piątek, 3 kwietnia 2015

Dlaczego niczego nie ugotuję na Wielkanoc?

Święta w Polsce to czas szczególny. Przygotowujesz się do nich kupując drobiazgi od zajączka, przeglądając przepisy na nowe mazurki, bezglutenowe pieczywo czy bezmięsne pasztety. Święta to czas, kiedy mocno odczuwasz swoje miejsce w rodzinie. Albo Święta organizujesz albo na Święta przyjeżdżasz. W praktyce oznacza to, że albo jesteś w grupie roboczej albo w grupie siedząco-trawiącej.

zdjęcie: Moyan Brenn

Wczoraj rozmawiałam z blogerkami właśnie o świątecznym jedzeniu. Wymieniałyśmy się pomysłami na dania - pieczona kaczka, gęś faszerowana kiszoną kapustą, pasztet z królika, żur na domowym zakwasie. Przekonywałyśmy się do wyższości bezjajecznej babki z musem z dyni nad mrożoną babką drożdżową na 12 żółtkach. Siłowałyśmy się na argumenty czy żur z chrzanem czy mocno wędzony. Klasyczne rozmowy kobiet, których pasją i pracą jest pisanie o jedzeniu. Tak sobie rozmawiając niezobowiązująco padło cholernie ważne pytanie - gdzie spędzasz Święta?

No właśnie. To, gdzie spędzasz Święta determinuje to, czy te Święta rzeczywiście przygotujesz. Jeśli Święta organizują rodzice, teściowie czy wujkowie, to masz marne szanse na ich przygotowanie. Większością rzeczy zajmą się oni. Początkowo myślałam, że to jest domena naszej rodziny, która jest wyjątkowo gościnna i samodzielna. W końcu jesteśmy z Podlasia słynącego ze świetnie gotujących kobiet zawsze gotowych nakarmić przybyłych. Okazuje się jednak, że babcie, mamy i ciocie zwykle dzierżą palmę pierwszeństwa w gotowaniu, niezależnie z której części pochodzą. Niektóre nawet, jeśli Świąt nie organizują, przyjeżdżają z torbą wypełnioną świątecznymi dobrami. Bo tak.

Kilka lat temu mocno przepychałyśmy się z mamą o przygotowania. Ja chciałam równego podziału obowiązków, mama i tak przygotowywała większość tradycyjnych potraw. Po kilku latach wypracowałyśmy kompromis - ona gotuje, ja piekę ciasta. Wszystko działało do momentu, kiedy nasze dzieci nie zorientowały się, że szarlotka babci Marii smakuje inaczej niż szarlotka mamy, a sernik babci Danusi nijak się ma do sernika mamy. To dzięki nim uświadomiłam sobie coś ważnego - co roku na świątecznym stole pojawiają się te same potrawy. Smakują domem, bezpieczeństwem, tradycją. Smakują czasem, kiedy przy stole byli też nasi dziadkowie, a my byliśmy niecierpliwymi dziećmi nie rozumiejącymi zasad polskiego biesiadowania.

Dzisiaj doceniam każdą minutę jaką rodzice spędzają w kuchni po to, żebyśmy "naprawdę poczuli, że są Święta". Dlatego nie wpycham się im w paradę, z podziwem patrzę jak robią domową kiełbasę czy kręcą mięso na pasztet. Cicho przemycam mazurki z kajmakiem i swoje drożdżówki doceniając to, że   oprócz nich na stole będą smaki doskonałe: sałatka jarzynowa, sos tatarski i klops z jajkiem na twardo w środku. I czuję, że już tak może zostać.

2 komentarze:

  1. Dobrego czasu w Domu życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to bardzo ważne. A najbardziej docenia się te chwile wtedy, kiedy kogoś już zabraknie... Ostatnią rzeczą jaką nauczyła mnie mama było robienie kołdunów. I tego nigdy nie zapomnę :-) Wszystkiego dobrego od przygotowującej samodzielnie już całe święta!

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A