pijąc kawę ze szklanki z cienkiego szkła (bo moja mama nie znosi kubków). 

Napisać, że moja mama jest niezwykła to tak jakby napisać, że pączek musi być z lukrem. Kiedy nikt nie słyszał o rodzicielstwie bliskości, a płacz dziecka uznawany był za przejaw zdrowej socjalizacji, mama pozwalała mi ze sobą spać i jako pierwsza osoba zupełnie poważnie potraktowała moją niechęć do przedszkola. Niechęć to naprawdę mało powiedziane - nienawidziłam tej głupiej instytucji w której najpierw pytano czy chcę budyń z sokiem, a kiedy odpowiadałam przecząco dostawałam tego soku dwa razy więcej niż koleżanki obok. Do dzisiaj uważam, że budyń z sokiem to jakieś koszmarne połączenie. A mama nie dość, że tego soku do budyniu nie dolewała, to zabrała mnie z przedszkola i została ze mną w domu. I cierpliwie wyklaskiwała ze mną sylaby najdziwniejszych słów, bo była to moja ulubiona zabawa. 

Mama pozwalała mi spełniać marzenia mimo, że musiało ją to dużo kosztować. Najpierw chciałam być skrzypaczką. Dopiero teraz, kiedy nasza pięciolatka marzy o graniu bez ćwiczenia lub ćwiczeniu zbyt energicznym niż jesteśmy w stanie to znieść, rozumiem jej poświęcenie. Mama nigdy mi nie powiedziała, że straszliwie nieudolnie jeżdżę tym smyczkiem po strunach i tak naprawdę najchętniej posłuchałaby własnych myśli. Dzisiaj dopiero rozumiem, że szkoła muzyczna była nie tylko moją orką, ale też jej ugorem. Żebym nie opychała się kanapkami, przynosiła mi w słoiczku mój ulubiony kremowy krupnik z klopsikami. Byłam słoikiem zanim się przeprowadziłam do Warszawy! 

Kiedy byłam młodsza potrafiłam jej zrobić sceny kulinarnej zazdrości o mojego starszego brata. Kiedykolwiek by się nie pojawił w naszym rodzinnym domu czekała na niego szarlotka i babka ziemniaczana i mnóstwo innych pyszności. Dzisiaj my dostajemy nie tylko szarlotkę na "wejście", ale na wyjście. I moje ulubione drożdżówki z cynamonem i kawałkami jabłek. I babkę piaskową, której nie umiem tak jak ona. 

Mama do dzisiaj się dziwi, że lubię gotować. W końcu jako podlotek z całym przekonaniem twierdziłam, że takie rzeczy są nie dla mnie. Ale przez osmozę chyba nauczyłam się robić te wszystkie kluski, kopytka, ciasta, klopsiki, zupy i surówki. Wiem, że najlepsza kasza zawsze znajduje się pod kołdrą, a słodycze przed dziećmi chowa się pod łóżkiem. 

Ostatnio powiedziałam Mamie po raz kolejny, że muszę się odchudzać. Usłyszałam wtedy mądre słowa "też całe życie się odchudzałam. Odmawiałam sobie tego i tamtego, bo chciałam być szczupła. I co? Minęły lata i teraz chciałabym wiele zjeść, ale już nie mogę". Przemyślałam sprawę i przestałam być dla siebie taka surowa. 

Jak ktoś mi mówi, że dzieci lepiej zachowują się bez rodziców to sobie myślę, że mają rację. Przy mamie mogę być szorstka, zezłoszczona, rozgoryczona, szczęśliwa i wzruszona. Ona to widzi i nadal mnie kocha. Fascynuje mnie to, mimo że sama mam dzieci. 

W Dniu Matki życzę Ci, Mamo, żebyśmy zawsze miały czas na wspólną kawę. I dziękuję Ci, że cierpliwie czekasz na nasz wspólny czas, aż dzieci w końcu pójdą spać. I że nauczyłaś mnie, że przesadnie dbając o dobrostan innych trzeba zawalczyć chociaż o te kawowe pięć minut na zebranie własnych myśli. 

2 komentarze:

  1. Też kiedyś się zastanawiał co w tej kawie jest, że mój tato tak ją wielbi ( mama nie pije kawy) aż dziobnęłam fusów i również przepadłam. Do dziś uwielbiam delektować się kawą, najlpeiej świeżo mieloną i zaparzoną ;) hmhmhm ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A