czwartek, 15 października 2015

Piękne książki o polskiej kuchni szukają nowego domu

Drodzy Czytelnicy!

Po pierwsze, bardzo dziękujemy Wam za Wasze wsparcie i głosy w konkursie Expo. Dostaliśmy dużo ciepłych wiadomości i pozytywnych wzmocnień. Nie jedziemy do Mediolanu, ale jedziemy do Krakowa. I też się bardzo cieszymy. Jednocześnie po raz kolejny gratulujemy wszystkim Blogerkom, które w fantastyczny sposób zinterpretowały tradycyjne polskie składniki i dania. Bardzo Was zachęcamy do obejrzenia blogerskiej książki kucharskiej dostępnej tutaj i do ugotowania buraczanych pierożków czy zakręcenia polskiego zabaglione z miodem pitnym. 


Teraz coś dla Was. Dzięki uprzejmości PARP, Organizatora konkursu Blogerzy na Expo, otrzymaliśmy 8 pięknie wydanych książek. Książki są pełne przepisów na dania kuchni polskiej w nowej odsłonie. Jej autorami są m.in. Witek Iwański, Grzegorz Łapanowski, Marysia Przybyszewska i Liska, autorka bloga White Plate. Klimat książki, zdjęcia, aranżacje są utrzymane w stylistyce bloga Elizy. Jest pięknie, ciepło i domowo. 




PIĘKNE KSIĄŻKI SZUKAJĄ DOMU

Mamy do oddania 4 książki po włosku i po angielsku i 4 książki po angielsku i po polsku. Jeśli macie ochotę zobaczyć, co kryją w środku zapraszamy na stronę Expo.

1. Konkurs w którym można wygrać książki trwa od teraz do 18.10.2015 do 23:59.

2. Waszym zadaniem jest napisanie z jakiego regionu Polski pochodzicie i jaki składnik albo jakie danie najbardziej kojarzy Wam się z Waszym regionem. Może jakiś ser albo konfitura?
Nie chcemy czytać wierszy, nie chcemy czytać wikipedii. Chcemy dowiedzieć się jakie skarby kryją różne zakątki Polski.

3. W komentarzu pod tym postem opiszcie to danie, a potem na nasz adres mailowy (crustanddust at gmail.com) prześlijcie wiadomość z wklejonym komentarzem i Waszymi danymi adresowymi. W ten sposób już w poniedziałek książki trafią na pocztę.

3. Opcjonalnie możecie zaznaczyć, którą wersję językową byście chcieli otrzymać. Ale uwaga! Jeśli Komisja Konkursowa (w składzie Adam i ja) wybierze 8 dań/składników, które nas najbardziej frapują, a osoby o nich piszące będą chciały taką samą książkę, to wyślemy pierwszą z brzegu.

4. Czekamy na Wasze historie do niedzieli!

WYNIKI 
Bardzo dziękujemy za Wasze pyszne historie, wspomnienia, dania, które nas szalenie ciekawią. Gratulujemy Agacie Kuśmierowskiej za samoświadomość językową, Iwonie Wińskiej za Ducha Puszczy, Asi za "zaginiony" sernik, Adze za dumę z Koszalina, Natalii Tomali za śląską kapusto, Agnieszce za "hreczkosiejów", Marthcie za mrowisko, Ani za moskole.
Książki już do Was idą!


15 komentarzy:

  1. Pochodzę z Mazur, ale od 7 lat mieszkam w Poznaniu. Uwielbiam gotować i zawsze staram się przemycać do mojej kuchni smaki przywiezione z rodzinnego domu. Kuchnia mazurska to przede wszystkim proste składniki – ziemniaki, ryby, grzyby…. Moją ulubioną potrawą, którą zawszę będę kojarzyła z moją mamą, to babka ziemniaczana! Świeżo wyjęta z piekarnika, z chrupką skórką i szklanką mleka – ach, smak dzieciństwa!  Chyba nie ma prostszej i tak smacznej potrawy na świecie! Pozdrawiam, Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Pochodzę z województwa łódzkiego, a konkretnie słynnego z bazy lotniczej Łasku. W moim domu często na stole pojawiały się różne dania, jednak nigdy nie interesowałam się zbytnio tym, z jakiego regionu Polski się wywodzą. Jakież było moje zdziwienie, gdy poszłam na studia do woj. lubelskiego i dużo moich znajomych nie rozumiało o czym mówię, gdy do zupy dodawałam "zaklepkę", na pewien rodzaj mięsa mówiłam "czarne" itp. Jednak prawdziwy szok przeżyłam, gdy pewnego dnia wspomniałam, że mam ochotę na zalewajkę i nikt z moich znajomych nie znał tej pysznej zupy. No jak to tak?! To przecież najpyszniejsza zupa na świecie, gdy za oknem jesienne słoty! Przypomina ona nieco biały barszcz. Do jej przygotowania niezbędny jest żur, kiełbaska, śmietana, ziemniaki, cebula i przyprawy. No i oczywiście grzyby! Ich też nie może zabraknąć! Oczywiście najpyszniejszą zalewajkę robi moja babcia, więc za każdym razem, gdy wracam do domu, dzwonię i proszę ją o ugotowanie tej pysznej zupy. Od niedawna i ja poczułam bakcyla do gotowania, a ponieważ za oknem jesień, chyba pora w ten weekend przygotować samemu moją regionalną zalewajkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. stem z Białegostoku, Podlasia. Nasza regionalna kuchnia jest bardzo różnorodna, właściwie jest mieszanina kilku narodowości. Jednak dla mnie zawsze będzie się kojarzyć z wspaniałymi sekaczami, wypiekanymi z dużej ilości jaj, a także z babka ziemniaczana, ze skwareczkami i cebulką. No i jeszcze tak myślę, choć może nie wypada tu o tym wspominać, nasz region słynie ze świetnego bimbru ;) Duch Puszczy, to znany trunek z Podlasia, taka nasza miejscowa whisky. Pozdrawiam, Iwona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pochodzę z Trójmiasta, moja babcia pochodziła z Kaszub, spod Chwaszczyna. Z dzieciństwa poamiętam zupę z brukwi na gęsinie, taką gęstą, prawie jak krem :) Niesamowicie rozgrzewała, lubiłam tez w czasie przygotowania dostać od babci kawałek brukwi surowej do schrupania. Pamiętam też "sernik leniwy", na który przepis niestety zaginął w naszej rodzinie i już chyba od 20 lat go nie jadłam. Był to placek o strukturze ciasta drożdżowego, nie przypominający w ogóle klasycznego sernika, mający jedynie wilgotny posmak twarogu. Pamiętam, że sera dawało się dość dużo, pamiętam też, że wierzch posypywało się grubym cukrem. Piekło się go w niedzielę, a on leżał do soboty i w ogóle się nie psuł ani nie wysychał - tajemnica :) Druga babcia z kolei jest Polką z Wileńszczyzny i uwielbiamy pierogi jej autorstwa: cienkie jak muślin ciasto, farsz z ziemniaków roztartych z maślanką, miętą i pieprzem - poezja :) Inny smak z tamtej strony to "żmudzkie bliny": ugotowaną w warzywach sztukę mięsa wołowego skrawa się w cieniutkie plastry, smaży w cieście i podaje się te placki z sosem z grzybów leśnych :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od urodzenia mieszkam w Bydgoszczy, czyli na Kujawach, a dokładniej w województwie kujawsko-pomorskim. Myśląc o produktach i potrawach regionalnych, może z uwagi na zbliżający się listopad, od razu przyszła mi na myśl gęś. Bardzo znane, nie tylko w okolicy, stało się hasło „gęsina na Świętego Marcina”. Obowiązkowym obiadem na 11 listopada jest u nas gąska właśnie (w końcu Kołuda niedaleko). Z produktów regionalnych kojarzy mi się jeszcze gzik, czyli twaróg ze śmietaną i szczypiorkiem. W Poznaniu podają go oczywiście z pyrami i tam jest najbardziej popularny. Nie mogę też nie wspomnieć o zupach - żur kujawski i czarnina kujawska - jesienią w każdej restauracji i w wielu domach obecne w niedzielny obiad. Sięgając dalej w przyszłość, powiem jeszcze o świątecznych potrawach - kluski z makiem („makówki”) i wigilijna zupa z suszonych owoców („susz”).. aż się rozmarzyłam! A na koniec mój hit z dzieciństwa: „fałszywy zając”, czyli nic innego, jak pieczeń z mielonego mięsa. Nie wiem czy wszyscy podawali go tak samo, ale moja mama na wierzchu układała plastry ananasa i siup do piekarnika. Mięsa zapieczone ze słodkim ananasem.. Do końca życia nie zapomnę tego zapachu i smaku - to zdecydowanie był mój ulubiony obiad.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mieszkam w Małopolsce niedaleko Krakowa i w zasadzie dopiero od niedawna poznaję smaki swojego regionu. Moim odkryciem ostatnich wakacji są moskole, takie trochę placki, trochę pieczywko z ziemniaków, mąki krupczatki i jajka. Proste, smaczne, wiejskie jedzenie. Ich smak w połączeniu z zsiadłym mlekiem owczym z Podhala urzekł mnie podczas Finału Festiwalu Smaków w Krakowie. Moskole są delikatne i wilgotne, fantastycznie smakują z wędzonym boczkiem od lokalnego producenta, takim prawdziwym, pachnącym dymem, a nie malowanym. I jeszcze inna potrawa stąd od nas, z Małpolski, zapomniana przez wielu, ale u mnie w domu była obecna w każde Boże Narodzenie. Tą cudowną potrawą jest czarna zupa grzybowa wigilijna z suszonych grzybów. Jest to zupełnie inna zupa niż znana większości Polski wigilijna zupa grzybowa. Gotuje się ją z suszonych grzybów z dodatkiem warzyw, później zagęszcza niewielką ilością zasmażki i podaje samą, z pieczywem lub z łazankami. Obowiązkowo nie może być zabielana! Pozdrawiam i gratuluję wyjazdu do Krakowa. Koniecznie spróbujcie moskoli :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pochodzę co prawda z Warszawy, ale połowę swojego życia spędziłam u rodziny mieszkającej pod Garwolinem, we wsi Zgórze. Babcia ma tam gospodarstwo: krowy, świnie kaczki :) Nie było nic pyszniejszego podczas wizyt u babci jak kaczka pieczona w miodzie, cydrze i jabłkach, z pieczonymi ziemniakami i selerem :) Na deser był wtedy placek ze śliwkami z sadu i kardamonem, zawsze i obowiązkowo, bo to był ulubiony placek mojej mamy. Ja wtedy nie lubiłam kardamonu, ale teraz kiedy tęsknie za tamtymi wizytami rozłupuję nasionka i parzę z nim herbatę :) Ale to co najbardziej utkwiło mi w pamięci i czym zawsze zadziwiam znajomych to kasza jaglana gotowana na słono z ciepłym, lekko posłodzonym mlekiem na śniadanie. Brzmi może dziwnie, ale taka zupa mleczna była obłędna! Zajadałyśmy się nią z kuzynkami :) Teraz gotuje ją mojemu siostrzeńcowi :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Agnieszka10/16/2015

    Pochodzę z Koszalina i jestem z tego dumna, wbrew wszystkim nienawistnikom, którzy pokpiwają z roli jaką Ziemie Odzyskane odgrywają w budowaniu nowoczesnej państwowości polskiej. Mój partner, urodzony na terenie Najlepszego z Możliwych Zaborów mówi, że lubię ziemniaki, bo jestem z biednego regionu. To prawda, lubimy w Koszalinie gotowane ziemniaki. Choć, jak wiemy, jedzą je chętnie, przyrządzone na najbardziej fantazyjne sposoby, również ci z Najgorszego z Możliwych Zaborów. My przynajmniej nigdy nie byliśmy pod żadnym zaborem, a wymodlony Bałtyk mamy rzut kamieniem. Co prawda z Koszalina na wybrzeże jest 12 kilometrów w linii prostej, ale flądry docierają do nas świeże i pachnące tak, jak powinna pachnieć flądra, czyli piachem, mułem i morską wodą, a nie jak zmęczone życiem, wypatroszone zezwłoki w sklepach stolicy. Smażymy je w całości, obtoczone w mące i zjadamy razem z płetwami, które robią się chrupiące jak chipsy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam. Ja pochodzę z Małopolski, ale takiej, której bliżej do Katowic niż do Krakowa :-) Kuchnia z moich stron to przede wszystkim cudowny, rozgrzewający i o dziwo chudziutki rosołek na perliczkach oczywiście z warzywami i obowiązkowo z LUBCZYKIEM. Rosołek podawany najczęściej z makaronem:-) Kolejnym takim daniem, które rozpamiętuję są pierogi z kapustą kiszoną z beczki i grzybami (akurat u mnie w domu królowały podgrzybki ze względu na niską cenę, szeroką dostępność i intensywny aromat). Musze dodać, że te pierogi były wyjątkowe bo do ciasta mama dodawała zmielone w młynku suszone grzyby. Takie ciasto pierogowe pachniało i smakowało wybornie!!!! Jeśli chodzi o słodkie smaki to najbardziej rozpamiętuję sernik z brzoskwiniową konfiturą z prażonymi w miodzie migdałami :-) Ślinka cieknie jak sobie przypomnę te smaki!!! Aaaaa... no i zapomniałabym o Karpiu! W końcu okolice Oświęcimia to Dolina Karpia, więc smażony panierowany Karpik pyszka! (Tylko nie w sezonie świątecznym bo wtedy są strasznie "pędzone" na ilość i nie smakują już tak dobrze)
    Pozdrawiam serdecznie wszystkich ze wspaniałych, pysznych, polskich zakątków:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałam napisać tego posta w rodzimej gwarze śląskiej, ale po co, skoro Ślązacy wiedzą jaka nasza kuchnia jest pyszna a warto, żeby Polacy z innych regionów przeczytali ten krótki komentarz i dowiedzieli się jaka dobra i różnorodna jest kuchnia śląska. Tradycyjny niedzielny obiad na Śląsku to przede wszystkim nudelzupa (rosół), rolada, kluski i jako dodatek modro kapusta. I właśnie ten dodatek jest dla mnie najważniejszy, bo na Śląsku kapusta zajmuje bardzo ważnie miejsce. Jak już wspomniałam, do rolady - modro kapusta. Wiosną przyrządzamy modą (młodą) kapustę z boczkiem a i w jarzynowym ajntopfie znajdzie się włoska kapusta. A ciapkapuste zwaną także panczkrautem znacie? To przepyszna kapusta z tłuczonymi ziemniakami :) Taki niepozorny składnik a dodaje tyle smaku do śląskiej kuchni. I witamin! Wszak górnicy muszą mieć dużo siły :) Polecam Wam serdecznie naszą śląską kuchnię i nie zapominajcie, że do treściwych mięs warto przygotować dobrą kapustę :) Dla siły, zdrowia i wigoru! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam serdecznie. Pochodzę z Opolszczyzny. Z moim regionem kojarzą mi się domowy ser smażony z kminkiem i ciasteczka wyciskane z maszynki na skwarkach. Pamiętam jak dziś jak moja Babcia zostawiała zawsze kawałek sera białego, żeby "zgliwiał" ... a kiedy już lekko śmierdział wówczas topiła go na patelni, dodawała kminek i doprawiała do smaku .... ależ to było pyszne .... podobnie jak ciasteczka na skwarkach ... te pojawiały się u nas zawsze po świniobiciu i topieniu smalcu. Były pyszne, chrupiące, genialne:). Pozdrawiam ciepło
    Jola Szyndlarewicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że gdyby mi sie poszczęściło byłabym wdzięczna za polską wersję książki:)

      Usuń
  12. Ja miałam to szczęście, że urodziłam się na wschodzie, a kuchnia lubelska pełna jest inspiracji kuchnią kresową rosyjską i białoruską. Pamiętam więc, że w domu często jedliśmy pierogi i inne dania mączne, wszystkie przygotowywane z mąki, którą mieliśmy od dziadka! Od dziadka mieliśmy również grykę z której babcia czarowała różne potrawy, np. pierogi z kaszą (gryczaną oczywiście) i twarogiem. Najmilej jednak wspominam gryczaki (których nie jadłam już baaardzo dawno!). Gryczakami (chociaż nie mam pewności, że to ich oficjalna nazwa) były w naszym domu nazywane bułeczki z farczem z kaszy gryczanej (czasem również z białym serem), które babcia często piekła np. do barszczu. Babcia opowiadała mi, że jej babcia kaszę gryczaną nazywała hreczką, czasem też mówiła, że 'gotuje hrykę". U niej w domu nigdy nie mówiło się o kaszy "gryczana". Jako dziecko najbardziej bawiło mnie, że babcia rolników nazywała hreczkosiejami :)) - później dopiero zrozumiałam że chodziło o sianie gryki (hreczki). Do dziś jem kaszę gryczaną tylko z uprawy dziadka :)
    Pozdrawiam!!

    ps. ja też wolę polską wersję książki!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobry wieczór, ja pochodzę z Kaszub, a jestem "słodką" dziewczyną, więc od razu pierwsze co kojarzy mi się z naszym regionem z słodkości to mrowisko. :) Przygotowywane raz w roku przez ukochaną Babcię w okresie karnawału inaczej zwane chruścikami, które uwielbiałam przygotowywać z Nią w czasie ferii zimowych. Babcia przez dobrą godzinę zagniatała na nie ciasto, gdyż jak wiadomo, aby pojawiły się pęcherzyki musiało być porządnie "spiąstkowane". Potem na wielkim blacie wykrawała obszerne prostokąty z nacięciem po środku i wtedy ja z kolei przejmowałam pałeczkę zwijając je i układając ponownie na blacie, aby trochę obeschły. Potem smażyła je, układała na talerzu i z Bratem oraz Dziadkiem przychodziliśmy do kuchni ułożyć sobie własną, chrustową wieżyczkę. Każda polewana była miodem, obsypana obficie makiem, przenoszona do jadalni, gdzie mogliśmy zajadać się tymi pysznościami wraz z kubkiem ciepłego mleka. Deser bardzo sycący i słodki, ale zawsze i tak brało się dokładkę. :) Uwielbiałam zarówno jego smak i jak i błogość, która towarzyszyła tamtym chwilom u Dziadków. :)

    Pozdrawiam,
    Marta Ostrowska

    OdpowiedzUsuń
  14. Super, bardzo się cieszę, dziękuję bardzo i pozdrawiam z deszczowej dziś Małopolski :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A