Indie są dla nas absolutną enigmą - nigdy tam nie byliśmy, nigdy nie mieliśmy szansy spróbować prawdziwej indyjskiej kuchni. Prawdę mówiąc, jakoś nas w te rejony nie za bardzo ciągnie. Ale nie jesteśmy kompletnymi ignorantami. Wiemy, że Slumdog to nie indyjski chirurg, a garam masala - to nie indyjski odpowiednik paracetamolu. Nasze pierwsze skojarzenie z Indiami to nasycenie kolorami i niecodziennymi zapachami. Kto o stonowanej duszy nudziarza z Warszawy włożyłby na siebie turkusowo-złoto-amarantowe sari?
Nic tak nie motywuje do poszukiwania nowych smaków jak obrazy. Wkrótce do kin wchodzi nowy film - Smak Curry - i to on otworzył nam oczy na zupełnie nowe doznania. Film opowiada niesamowitą historię kobiety, która zmęczona wiecznym oczekiwaniem na swojego korpo-męża postanawia coś z tym zrobić. Świetnie gotuje, więc postanawia ująć go czymś, co sprawi, że nie będzie chciał jeść z rąk żadnej innej. Swoją drogą, przypomniało mi to historię zaczerpniętą z mojej ulubionej książki Como agua para chocolate, gdzie główna bohaterka zmienia bieg wydarzeń smakami, które serwuje ludziom.
Nasza bohaterka filmowa postanawia wysłać talerz z miłosnym wyznaniem pocztą kurierską. Wszystko byłoby nudne i cukierkowe, gdyby okazało się, że paczkę otwiera mąż, zjada wszystko ze smakiem, wraca do domu i odtąd żyją długo i szczęśliwie opychając się curry i tańcząc non-stop jak w typowych filmach z Bollywood. Mąż wraca do domu, jest równie nieobecny jak zwykle, ale kurier paczki też nie odnosi. Okazuje się, że jest ktoś, kto wszystko zjada. Tyle, że to na pewno nie adresat. Ila postanawia napisać list i dołączyć go do kolejnego zestawu "na wynos." Okazuje się, że taka pomyłka jest absolutnie niemożliwa, bo dabbawala (czyli indyjscy kurierzy przewożący jedzenie) mylą się raz na 16 milionów przypadków.
Zakrawa o tanie romansidło? Spokojnie, w filmie nie zobaczycie Adamczyka, Muchy, Żmudy-Trzebiatowskiej ani Sochy. Za to zobaczycie, co dobre jedzenie może zrobić z ludźmi i dlaczego to przy stole toczy się życie, niezależnie od tego w jakiej części świata ten stół stoi i jak wygląda.
Nasza bohaterka filmowa postanawia wysłać talerz z miłosnym wyznaniem pocztą kurierską. Wszystko byłoby nudne i cukierkowe, gdyby okazało się, że paczkę otwiera mąż, zjada wszystko ze smakiem, wraca do domu i odtąd żyją długo i szczęśliwie opychając się curry i tańcząc non-stop jak w typowych filmach z Bollywood. Mąż wraca do domu, jest równie nieobecny jak zwykle, ale kurier paczki też nie odnosi. Okazuje się, że jest ktoś, kto wszystko zjada. Tyle, że to na pewno nie adresat. Ila postanawia napisać list i dołączyć go do kolejnego zestawu "na wynos." Okazuje się, że taka pomyłka jest absolutnie niemożliwa, bo dabbawala (czyli indyjscy kurierzy przewożący jedzenie) mylą się raz na 16 milionów przypadków.
Zakrawa o tanie romansidło? Spokojnie, w filmie nie zobaczycie Adamczyka, Muchy, Żmudy-Trzebiatowskiej ani Sochy. Za to zobaczycie, co dobre jedzenie może zrobić z ludźmi i dlaczego to przy stole toczy się życie, niezależnie od tego w jakiej części świata ten stół stoi i jak wygląda.
Jeśli macie ochotę zobaczyć Smak Curry, mamy 3 podwójne zaproszenia do Kina Muranów na pokaz 6 lutego o godzinie 18:15. Napiszcie w komentarzach, dlaczego chcecie zobaczyć film i dodajcie swój adres e-mail. Macie czas do niedzieli (2 lutego) do 23:59. Trzech szczęśliwców wybierze maszyna losująca (więc Wasze odpowiedzi nie muszą być tak rozbudowane jak praca maturalna z polskiego). Tylko prosimy - sprawdźcie w kalendarzu, czy macie akurat wolne jeszcze zanim napiszecie komentarz, bo może ktoś naprawdę miałby ochotę zobaczyć kawałek aromatycznego kina, a nie ma tyle szczęścia w loteriach. Dziękujemy!
Nas film zainspirował do zrobienia indyjskiego deseru o nazwie khir. Jest to kasza bulgur (inaczej zwana łamaną pszenicą) z mlekiem, cukrem, sporą dawką świeżo utłuczonego kardamonu i odrobiną kurkumy. Kurkuma to wersja dla ubogich - tradycyjny khir lub kheer zawiera szafran. My dorzuciliśmy jeszcze kilka zblanszowanych migdałów i wyszło nam coś rewelacyjnego, co nie ma nic wspólnego z pierwszym skojarzeniem z kaszą manną na mleku. Sprawdźcie sami!
Czas przygotowania: 15 minut
Czas oczekiwania: 15 minut
Składniki:
1/4 szklanki kaszy bulgur
1 szklanka wody
1 szklanka mleka
2 łyżki cukru
1/2 łyżki świeżo utłuczonych ziaren kardamonu
1 łyżeczka kurkumy
12 migdałów bez skórki
Kaszę wkładamy do miski, zalewamy wodą i odstawiamy na 15 minut. Odcedzamy ją z wody, wkładamy do rondelka. Do kaszy dodajemy mleko z cukrem, kurkumę i doprowadzamy do wrzenia mieszając. Zdejmujemy z ognia, studzimy. Dodajemy kardamon i migdały. Mieszamy, przekładamy do miseczek i podajemy.
Dlaczego chciałabym zobaczyć ten film? Bo raz już bilety "wymknęły mi się" z rąk - film był wyświetlany podczas Food Film Fest, ale zdałam sobie z tego sprawę, kiedy już nie można było kupić na niego biletów. Ponadto, zachęciliście mnie do wyczarowania pysznego deseru z kaszy bulgur, którą dziś kupiłam na bazarku na Wiatracznej.
OdpowiedzUsuńmój adres mailowy: paulina0409@gmail.com :)
UsuńJa poprostu praaagneee zobaczyć ten film!!! :)))))
OdpowiedzUsuńJa poprostu praaagneee zobaczyć ten film!!! :)))))
OdpowiedzUsuńNie podałam maila, oto on: bartosiak1989@gmail.com
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo chcę zobaczyć ten film ponieważ podświadomie liczę na to , że kuchnia indyjska i cały klimat tego filmu przegoni zimę z Warszawy chociaż na chwilę ;)
OdpowiedzUsuńświetne, lubię takie desery:D
OdpowiedzUsuńJako, że nowy rok źle się dla mnie zaczął, to na poprawę humoru bardzo bym chciała wygrać wejściówki! :)
OdpowiedzUsuńdroznowicz@o2.pl
Ja chętnie wybiorę sie, zobaczymy , czy to los mnie wybierze:)
OdpowiedzUsuńczarnamorda@gmail.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChciałabym zobaczyć film, żeby rozgrzać się smakiem curry, nasycić oczy kolorami, zaczerpnąć smakowitej inspiracji na walentynki i chociaż na chwilę przenieść się gdzieś daleko.
OdpowiedzUsuńaleksandra.kata@gmail.com
Dlaczego chciałbym zobaczyć Smak Curry? Aby dowiedzieć się jak na prawdę smakuje kuchnia wschodu, a nie ta która na co dzień znamy z przeróżnej maści chińczyków. Ale także by mogła przybliżyć tak odległe krainy i zachęcić jeszcze bardziej do podróży w tamte strony.
OdpowiedzUsuńNo i przede wszystkim dlatego że lubię jeść :)
mremer@wp.pl