O pszczołach, które od ponad trzech lat pracują w warszawskich
Łazienkach, miodobraniu na szóstym piętrze i o wyższości miodu nad cukrem rozmawiamy z Dariuszem Suchenkiem, szefem kuchni restauracji Venti-tre w Regent
Warsaw Hotel.
fot. B. Zackiewicz |
C&D: Skąd
pomysł, żeby w środku miasta, na dachu hotelu, hodować pszczoły?
D.S: Ule są już u nas trzy i pół roku.
Zastanawialiśmy się, skąd brać produkty do kuchni, żeby były bezpieczne i
sprawdzone. I wpadliśmy na taki pomysł, żeby postawić dwa ule na dachu. Żeby
mieć swój miód, zobaczyć jak te pszczoły dadzą sobie radę w mieście.
Pszczelarze nieraz protestowali w Warszawie, alarmowali, że
na wsiach giną pszczoły. Że rolnicy stosują tak drastyczną chemię do swoich
upraw, że to zabija pszczoły. Pszczoła wraca do ula popołudniu. I dlatego te
wszystkie środki ochrony roślin powinno się rozpylać wieczorem. Ale co z tego –
jeśli wielu rolnikom nie chce się wyjechać na pole wieczorem, to pryskają rano,
wtedy kiedy na polach są pszczoły. Chemikalia sprawiają, że pszczoły giną.
Rolnik robiący opryski rano, niezgodnie z wytycznymi producenta, jak nie widzi za
bardzo poprawy, to co robi? Pryska dwa razy silniejszą chemią. I dobija tym
pszczoły.
Skąd są te
Państwa pszczoły?
Po roku przygotowań znaleźliśmy pana, który dał nam
swoje pszczoły. Cała rodzina pszczela przyjechała tu z Krosna, z gór.
Zaczęliśmy od dwóch uli. To znaczy te, które są teraz to są już warszawianki,
urodziły się już u nas. Średni wiek pracującej pszczoły to 50-52 dni. Po 50
dniach pszczoła zwykle umiera, ale rodzą się nowe. Więc po trzech latach to na
pewno wszystkie są warszawiankami.
Dlaczego akurat z Krosna są te pszczoły?
Było dla nas ważne, żeby pszczoły były bezpieczne dla
ludzi. Są różne gatunki pszczół i my chcieliśmy mieć tutaj pszczoły łagodne. Choć
przez nieodpowiednie traktowanie łagodnych pszczół można z nich też zrobić
pszczoły agresywne…
Współpracujemy ze Stowarzyszeniem Ekologia Polska i oni
polecili nam pszczelarza z Krosna, który prowadzi ekologiczną pasiekę. On się
zgodził postawić tu ule, nikt z okolic Warszawy nie chciał się podjąć takiego
zadania. Wszyscy mówili, że to jest nieopłacalne. Ale my nie patrzyliśmy na
opłacalność. Nie patrzyliśmy, żeby zarobić, ale żeby próbować znaleźć rozwiązanie
problemu ginących pszczół.
Ile miodu
pozyskują Państwo rocznie?
To zależy od pogody… Z tych siedmiu uli na dachu to około
pół tony „Łazienki Gold”. Łazienki – bo mamy tutaj niedaleko Łazienki
Królewskie i tam jedzą nasze pszczoły, a Gold – bo przecież ma kolor bursztynu.
Czy wszystko
wykorzystujecie Państwo w hotelowej kuchni?
Więcej rozdajemy w prezentach naszym gościom. Mogą
zrobić niespodziankę dla żony czy dzieci. Czemu mamy nie dać im tego słoiczka,
żeby zabrali do domu? Poza tym, goście mają atrakcję, bo mogą zjeść na
śniadanie miód z plastra. Wystawiamy plaster miodu, który powoli spływa i można
go sobie zjeść.
Czy goście
nie boją się pszczół?
Jak dotąd, przez 3 lata, nie było skarg. Za to było
kilka par ze Skandynawii, które przyjechały do naszego hotelu tylko po to, żeby
spróbować tego miodu.
Pewna pani zostawiła kiedyś otwarte okno do swojego pokoju i
otwarty flakonik z bardzo drogimi francuskimi perfumami. Pszczoły przyleciały
do tych perfum i ona była tym bardzo zaskoczona. Zamknęła perfumy i pszczoły
odleciały.
Pszczoły nie zrobią człowiekowi krzywdy, jeśli nie poczują
się zagrożone. Pszczoły, które mają dostatecznie dużo jedzenia, nie przylecą do
ludzi. Ich pożywienie jest nie na ludziach, a na roślinach.
Zresztą, większość ludzi i tak nie rozróżnia pszczoły od osy
i jeśli osa zrobi im krzywdę, to oni zwykle myślą, że to była pszczoła.
Myślimy, że miód przynosi pszczoła i że wszystko czarno-żółte co lata – to
pszczoła. Nieważne, że są jeszcze osy i szerszenie, które zwykle są bardziej
niebezpieczne dla ludzi. Pszczoła nie szuka zaczepki, ona się co najwyżej broni.
Gdzie pszczoły zbierają nektar?
Mają co jeść, Warszawa jest zielonym miastem. One
potrafią pofrunąć 7-8 kilometrów od swojego domu i wrócić. Człowiekowi nieraz
ciężko wrócić, a pszczoła zawsze wraca. Latają dookoła Łazienek Królewskich, Parku
Morskie Oko, czasem nad Wisłę, na Saską Kępę. Daliśmy kiedyś próbkę naszego
miodu do badania i powiedzieli nam, że prawdopodobnie pochodzi z Rumunii. To
dlatego, że pszczoły żywiły się na kasztanie jadalnym w Łazienkach.
Czy ten miód jest inny od miodu, który możemy dostać w sklepie?
Ciężko mi powiedzieć, bo ja nie kupuję miodu. Dla
bezpieczeństwa, żeby nikt nam nie zarzucił, że nasz miód jest niezdrowy, robimy
badania. Te badania pokazują, że nasz miód jest nawet czystszy niż ten, który
jest na wsi. Pszczoły nie dopuszczają, żeby metale ciężkie dostawały się do
miodu. W Warszawie i dookoła nie ma za bardzo fabryk, benzyna jest bezołowiowa,
w okolicy Łazienek nie ma tylu zanieczyszczeń. Wyniki pokazują, że w naszym
miodzie jest zdecydowanie mniej metali ciężkich niż wskazują dopuszczalne
normy.
Jak wygląda
miodobranie?
Miód pozyskuje się tylko w miesiącach letnich. Pierwszy
miód mamy zwykle w maju. Do uli zaglądamy, kiedy zaświeci pierwsze słońce, są już
dodatnie temperatury i pierwsze pszczoły wylatują z uli. To znak, że trzeba do
nich zajrzeć i zobaczyć, co się dzieje – na przykład, czy nie trzeba im pomóc.
Czasem zima jest bardzo długa i kończy się zapas miodu, który miały na zimę.
Dokarmiacie je
Państwo regularnie zimą?
Nie, zimą nie dokarmiamy pszczół syropem cukrowym. Na
zimę zostawiamy im po prostu miód w ulach. One zresztą same decydują, ile go
potrzebują, oddają nam tylko nadmiar. Mamy takie specjalne ule wielopoziomowe,
które są tak zaprojektowane, że pszczoły na dole zostawiają tyle miodu, ile im
potrzeba, a do góry oddają nadwyżkę. My zabieramy miód tylko z góry i nie
okradamy ich do końca.
W jaki sposób miód z plastra trafia do słoika?
Pszczoła żyje około 50 dni. Najpierw pracuje tylko w
ulu i przenosi na wyższe piętra ula ten miód, który przyniosły starsze
pszczoły. Nektar trafia do ula, przenoszą go z komórki do komórki w plastrach,
dodając swój enzym, który zamienia nektar na miód – miód w ten sposób dojrzewa.
Po jakimś czasie pszczoła może wyfrunąć i sama przynosić nektar do ula. Jeśli
komórka jest pełna miodu, pszczoła decyduje, że on jest już gotowy i wtedy
zalepia ją woskiem. To dla nas znak, że można go podebrać. Wtedy plaster trafia
do wirówki. Potem miód musi jeszcze odstać swoje. Nie możemy go od razu
szczelnie zamknąć, bo mógłby się zepsuć. Musi postać i dopiero po 5-10 dniach
można go przelać do słoików i zamknąć.
Czy dobry
miód powinien zostać płynny czy się zestalić?
Prawdziwy, dobry miód powinien się w miarę szybko
skrystalizować. To zależy od ilości wody w miodzie, bo pszczoła do miodu dodaje
wodę – musi przecież coś pić. Ilość wody zależy od środowiska w którym żyją
pszczoły. Jeśli pszczoły są dokarmiane, to w miodzie jest dużo wody. Jak jest
dużo wody, to miód się wolniej krystalizuje.
Poza tym, dokarmiane pszczoły się rozleniwiają. One nigdzie
nie muszą fruwać. Wyfruną z ula, mają miejsce, gdzie stoi pojemnik ze słodką
cieczą i to przynoszą do ula.
Kiedyś we Francji był taki przypadek, że trafił się w ulu
miód w kolorze niebieskim. Wszyscy zachodzili w głowę, co się stało, co te
pszczoły zrobiły. Robili badania i okazało się, że miód jest zdrowy i wszystko
z nim w porządku, oprócz tego niebieskiego koloru. Nikt nie wpadł na pomysł, żeby
obejrzeć środowisko, w jakim żyły te pszczoły. A tam, niedaleko, półtora
kilometra od pasieki, stała fabryka M&Msów. Pszczoły korzystały z odpadów
produkcyjnych, bo były słodkie. I smaczne. One sobie przynosiły pokarm, a
wielcy specjaliści się dziwili, że ten miód jest niebieski…
Czy miód
zbierany w maju różni się od miodu wrześniowego?
Tak, różni się kolorem. Im młodszy, tym jaśniejszy.
Miód, który wybieramy na końcu też jest wielokwiatowy, ale ciemniejszy.
Dlatego, że okresy miodobrania są dłuższe. Miód dłużej dojrzewa w plastrze i
staje się ciemniejszy.
A który miód jest najlepszy w kuchni?
Każdy, który jest słodki. To oczywiście zależy od
upodobań. Jeden jest ostrzejszy, inny łagodniejszy. Teraz na przykład wszyscy
zachwycają się miodem wrzosowym, jest taka moda, choć on jest strasznie drogi. A
skoro już za niego trochę zapłacili, to musi być cudowny…
U nas w kuchni miód stosujemy, żeby zastąpić cukier. Cukier nie
jest naturalny, powstaje w fabryce. Miód jest naturalny, wyprodukowany przez
zwierzę. Tak jak z mlekiem – lepsze jest mleko prosto od krowy niż mleko UHT.
Tak samo miód jest bezpieczniejszy i zdrowszy. Miód sprawia, że nasze ciało uodparnia
się na choroby. Niektórzy mówią przecież „zachorowałeś, weź miodu”. Choć
oczywiście to nie jest tak, że po łyżce miodu przechodzą ci wszystkie choroby,
to jest długi proces.
Ale czy
cukier można zawsze zastąpić miodem?
Tak, bo przecież cukier potrzebny jest tylko po to,
żeby coś było słodkie. Kiedy receptura mówi „daj 200 g cukru”, możesz dać 100 g
miodu. To zależy od tego, jak słodkie ciasto chcesz zrobić. Cukier zawsze można
zastąpić miodem.
Dorośli zwykle jedzą miód, bo wiedzą, jakie korzyści z jego
jedzenia płyną. Dzieci zwykle nie lubią miodu, muszą dorosnąć. Ja jako dziecko
też nie lubiłem miodu, może dlatego, że wszyscy nakłaniali mnie, żeby ten miód
jeść… Ale z wiekiem człowiek dojrzewa, przyzwyczaja się. Trzeba człowieka przyzwyczaić
do miodu, trzeba go jeść codziennie. I my byśmy chcieli ludzi uzależnić od
miodu.
super wywiad! już kolportowałam go w pracy.
OdpowiedzUsuń