Dziś oprócz przepisu nasza przygoda ze sprzętem kuchennym.
Stali bywalcy naszego bloga z pewnością zauważyli, że jeśli na coś w naszej kuchni narzekamy, to zwykle na piekarnik. Dla tych, którzy jeszcze tego nie wiedzą: nasz poczciwy piekarnik ma ponad 40 lat, zwykle nie zapieka od góry (tzn. zapieka ją, jeśli nagrzany jest do temperatury 270 stopni, ale wtedy z kolei przypala dół) i utrzymanie w nim stałej temperatury wymaga licznych zabiegów.
A ponieważ generalny remont (kuchni również) zbliża się wielkimi krokami, postanowiliśmy się rozejrzeć już teraz za czymś nowym. Producenci o własnych piekarnikach piszą oczywiście w superlatywach (w końcu chcą je sprzedać), sprzedawcy w niektórych sklepach z AGD dostają premie za sprzedaż określonych marek, a opinie użytkowników są czasem tak różne, że trudno uwierzyć, że korzystają z tego samego sprzętu.
Nadarzyła się nam okazja, żeby sprawdzić piekarnik w akcji. W Centrum Domowych Inspiracji w Warszawie pozwolono nam przetestować piekarniki firmy Siemens. Wymyśliliśmy sobie, że konkurencją testową będzie coś, w czym współpraca piekarnika jest nieoceniona - pieczenie drożdżówek.
Stali bywalcy naszego bloga z pewnością zauważyli, że jeśli na coś w naszej kuchni narzekamy, to zwykle na piekarnik. Dla tych, którzy jeszcze tego nie wiedzą: nasz poczciwy piekarnik ma ponad 40 lat, zwykle nie zapieka od góry (tzn. zapieka ją, jeśli nagrzany jest do temperatury 270 stopni, ale wtedy z kolei przypala dół) i utrzymanie w nim stałej temperatury wymaga licznych zabiegów.
A ponieważ generalny remont (kuchni również) zbliża się wielkimi krokami, postanowiliśmy się rozejrzeć już teraz za czymś nowym. Producenci o własnych piekarnikach piszą oczywiście w superlatywach (w końcu chcą je sprzedać), sprzedawcy w niektórych sklepach z AGD dostają premie za sprzedaż określonych marek, a opinie użytkowników są czasem tak różne, że trudno uwierzyć, że korzystają z tego samego sprzętu.
Nadarzyła się nam okazja, żeby sprawdzić piekarnik w akcji. W Centrum Domowych Inspiracji w Warszawie pozwolono nam przetestować piekarniki firmy Siemens. Wymyśliliśmy sobie, że konkurencją testową będzie coś, w czym współpraca piekarnika jest nieoceniona - pieczenie drożdżówek.
Przynieśliśmy więc dwie blaszki (już wyrośniętych) ślimaków drożdżowych z powidłami i orzechami laskowymi. Pierwotnie chcieliśmy jedną blaszkę upiec w tradycyjnym pełnowymiarowym piekarniku, który mieści się pod kuchennym blatem, a drugą w piekarniku kompaktowym z funkcją mikrofali. Wydawało nam się, że stojący obok piekarnik parowy to wynalazek przede wszystkim dla miłośników pieczonych mięs. Kiedy jednak przeglądając jego menu z programami (tak, tak, teraz piekarniki mają komputery pokładowe z licznymi gotowymi programami pieczenia) wyświetliło się słowo "chałka", pomyśleliśmy, że powinniśmy skorzystać. Nasze dotychczasowe doświadczenia z parą w piekarniku pochodzą tylko z pieczenia sernika nowojorskiego. Do pieczenia ciasta drożdżowego raczej byśmy nie dodali wody, więc byliśmy dość sceptyczni. Ale jak testować, to testować.
Piekarnik parowy (Siemens HB36D575) gwarantuje 30 minutowy spektakl, który można obserwować przez frontową szybkę. Sam zresztą wyznacza jego czas, biorąc pod uwagę typ i wagę ciasta. Blaszkę wstawiliśmy do zimnego piekarnika nastawionego na pieczenie chałki o wadze 650g. Nagrzewał się stopniowo, dając bułkom urosnąć. Niedługo po wstawieniu ciasta front piekarnika zaparował i to nas delikatnie zaskoczyło - po co para do pieczenia drożdżówek? Po kilku minutach, skroplona woda spłynęła do specjalnego pojemniczka na dole piekarnika, a bułeczki - bardziej nabłyszczone dzięki parowaniu - piekły się już "na sucho". Po 30 minutach piekarnik sam się wyłączył i zasygnalizował, że "chałka" jest gotowa. I że życzy nam smacznego. Tutaj nastąpiła seria pozytywnych zaskoczeń. Po pierwsze, drożdżówki były idealnie upieczone - nie były ani surowe ani zbyt wysuszone. Po drugie, bułki których nie smarowaliśmy przed pieczeniem jajkiem, okazały się błyszczące. Po trzecie, mając chrupiącą skórkę pozostawały delikatne i wilgotne w środku. Plus dla pary.
Piekarnik z funkcją mikrofali (Siemens HB86P575), czyli piekarnik i mikrofalówka w jednym opakowaniu wydawał nam się całkiem funkcjonalnym rozwiązaniem do małej kuchni. Postanowiliśmy jednak tym razem postąpić tradycyjnie i nie zdawać się na gotowe programy. Nagrzaliśmy go do temperatury 180 stopni Celsjusza, tak jak to robimy zwykle. Blaszkę wstawiliśmy do nagrzanego piekarnika, tak jak to robimy zwykle. Jak już wspomnieliśmy, tym razem przed pieczeniem nie smarowaliśmy bułeczek jajkiem - obie partie bułeczek chcieliśmy piec dokładnie tak samo. Sami nastawiliśmy czas pieczenia - 25 minut. Piekarnik pracowicie przystąpił do pracy, choć już bez show z parowymi fajerwerkami - bułki spokojnie rosły, a po pewnym czasie zaczęły się rumienić.
Czy bułki upieczone w dwóch różnych piekarnikach i na dwa nieco różne sposoby czymś się różniły? Tak, choć nieznacznie. Różniły się przede wszystkim skórką. Piekarnik parowy sprawił, że bułki były lśniące i miały chrupiącą skórkę. Ten sam efekt w drugim piekarniku można było osiągnąć smarując bułki roztrzepanym jajkiem. Poza tym, podobnie wyrosły, miały równie miękki i wilgotny środek. Czas pieczenia też zbytnio się nie różnił - 30 minut w parowym i 25 minut w drugim piekarniku (dodając 5 minut czekania na rozgrzanie piekarnika wychodzi na to samo). Zresztą, zobaczcie na zdjęciach sami. Po lewej stronie są bułki z piekarnika parowego, po prawej - pieczone tradycyjnie.
Piekarnik parowy (Siemens HB36D575) gwarantuje 30 minutowy spektakl, który można obserwować przez frontową szybkę. Sam zresztą wyznacza jego czas, biorąc pod uwagę typ i wagę ciasta. Blaszkę wstawiliśmy do zimnego piekarnika nastawionego na pieczenie chałki o wadze 650g. Nagrzewał się stopniowo, dając bułkom urosnąć. Niedługo po wstawieniu ciasta front piekarnika zaparował i to nas delikatnie zaskoczyło - po co para do pieczenia drożdżówek? Po kilku minutach, skroplona woda spłynęła do specjalnego pojemniczka na dole piekarnika, a bułeczki - bardziej nabłyszczone dzięki parowaniu - piekły się już "na sucho". Po 30 minutach piekarnik sam się wyłączył i zasygnalizował, że "chałka" jest gotowa. I że życzy nam smacznego. Tutaj nastąpiła seria pozytywnych zaskoczeń. Po pierwsze, drożdżówki były idealnie upieczone - nie były ani surowe ani zbyt wysuszone. Po drugie, bułki których nie smarowaliśmy przed pieczeniem jajkiem, okazały się błyszczące. Po trzecie, mając chrupiącą skórkę pozostawały delikatne i wilgotne w środku. Plus dla pary.
Piekarnik z funkcją mikrofali (Siemens HB86P575), czyli piekarnik i mikrofalówka w jednym opakowaniu wydawał nam się całkiem funkcjonalnym rozwiązaniem do małej kuchni. Postanowiliśmy jednak tym razem postąpić tradycyjnie i nie zdawać się na gotowe programy. Nagrzaliśmy go do temperatury 180 stopni Celsjusza, tak jak to robimy zwykle. Blaszkę wstawiliśmy do nagrzanego piekarnika, tak jak to robimy zwykle. Jak już wspomnieliśmy, tym razem przed pieczeniem nie smarowaliśmy bułeczek jajkiem - obie partie bułeczek chcieliśmy piec dokładnie tak samo. Sami nastawiliśmy czas pieczenia - 25 minut. Piekarnik pracowicie przystąpił do pracy, choć już bez show z parowymi fajerwerkami - bułki spokojnie rosły, a po pewnym czasie zaczęły się rumienić.
Czy bułki upieczone w dwóch różnych piekarnikach i na dwa nieco różne sposoby czymś się różniły? Tak, choć nieznacznie. Różniły się przede wszystkim skórką. Piekarnik parowy sprawił, że bułki były lśniące i miały chrupiącą skórkę. Ten sam efekt w drugim piekarniku można było osiągnąć smarując bułki roztrzepanym jajkiem. Poza tym, podobnie wyrosły, miały równie miękki i wilgotny środek. Czas pieczenia też zbytnio się nie różnił - 30 minut w parowym i 25 minut w drugim piekarniku (dodając 5 minut czekania na rozgrzanie piekarnika wychodzi na to samo). Zresztą, zobaczcie na zdjęciach sami. Po lewej stronie są bułki z piekarnika parowego, po prawej - pieczone tradycyjnie.
Wydaje nam się, że te dwa piekarniki, które testowaliśmy są dedykowane nieco innym klientom - funkcja pary z pewnością przyda się tym, którzy lubią mieć większą kontrolę nad przygotowaniem dań, natomiast piekarnik z mikrofalówką to dobre rozwiązanie dla zabieganych. Choć z ciastem drożdżowym oba współpracują bez zarzutu, to nas ostatecznie bardziej przekonał piekarnik parowy, bo mikrofalówki po prostu nie używamy.
Aha, jest jeszcze jedna rzecz, która w temacie bułek drożdżowych jest bardzo na miejscu - szuflada grzewcza, którą można dokupić do każdego z testowanych piekarników. Szuflada umieszczona pod komorą główną służy nie tylko do podgrzewania talerzy, ale może też być idealnym miejscem do wyrastania drożdżówek czy pączków. Zamiast 30 minut, wystarczy 15 i bułki są gotowe do pieczenia. Cudo!
Na koniec oczywiście przepis na bułki, które piekliśmy. Są wariantem ślimaków cynamonowych, o których już kiedyś pisaliśmy. Tym razem jednak za nadzienie robią zmielone orzechy i powidła śliwkowe.
Aha, jest jeszcze jedna rzecz, która w temacie bułek drożdżowych jest bardzo na miejscu - szuflada grzewcza, którą można dokupić do każdego z testowanych piekarników. Szuflada umieszczona pod komorą główną służy nie tylko do podgrzewania talerzy, ale może też być idealnym miejscem do wyrastania drożdżówek czy pączków. Zamiast 30 minut, wystarczy 15 i bułki są gotowe do pieczenia. Cudo!
Na koniec oczywiście przepis na bułki, które piekliśmy. Są wariantem ślimaków cynamonowych, o których już kiedyś pisaliśmy. Tym razem jednak za nadzienie robią zmielone orzechy i powidła śliwkowe.
Czas przygotowania: 20 minut
Czas oczekiwania: 6 godzin
Składniki:
100 g orzechów laskowych
100 g powideł śliwkowych
20 g drożdży
1/3 szklanki cukru
1/2 szklanki mleka
2 1/2 szklanki mąki
1 jajko
100 g rozpuszczonego masła
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
1 łyżeczka kardamonu
2 łyżki oleju lub rozpuszczonego masła
Orzechy laskowe mielimy, kładziemy na patelnię i ciągle mieszając podgrzewamy przez 2 minuty - aż zaczną intensywnie pachnieć. Jeszcze gorące mieszamy z powidłami, przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy.
Drożdże kruszymy do miski, mieszamy z cukrem. Mleko podgrzewamy, dodajemy do drożdży, dokładnie mieszamy, przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 10 minut. W rondelku (po mleku) rozpuszczamy masło i studzimy. Do drożdży dodajemy mąkę, jajko, gałkę muszkatołową z kardamonem i rozpuszczone masło. Wyrabiamy, aż powstanie jednolita masa - około 10 minut. Ciasto będzie delikatnie klejące, ale takie właśnie ma być - dzięki temu bułeczki będą delikatniejsze. Gotowe ciasto smarujemy połową oleju lub masła, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości - na około 90 minut. Wyrośnięte ciasto wstawiamy do lodówki na 4 godziny lub całą noc. Schłodzone ciasto wyjmujemy z lodówki, dzielimy na 2 części. Każdą z nich wałkujemy na prostokąt wielkości kartki A4, który smarujemy połową powideł z orzechami. Zwijamy w rulon, brzeg smarujemy wodą i dociskamy ciasto tak, by się skleiło. Kroimy je w poprzek na 10 części. Powtarzamy to samo z pozostałym ciastem.
Gotowe bułeczki wkładamy do blaszki wysmarowanej pozostałym olejem lub masłem, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do napuszenia na 30 minut. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza, wstawiamy bułeczki i pieczemy 25 minut.
Gotowe bułeczki wkładamy do blaszki wysmarowanej pozostałym olejem lub masłem, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do napuszenia na 30 minut. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni Celsjusza, wstawiamy bułeczki i pieczemy 25 minut.
No super. Nie wiedziałem, że piekarnik parowy daje takie efekty. Do niewdawna sądziałem, że to jest urządzenie do pieczenia warzyw i mięs. Aż się chce schrupać bułeczki ze zdjęcia z tą piękną błyaszczącą skórką. Gdzie jest to centrum domowe?
OdpowiedzUsuńMieliśmy dokładnie takie samo zdanie: para to tylko do mięs i warzyw, a tu taka miła niespodzianka.
UsuńCentrum Domowych Inspiracji jest w Warszawie, al. Jerozolimskie 183 - http://www.centrumdomowychinspiracji.pl
Ślimaczki bardzo apetycznie wyglądają, a te piekarniki... Cóż mogę jedynie powiedzieć że pięknie wyglądają. Na pewno oba znalazłyby u mnie zastosowanie. Szkoda że u mnie nie ma takich miejsc gdzie można przetestować takie sprzęty.
OdpowiedzUsuńto prawda - testowanie "w terenie" jest niesamowite i naprwadę pozwala Ci zdecydować, co Ci się podoba
UsuńJa tam piekłem bułki z jagodami i serem w zwykłym prodziżu na prąd i wyszły nawet dobre.
OdpowiedzUsuńTo świetnie :)
OdpowiedzUsuńpięknie wyglądają:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie robiłam drożdżowych ślimaków, ale ostatnio wszędzie je widzę i bardzo kuszą.... ;)
OdpowiedzUsuń