O tym, po co pali się
kawę, jak odróżniać jej smak i o tym, czy warto sobie kupić ekspres ciśnieniowy
rozmawiamy z Bartkiem Koziną, znawcą
kawy, właścicielem krakowskiej palarni kawy i kawiarni Karma, mistrzem i
wicemistrzem Polski w kategorii cup
tasting.
C&D: Parzymy
kawę w domach, w kawiarniach, obserwujemy jak espresso spływa do filiżanek,
wszystko widać jak na dłoni. A palenie kawy jest bardziej tajemnicze, kupujemy
kawę już wypaloną. Po co właściwie pali się kawę?
B.K.: Kawę się pali po to, żeby nadać jej
smak, to znaczy – żeby zmienić jej oryginalny smak. W trakcie palenia można nad
smakiem kawy pracować, jeśli tylko ma się umiejętności, wiedzę, doświadczenie,
dobry piec… Można wpływać na kwasowość, słodycz, gorycz, wszystko można do
pewnego stopnia regulować. Ale jeśli czegoś nie ma w surowym ziarnie – na
przykład słodyczy – to wypalając to ziarno i próbując wszystkich możliwych
metod, spędzając godziny, dni, tygodnie nad tą jedną kawą, nie jesteśmy w stanie
wydobyć czegoś co nie istnieje. Ziarno musi posiadać te cechy, które chcemy w
czasie palenia „wyciągnąć”.
Poza tym, coraz więcej ludzi nie chce już palonej kawy, ale
używa zielonego ziarna… Ostatnio zrobiliśmy cupping
czterech zielonych kaw. Jak zaleje się niepalone ziarno, to powstaje z tego
bardzo fajny napój. Dietetyczne, wspomaga odchudzanie, (choć to już podobno
nieprawda) więc próbuje się używać zielonej kawy jak zielonej herbaty. Jest
słodsza i nie ma goryczy. Ale musi to być zielone ziarno wysokiej jakości.
Przypuszczam, że zalewanie robusty mogłoby przynieść zupełnie kiepski efekt.
Robusta jest znacznie
gorsza niż arabica?
Jest prymitywna. Czuć to w kawach rozpuszczalnych. Ma prosty
smak. Chociaż w Norwegii jest palarnia, przygotowują świetne kawy, mają ponad
stuletnią tradycję, a w ich magazynie widać worki z robustą, dla nieco mniej
wymagających klientów. Ale zasadniczo nikt, kto poważnie podchodzi do jakości
kawy nie decyduje się na takie rzeczy. My wiemy, jak jest uprawiana nasza kawa,
na jakiej plantacji, na jakiej wysokości rośnie, jakie to odmiany, nawet ile
pan Rodriguez płaci pracownikom i jakie dostają posiłki.
Wszystko jest napisane
na workach z kawą, które sprowadzacie? Czytasz etykietę i wiesz już wszystko o
ziarnie?
Prawie wszystko wiemy o kawie, gdy jej spróbujemy, gdy jest
już w filiżance. Ocenianie smaku ziarna na oko to bzdura, poza ewidentnymi
felerami: grzybami, robakami, kamieniami, które ocenić można gołym okiem. Z
takimi kawami nie mamy jednak do czynienia.
Region może budzić skojarzenia, są charakterystyki kaw z
różnych krajów. Brazylia różni się od Kenii. Ale z Brazylii mogą być kawy
marne, przemysłowej jakości, uprawiane
na niskich wysokościach, gdzie uprawy wyglądają jak wielkie pola kukurydzy, z
rurociągami do nawożenia i wjazdami dla wielkich traktorów, a mogą być też kawy
z trudno dostępnych regionów, położonych wyżej, z plantacji działających na małą
skalę. Takie przynoszą doznania smakowe porównywalne ze starannie
wyselekcjonowanymi Keniami czy Etopiami, dostarczają dużo ciekawych i
intensywnych smaków.
Próbujemy, czytamy, ale dopiero po wypaleniu i zaparzeniu
wiemy, czy chcemy zamawiać taką kawę czy nie. Sprowadzamy zielone ziarna w
workach po 60-70 kilogramów, ale wcześniej dostajemy próbki kawy. Jak nie wiemy
jeszcze, czy chcemy ją mieć w sprzedaży, to wypalamy 50-300 gramów w samplerze,
czyli takim małym elektrycznym piecyku. Na początku chodzi o ogólny zarys tego
ziarna i sprawdzenie, czy ono się nadaje.
Wiele osób kupuje sobie takie piece do domu i sami palą kawę.
Zamawiają sobie zielone ziarno. W Polsce trudno kupić kilogram zielonego
ziarna, ale na przykład w Stanach jest
to już dużo łatwiejsze.
Ile smaku ostatecznego
zależy od palenia, a ile od ziarna?
Nie umiem odpowiedzieć. Na smak kawy składa się przede
wszystkim to, w jakich warunkach jest uprawiana. Liczy się ziemia, metoda
uprawy i procesowania po zbiorze. Wczoraj na cuppingu mieliśmy kawy z tej samej plantacji, z tego samego
regionu, ale jedna była kawą obrabianą naturalnie, niepłukaną, owoce były
suszone na słońcu na patio, a druga była płukana. Dwie różne kawy.
Jak wygląda palenie
kawy?
Prosto. Wrzucamy ziarno do pieca, trafia tam specjalną rurą,
przy 175 stopniach. I obserwujemy, bo każda kawa zachowuje się inaczej.
Nasz piec ma zamknięty obieg powietrza, źródło ciepła
znajduje się poza piecem. Wszystko, z czym kawa ma do czynienia to powietrze
podgrzane do odpowiedniej temperatury. Wypala kawę delikatnie. Ten piec jest
bardzo oszczędny i ekologiczny, jak wyrzuca powietrze, to nie ma żadnego dymu,
żadnych zapachów. Może poza takimi przyjemnymi karmelowymi historiami…
To jest piec 15-kilogramowy, możemy więc wsypać 15 kilo
ziarna, ale nigdy tego nie robimy. Wsypujemy 12-13 kilo maksymalnie, a
zazwyczaj palimy 3 kilogramy. Choć ludzie podobno wypalają w takim piecu nawet
próbki 200-300 gram. Temperaturę i czas widzimy na wyświetlaczu. Palenie trwa
pomiędzy 9 a 13 minut. Kawa w tym czasie pęka jak popcorn, słychać taki
charakterystyczny dźwięk, i zaczyna pachnieć. Wiemy mniej więcej w jakich
okolicach temperaturowych jest „crack”. Zresztą, tu jest próbnik, możemy to
obserwować. Od pęknięcia odmierzamy dokładnie czas. Kawy do espresso wypalane
są nieco dłużej.
Wypaloną kawę studzimy, włącza się mocny wentylator, żeby
ostudzić kawę do 40 stopni mniej więcej. To jest ważne, żeby szybko zatrzymać
proces palenia. Na samplerze palimy odrobinę jaśniej niż na dużym piecu, bo to
pozwala lepiej wychwycić felery kawy.
W ogóle palicie dość
jasno tę kawę…
Nasza filozofia i preferencje smakowe są takie, żeby nawet
espresso było owocowe. Staramy się, żeby kawa oferowała więcej doznań niż
gorycz. Kaw wysokogatunkowych nie pali się na śmierć. Na śmierć pali się kawy,
które są słabej jakości. Kawa, która będzie smakować goryczą i czekoladą to
żadna sztuka. Każdą kawę da się wypalić aż do momentu, kiedy będzie smakować
popiołem…
A co powinna ludziom
powiedzieć np. „Kenia” w opisie kawy? Jak opisujecie swoje kawy?
Jak ktoś do nas przychodzi i mówi, że chce zamówić kawę, to
mówimy, że mamy do wyboru dzisiaj Kenię i Salwador. Mówimy prosto: Kenia ma
wyższą kwasowość, jest porzeczkowa, a Salwador jest miodowy, słodki, owocowy,
ale nie tak kwasowy jak Kenia. I większość osób na słowo „kwasowość” w kawie od
razu zmierza w stronę Salwadoru.
Do tradycyjnego espresso nadają się na przykład kawy o
bardziej orzechowych i czekoladowych profilach – Brazylia, Kolumbia.
Generalnie, staramy się operować prostymi terminami. Jak trzy
lata temu wchodziło się na strony producentów kawowych, to tam był pod tym
względem prawdziwy „Pan Tadeusz”. Teraz jest znacznie prościej, na przykład
pisze się: „brzoskwinia, agrest, miód”. Powstało zresztą „koło smaku” (wheel of taste), tam jest to wszystko ładnie opisane i nawet najbardziej znane palarnie
się do tego stosują.
Jak to się ma do
kawowego gustu Polaków? Chyba większość lubi gorzką, czekoladową kawę, a wy im
proponujecie owocową, słabiej wypaloną…
Nie interesują nas te głosy w ogóle. Istniejemy od czterech
lat, mamy grono klientów, którzy rozpoczęli kawową przygodę z nami, których
interesują smaki i doznania. Jesteśmy odważni i chcemy oferować ludziom nowe
doświadczenia.
Szefowie awangardowej restauracji Relae w Kopenhadze mówią,
że mają u siebie co wieczór kilka stolików, przy których goście siedzą i
zupełnie nie kapują tego co mają na talerzach, takiego podejścia i smaku.
Właściciele twierdzą też, że w takich sytuacjach starają się tych ludzi otoczyć
troską. Zakładają, że nawet jeśli
posiłek, przy którym zasiadasz, przekracza Twoje poznawcze możliwości,
to spotykając się z rodziną czy kumplami ciągle możesz dobrze się bawić przy
nim.
Jeśli ktoś jest w stanie powiedzieć mi, że on woli gorzką,
jednowymiarową kawę, to nie będziemy go zmuszać, żeby do nas wracał. Czasem zdarza
się, że najgorsza kawa na stole jest czyjąś ulubioną. Taka, w której nie ma ani
grama owoców, ani grama cytrusów, ani grama słodyczy – jest po prostu kawuchą.
Jeśli ktoś pozostaje na tym etapie, to klapa. Ale jeśli próbuje, rozwija się,
to super.
A dodawanie mleka do
kawy?
Wielu ludzi w pewnym momencie przestaje i okazuje się, że ta
kawa jest smaczniejsza.
A kiedy Ty ostatnio
dodałeś mleka do kawy?
Do czarnej kawy – to pewnie ze cztery lata temu. Ale dobre
cappuccino to jest rzecz, którą robię i ciągle sprawia mi przyjemność. Dobre
cappuccino wymaga po prostu dobrej kawy, dobrego mleka i dobrego baristy.
Na jakim poziomie jest
świadomość kawy w Polsce?
Dopóki kawiarnia ma espresso, klientów i pieniądze, to nie ma
co się tak skupiać na kawie – i ja trochę to myślenie rozumiem. To jest
początek drogi tu, w Krakowie. W Londynie jest już kilkanaście fajnych palarni,
w Amsterdamie kilka. To się powoli zmienia. Na przykład w świadomych
kawiarniach coraz częściej są single, a nie blendy. Odkąd mamy własną palarnię
też nie sprzedajemy mieszanek. Kawa pochodzi z jednej plantacji, od jednego
plantatora. Kawy są teraz tak zadbane od momentu posadzenia do momentu
zaparzenia, że nie trzeba ich ze sobą mieszać. Trzeba ja natomiast umiejętnie
wybierać.
A jaki związek ma
palenie kawy ze sposobem jej parzenia? Znamy kawiarki, ekspresy ciśnieniowe,
coraz modniejsze są chemexy, dripy, French pressy. W czym najlepiej jest parzyć
Waszą kawę?
Jak ktoś jest ogarnięty i ma w domu swój aeropress albo drip
to jest większa szansa na dobrą kawę. Jak się nie przegnie bagiety, to kawa ma
szansę zachować swój charakter przy parzeniu. A jeśli ktoś bierze kawę od nas
do ekspresu ciśnieniowego, o którym nie ma pojęcia i raz ją parzy trzydzieści
sekund, a raz pięć, to równie dobrze mógłby kupować kawę skądkolwiek.
Ludzie mają czasem w domach ekspresy ciśnieniowe, za które
zapłacili tysiące złotych, mam jednego klienta, który kupił do domu ekspres za
10000 złotych. Stać go, interesuje się kawą i wie co robi. Często jednak ludzie
chcą kupić taką maszynę, żeby tylko nacisnąć i żeby coś czarnego wlało im się
do filiżanki, ale nie zdają sobie sprawy, że na jakość kawy wpływa przede
wszystkim utrzymanie w czystości elementów tego mechanizmu, filtracja wody… A
bywają ekspresy podłączone wprost do sieci wodociągowej…
Jak ktoś mnie pyta jaki ma kupić ekspres ciśnieniowy, to
mówię mu: nie kupuj ekspresu. Kup sobie lepiej wagę, dripper, czajnik do
zalewania i młynek z regulacją stopnia mielenia za parę stówek. Taki układ daje
większe i ciekawsze doznania. Można wyczuć różnice w zależności od wielkości
porcji, grubości zmielenia. Jak ktoś ma zajawkę na kawę, to ja odradzam
kupowanie sobie ekspresów ciśnieniowych w supermarkecie. To jest bez sensu.
Ile trzeba odważyć
kawy na filiżankę?
Zależy jak ją robimy. W naszym stylu jest robienie niskich
gramatur. 26 gramów kawy na 500 gramów wody. Są kawiarnie, które się boją i
przedozowują kawy. Nie chcą żeby ludzie przynosili im filiżanki reklamując, że
dostali herbatę zamiast kawy. W
kawuchach ginie wtedy mnóstwo subtelnych rzeczy.
Generalnie wolicie
kawy mniej gorzkie i słabsze?
Tak. Choć określanie mocy kawy po ilości goryczy to bzdura.
Gorycz nie ma nic wspólnego z zawartością kofeiny i określeniem „mocna” lub
„słaba”. Wszystkie badania pokazują, że kawy przelewowe mają więcej kofeiny niż
espresso. Choć przyznaję, że tego do końca nie kupuję, bo po sześciu espresso
jestem w stanie lekkiej drżączki, a litr
kawy z dripa nie robi na mnie wrażenia... Może zupełnie inaczej przyjmuje to
mój organizm.
Opowiedz jak wyglądają
mistrzostwa Cup Tasting? Zajmujesz się w końcu nie tylko paleniem, ale i
degustowaniem kawy.
Dwa razy brałem udział w zawodach. Dostaje się na nich 8
zestawów po 3 filiżanki kawy w każdym. W każdym zestawie składającym się z
trzech filiżanek w dwóch filiżankach kawa jest taka sama kawa, w jednej inna.
Ma się 8 minut i trzeba wytypować tę kawę, trzeba znaleźć tę, która smakuje
inaczej. Decyduje liczba właściwych odpowiedzi. Jeśli dwóch gości zgadnie
osiem, co się rzadko zdarza, to o zwycięstwie decyduje lepszy czas. Byłem na
pierwszych zawodach dwa lata temu i wygrałem. W tym roku byłem trzeci. Wygrałem
eliminacje, ale w finale były bardzo niewielkie różnice między kawami. Zwykle w
finale rozpoznaje się 7-8 filiżanek, tym razem ja miałem 4, a zwycięzca 5.
Jak się przygotowujesz
do takich zawodów?
Piję kawę. Ćwiczyłem z naszym baristą. On robił kawę,
ustawiał mi zestawy, stoper i sprawdzaliśmy. Jest w tym dużo pracy, ale jest
super, kiedy pracujesz z kimś, kto pracuje za barem i też próbuje tych kaw.
Czy przed zawodami coś
jecie?
To jest kwestia dowolna. Chyba lepiej coś zjeść. Jak jechałem
na Mistrzostwa Świata, to się trochę się przegłodziłem myśląc, że wyjdzie mi to
na dobre. Teraz bym tego nie powtarzał. Myślę, że dopóki sił starczy będę brał
udział w tych zawodach.
Sędziowie nie mają tu nic do gadania – jesteś ty i kawa. W
mistrzostwach baristów są sędziowie, trzeba przed nimi pląsać, podawać kawę w
odpowiednich filiżankach, ładnie się ubrać, zrobić sobie fryzurę, a na to
jestem zdecydowanie za stary. Wtedy też chyba nie zawsze chodzi o kawę.
Problem większości kawiarni w Polsce jest taki, że barista
często jest ważniejszy niż kawa, klient, właściciel. My staramy się tego nie
powielać. Nie spełniamy też zachcianek klientów. Jeśli pani chce kawę z
cynamonem, to może ją podamy, dlatego, że cynamon mamy w kuchni, ale nie mamy
żadnych syropów. Staramy się, żeby kawa była przedstawiona klientom w sposób,
jaki nam smakuje, w sposób, jaki należy się tym, którzy ją uprawiali,
przygotowywali, zbierali.
Jak w takim razie
szkolicie swoich baristów?
Kiedy wokalista zespołu TOOL, po kilku latach uprawy
winorośli i zgarnięciu prestiżowej nagrody za swoje wino, został zapytany, jak
to się stało, że w ciągu trzech lat osiągnął tak znakomity wynik, wskazał na
lampkę wina i powiedział że trzeba pić dużo tego. Wczoraj mieliśmy na przykład
cupping przed zebraniem, 14 kaw. Nasza polityka szkoleniowa jest taka, że
trzeba pić jak najwięcej kawy, próbować różnych kaw – kawę, też kawy które były
palone rok temu. Muszą wiedzieć czym różni kawa zwietrzała od tej, która
zachowuje intensywność. Próbują espresso, które leje się 5 sekund i tego które
leje się 50. Muszą obserwować, porównywać, myśleć i czuć. I zachowywać
otwartość. Żeby to nie było „wrzucanie” w siebie kawy.
Jakbyś opisał
najlepszą kawę, jaką piłeś?
Obecnie jestem pod wrażeniem espresso, które piłem w
Amsterdamie. To espresso było jednocześnie ciężkie, słodkie, cytrusowe,
jaśminowe i bez goryczy. Bardzo podobne do tego co robimy. Bezkompromisowe. To
jest droga, którą chcę podążać. Wydaje mi się, że nie ma odwrotu przed kawami
owocowymi, bo dla każdego świadomego konsumenta to jest absolutnie ciekawsze
niż picie zwykłego espresso.
To jest właściwie niekończąca się historia. Ludzie sadzą
teraz odmiany, które nie są właściwe dla danych rejonów upraw po to, żeby
zobaczyć jak się będą przyjmować. One produkują profile smakowe, które nigdy
wcześniej nie były znane. Kręci mnie to, że kawa jest substancją, która podobno
ma najwięcej molekuł smakowych. Jasne, że z tego odczuwamy tylko jakiś procent,
w zależności od tego czy trenujemy czy nie. Ale żadna czekolada czy herbata nie
równa się kawie, jeśli chodzi o doznania, jakich dostarcza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za odwiedziny!
M+A