piątek, 4 grudnia 2015

Stawy Milickie, czyli skąd wziąć dobrego karpia?

Piątek rano. Razem z grupą blogerów wyruszamy nad Stawy Milickie z poczuciem, że o karpiu dowiemy się absolutnie wszystkiego. Że ta świąteczna ryba, która u garstki wywołuje fale rozkoszy, a u pozostałych jęk obrzydzenia, stanie się dla nas źródłem inspiracji i kulinarnych wyzwań. Na miejscu okazuje się, ze karp to dopiero początek... 


Stawy Milickie to część Doliny Baryczy. Stawy objęte są ochroną i będąc na miejscu łatwo zrozumieć dlaczego - oprócz ryb, żyją tu czaple białe, czaple szare, kormorany, bobry i inne gatunki zwierząt objęte ścisłą ochroną. Z tego też powodu sposoby hodowli karpia, i innych ryb słodkowodnych, nie zmieniły się od XIX wieku. Karpie żywią się pokarmem naturalnie występującym w stawach, a trzy razy w tygodniu dokarmiane są paszami zbożowymi. Rybacy większość prac wykonują ręcznie i ciągle sami potrafią pleść sieci czy rzucać "parasol" służący do odłowu ryb (ryby odławia się raz na jakiś czas, żeby sprawdzić jak rosną i czy są zdrowe). Zresztą, praca na stawach to w wielu wypadkach rodzinna tradycja. 



Dlaczego karp z Milicza jest wyjątkowy?


Świąteczny karp z Milicza to zwykle dorodny trzylatek. Jego mięso jest wyjątkowo delikatne i absolutnie nie można mu zarzucić "mulistego smaku". Dlaczego? Jesienią, zwykle w październiku, ryby są odławiane i przenoszone do stawów transportowych, a następnie magazynów rybnych. W grudniu ryby trafiają na płuczkę. Płuczka to miejsce w którym ryby przebywają w przepływającej wodzie i nie są dokarmiane dzięki czemu tracą część tłuszczu, a to w nim kryje się ich mulisty smak. Nie jest tak, że ryby w płuczce głodują! Już od października metabolizm ryb hamuje (są zmiennocieplne), zmniejsza się ich zapotrzebowanie na tlen i składniki odżywcze. 


Jeśli więc karp, którego kupicie wydaje się mulisty, to prawdopodobnie był źle karmiony lub za szybko wyłowiony. Bo ryba w płuczce traci masę, a więc jej potencjalna cena spada... 


W Miliczu, zgodnie z moimi wyobrażeniami, mieliśmy uczyć się przyrządzać karpie pod okiem Karola Okrasy. Okazało się, że wcale nie będziemy przygotować wigilijnych karpi. W małych drużynach mieliśmy przygotować zupę rybną i rybną kanapkę. Mogliśmy użyć wszystkich gatunków ryb hodowanych w Miliczu (amura, jesiotra, lina, karasia, karpia, suma) i przygotować je tak, jak chcemy. Mieliśmy do dyspozycji ryneczek Lidla (czyli wszystkie warzywa i owoce dostępne w sklepach), mnóstwo świeżych ziół, marynat, sosów. W naszej niezawodnej drużynie Chillibite, Plate of Joy i Crust and Dust postawiliśmy na zupę z amura z mocnym akcentem pomidorów, imbiru, chili, papryki, ziemniaków, sosu rybnego i kolendry. Żeby nie było tak banalnie - gotowaliśmy w kociołkach nad ogniem, po godzinie 16:00 (więc w ciemnościach). Takie gotowanie w ciemności było niesamowite i takie... pierwotne. Siekanie warzyw zgrabiałymi rękami, a potem próbowanie cudownie rozgrzewającej zupy to doświadczenie nie do opisania. Chyba pierwszy raz miałam poczucie, że wszyscy blogerzy gotują wspólnie dla czystej radości gotowania. Oczywiście, że Karol Okrasa zapowiedział konkurs na najlepszą zupę i kanapkę. Nie poczułam atmosfery wielkiej rywalizacji, za to poczułam, że wszyscy po prostu uwielbiamy bawić się w kuchnię. Nikomu nie przeszkadzała temperatura, wiatr, nagły deszczyk, czy brak światła. 


Te warsztaty, które odbyły się przy okazji promocji książki Ryby są super, uświadomiły mi, że ryba to bardzo szlachetny i prosty składnik. Jeśli ryba jest świeża i dobrej jakości, nie wymaga wielkich przygotowań i skomplikowanych przepisów. Wystarczy jej chwila na grillu, w piecu czy na patelni. Dodatki są oczywiście miłe dla oka i podniebienia, ale w przypadku porządnej ryby są zupełnie zbędne. 


Na pożegnanie Stawy Milickie sprezentowały nam jesiotry. Nigdy wcześniej nie miałam okazji przygotowywać takiej ryby. Sól, cytryna, tymianek, świeżo zmielony pieprz i odrobina czosnku wystarczyły, żeby podkreślić jej delikatny smak. Po prostu, natarliśmy rybę od środka, zostawiliśmy na noc w zimnym miejscu i upiekliśmy następnego dnia w temperaturze 150 stopni. Banalnie proste, a takie cudowne! 

Jeśli macie ochotę przeczytać naszą recenzję książki Ryby są super, zapraszamy TUTAJ. Książka jest piękna. Stylizacje potraw, fotografie i pomysły na dania naprawdę zachwycają. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A