Przez wszystkie lata studiów, pięć dni w tygodniu przejeżdżałam obok fabryki czekolady Wedla. Uwielbiałam ten moment, kiedy drzwi tramwaju otwierały się na przystanku Lubelska i do środka wlatywał kojący zapach czekolady. Nawet tym, którzy tępo gapili się w okna, delikatnie drżały kąciki ust i podjeżdżały w kierunku oczu. Nie znam innego tak zniewalającego zapachu. Zapachu, który kojarzy się z Mikołajkami i łakociami leżącymi pod poduszką, z niespiesznymi spacerami z dziadkami, którzy w kieszeni chowali czekoladę Deserową "na posilenie się", ze Staroświeckim Sklepikiem na Szpitalnej, do którego lubimy z A. wchodzić po moją największą słabość - czekoladki z Grand Marnier. Zapachu, który czuję otwierając kolejny torcik Wedlowski, krojąc go na drobne kawałki które podjadam ukradkiem.
Zapach z Lubelskiej przywodził też na myśl 100 sposobów jedzenia Ptasiego Mleczka, które bezskutecznie próbowaliśmy spisać z przyjaciółmi przez całe studia śmiejąc się z frakcji "pożeraczy w całości" i "grupy systematycznie obłupującej polewę".
W Mikołajki znowu poczułam ten zapach. Tym razem nieprzerwanie przez 3 godziny. Korzystając z zaproszenia Wedla zwiedziłam Fabrykę Przyjemności.
Zapach z Lubelskiej przywodził też na myśl 100 sposobów jedzenia Ptasiego Mleczka, które bezskutecznie próbowaliśmy spisać z przyjaciółmi przez całe studia śmiejąc się z frakcji "pożeraczy w całości" i "grupy systematycznie obłupującej polewę".
W Mikołajki znowu poczułam ten zapach. Tym razem nieprzerwanie przez 3 godziny. Korzystając z zaproszenia Wedla zwiedziłam Fabrykę Przyjemności.
Mogłam między innymi zobaczyć, jak produkuje się czekoladę nadziewaną i Ptasie Mleczko. Proces powstawania czekolady nadziewanej jest podobny do robienia nadziewanych pralinek. Na dno formy wlewa się czekoladę, forma przesuwa się na specjalny panel, który delikatnie nią potrząsa po to, by była jednolita i bez bąbelków (gdy robimy pralinki w domu w tej roli występują ręce). Następnie, czekoladki wypełnia się nadzieniem, znowu "trzęsie" i zalewa kolejną warstwą czekolady. Wszystko to robią specjalne maszyny, których fragmenty możecie zobaczyć na zdjęciach. Każda czekolada przechodzi kontrolę jakości. Te, które są pęknięte czy nierówne trafiają do specjalnych koszy. To chyba jedyne kosze na śmieci, z których mogłabym jeść, i jeść, i jeść. Czekolady są następnie pakowane w folie i jadą prosto do pań, które każdą tabliczkę wkładają ręcznie do pudełka.
Ptasie Mleczko to wielka enigma produkcyjna. Mogliśmy zobaczyć taśmę produkcyjną, ale podskórnie czułam, że to takie "bezpieczne" miejsce, taki etap produkcji, który jest fascynujący, ale który jest tylko promilem tego, co dzieje się gdzieś w wielkich kadziach do których wsypuje się magiczne składniki. Nie zapomnę kilometrów pianki z Ptasiego Mleczka, która niespiesznie sunęła się po linii produkcyjnej po to, by być pokrojoną w równe kosteczki i oblaną strumieniem czekolady (pod który chyba wszyscy mieli ochotę wskoczyć). Jako zagorzała miłośniczka czekolady deserowej, nie umiem przełamać się i pokochać Ptasiego Mleczka w białej czekoladzie czy tego kokosowego. Odmawiam. Po prostu nie. Ale takie klasyczne w ciemnej czekoladzie uwielbiam. Zawsze najpierw ogryzam te grubsze ścianki, potem czekoladę na spodzie - to jest zawsze trudne, żeby zębami zdjąć tylko czekoladę, a nie piankę. Na końcu, malutkimi gryzami zjadam tę delikatną, białą część. W ogóle, uważam, że Wedel mógłby zrobić taką akcję - a Ty, jak jesz Ptasie Mleczko?
Na wycieczce w fabryce Wedla wszystko robiliśmy pod okiem Joanny i Janusza Profusów. Są mistrzami czekolady. Właściwie - artystami czekolady. Zawsze wydawało mi się, że Maestro Czekolady to taki pan, który codziennie sprawdza, czy czekolada dziś smakuje tak jak smakowała wczoraj, a potem wolnym krokiem idzie do pracowni i robi 1000 pralinek, które w końcu wylądują w w gablotach pijalni czekolady Wedla. Myliłam się bardzo. Państwo Profusowie to czekoladowi rzeźbiarze, a ich dzieła można podziwiać w Fabryce. Mnie zachwyciła czekoladowa baletnica - jest czekoladowym uosobieniem wszystkich moich skojarzeń z tancerką - lekką, wysoką, smukłą i piękną. Tancerka to nie wszystko. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia mistrzowie i ich siedmiu zdolnych pracowników wykonało czekoladową choinkę ważąca 850 kg, którą można podziwiać idąc ulicą Zamojskiego. Wokół choinki jeździ oczywiście czekoladowy pociąg, a ściany witryny wyłożone są tapetą z... 400 tabliczek mlecznej czekolady. To taki sen Dyzia Marzyciela - pokój z czekoladowym stołem, czekoladowym krzesłem, czekoladową tapetą, czekoladowym zegarem, czekoladowymi książkami i czekoladową choinką na Święta.
W końcu byliśmy w Fabryce Przyjemności.
Ptasie mleczko jem dokładnie tak samo;P
OdpowiedzUsuńP.S. Błagam - "gramów" a nie "gram"! Grać to można w grę;P
Pozdrawiam
Zwiedzanie Fabryki było niezapomnianym przeżyciem i też musiałam dojrzeć do Baryłek - teraz je uwielbiam!:)
OdpowiedzUsuńA ptasie mleczko ukladane jest recznie czy maszynowo do pudelek?? strasznie mnie to frustruje :)
OdpowiedzUsuńOpowiadaj.
ptasie mleczko maszynowo. Ręcznie są tylko sprawdzane opakowania czy niczego nie brakuje. Torciki wedlowskie są rzeczywiście wypisywane ręcznie przez 30 pań na raz :)
Usuń