poniedziałek, 14 października 2013

(Ku)piliśmy wino - relacja z Kocham Wino Fest

W ostatnią sobotę w warszawskim Forcie Legionów próbowaliśmy dobrego wina. Już drugi raz uczestniczyliśmy w festiwalu wina organizowanym przez Centrum Wina. Poprzednia edycja odbyła się w maju i pisaliśmy o niej na naszym blogu.
Wydarzenie wyjątkowo sympatyczne: niezobowiązująca degustacja przy kilku stoiskach, podzielonych wg rodzaju wina i widełek cenowych, do tego przekąski (choć zdecydowanie mniej niż za pierwszym razem – szkoda…), konkursy i pokazy sommelierskie. W trakcie degustacji swoje typy można zapisywać w specjalnych katalogach degustacyjnych (w tym roku było w nich ponad 100 win), a przed wyjściem – najlepsze kupić z festiwalową zniżką (przy większych zakupach – dostawa gratis).


Nie jesteśmy wielkimi znawcami wina, zwykle towarzyszy ono jedzeniu – nie odwrotnie. Częściej pijemy białe niż czerwone – a to chyba wśród profesjonalistów jest faux pas. Mimo że czytamy od czasu do czasu o winie, to słabo posługujemy się sommelierską terminologią… Ale nawet z tej zupełnie laickiej perspektywy festiwal był doskonałą okazją, żeby po prostu poćwiczyć smakowanie wina i rozmowę o winie, o upodobaniach, o łączeniu go z potrawami.
Frekwencja dopisała (w ten weekend zresztą „frekwencja” to było w stolicy słowo-klucz). Przy niektórych stoiskach było nawet tłoczno. Z naszych obserwacji wynika, że najwięcej chętnych chciało degustować win z najniższej „półki cenowej” (do 29 zł) i z tej najwyższej dostępnej na festiwalu (powyżej 100 zł).


Wśród najtańszych udane były na pewno orzeźwiające stołowe Soldepenas Blanco i lekko musujące Septiembre White Frizzante Mendoza. Wśród najdroższych czerwonych najprzyjemniejsze było chyba kalifornijskie Black Stallion Cabernet Sauvignon (bogate, ale nie za ciężkie), a wśród białych… biały sauvignon Pouilly Fume Pascal Jolivet (rewelacyjny byłby do szparagów!). W odrębnej konkurencji powinniśmy jeszcze odnotować aksamitną słodką maderę Cossart Gordon (wg etykiety leżakująca 5 lat). Choć win słodkich i wzmacnianych nie było za wiele (szkoda), więc i o porównanie trudno.
Ostatnio stwierdziliśmy, że nasza domowa „piwniczka” (a w praktyce – karton z butelkami stojący w szafie) jest całkiem pełna, bo co jakiś czas dostajemy wino w prezencie, a spożycie mamy raczej niewielkie. Dlatego tym razem – mimo wielu kuszących okazji – do domu kupiliśmy sobie tylko dwie butelki, ze środkowego przedziału cenowego: zaskakująco bogate, leżakujące 5 miesięcy w dębowych beczkach Conde de Valdemar Rioja Blanco i słodki tokaj Oremus Szamorodni w charakterystycznej pólitrowej butelce. Biała rioja na dobry początek kolacji, a tokaj – na deser do sernika. Tak przynajmniej to sobie dzisiaj wyobrażamy.
Crust and Dust był patronem medialnym Kocham Wino Fest.


1 komentarz:

  1. Wspaniały festiwal! Mógłby da mnie odbywać się w każdy weekend. Mnie najbardziej oczarował Tokaj Aszu (ten droższy). Zdegustowałam się po całości:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A